Ciemna karta w karierze Paulo Sousy. Ten kontrakt wywołał aferę

Paulo Sousa, który został nowym selekcjonerem reprezentacji Polski, nie wspomina dobrze swojej ostatniej pracy w roli trenera. Portugalczyk nie poprowadził do sukcesów Girondins Bordeaux, a na dodatek wielkie kontrowersje wywołał jego kontrakt.


Polska - Estonia
Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Paulo Sousa Getty Images / Etsuo Hara / Na zdjęciu: Paulo Sousa
Zbigniew Boniek ogłosił, że nowym selekcjonerem reprezentacji Polski został Paulo Sousa. Portugalczyk będzie miał za zadanie wywalczyć awans do mistrzostw świata w 2022 roku i osiągnąć sukces na tegorocznych mistrzostwach Europy.

50-latek ma za sobą znakomitą karierę piłkarską (dwa razy triumfował w Lidze Mistrzów, z Juventusem i Borussią Dortmund), jednak jako szkoleniowiec o takich sukcesach może pomarzyć.

Portugalczyk pracował w wielu klubach, jednak nie w tych z najwyższej półki: Queens Park Rangers, Swansea City, Videoton, Maccabi Tel Awiw, FC Basel, Fiorentinie, a jego ostatnim miejscem pracy było Girondins Bordeaux. I Sousa nie ma z Francji najlepszych wspomnień.

ZOBACZ WIDEO: Jerzy Engel ostrzega nowego selekcjonera reprezentacji Polski. "Przeskok jest kolosalny"

Trafił tam w marcu 2019 roku, gdy władze klubu zwolnili Ricarda Gomesa. Już początek nie był łatwy - w kwietniu i maju Żyrondyńści przegrali sześć meczów z rzędu. Ostatecznie udało się utrzymać w Ligue 1, jednak na rozczarowującym 13. miejscu.

Nowy sezon miał być inny, lepszy. Sousa dostał czas, by poukładać drużynę po swojemu. Rozgrywki 2019/20 zakończyły się jednak wielkim rozczarowaniem dla kibiców z Bordeaux. Oczywiście sezon został skrócony przez pandemię koronawirusa, jednak w 28 kolejkach drużyna wygrała zaledwie dziewięć meczów, tyle samo też przegrała i powtórzyła miejsce w tabeli z 2019 roku.

Wielkie kontrowersje i krytykę dziennikarzy oraz kibiców wzbudzały nie tylko decyzje personalne Sousy (choćby stawianie na mającego lata świetności za sobą Jimmy'ego Brianda), ale też zapis w kontrakcie Portugalczyka, do którego dotarły francuskie media.

Po pierwsze Sousa zarabiał gigantyczne pieniądze, około 300 tysięcy euro miesięcznie. Następnie wyszło na jaw, że trener miał zagwarantowany jeden procent od transferów wychodzących z Girondins Bordeaux - donosiło "L'Equipe". Na dodatek, według mediów, w sprowadzeniu do klubu Remiego Oudina za 10 mln euro uczestniczyć miał menadżer Sousy, choć nigdy tego nie udowodniono.

- Jak to w ogóle możliwe?! Każdy normalny trener walczy o swoich najlepszych piłkarzy, chce go zatrzymać u siebie tak długo, jak się da. A tutaj przychodzi szkoleniowiec, który za sprzedaż otrzymuje pieniądze. To skandal - komentował wówczas Christophe Dugarry, były reprezentant Francji.

Jego umową z klubem zajęły się władze ligi, które ostatecznie zabroniły tego procederu. Jednak - według prasy - szkoleniowiec miał przenieść ten procent zysków na punkt w kontrakcie dotyczący praw do wizerunku.

Sprawa kontraktu Sousy żyła we francuskich mediach i tylko pogorszyła jego odbiór przez kibiców Żyrondystów. Na dodatek Portugalczyk popadł w poważny konflikt z prezesem, Frederikiem Longuepee. Tak, w poprzednim sezonie klub z Bordeaux nie wyglądał zbyt poważnie, a kolejne afery wyskakiwały co kilka tygodni.

Gdy więc 10 września klub ogłosił zakończenie współpracy z Portugalczykiem, fani nie czuli smutku. Trudno się dziwić, skoro osiągnął najgorszy wynik punktowy w klubie od 1996 roku!

- Dziękuję wszystkim, którzy sprawiali, że czułem się w tym miejscu wyjątkowy. Dziękuję piłkarzom za pracę i walkę. Najważniejsza była dla mnie jednak dusza klubu, którą tworzą kibice. Moja misja tutaj dobiegła końca, ale jestem przekonany, że wy dalej będziecie walczyć! - przekazał na pożegnanie.

Dodajmy, że akurat za kadencji Sousy z Girondins Bordeaux odszedł polski obrońca Igor Lewczuk.

Koniec transferowej sagi Arkadiusza Milika! Czytaj więcej--->>>

OGLĄDAJ MECZE REPREZENTACJI W PILOCIE WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×