Pokraczna logika Zbigniewa Bońka. Winne media i krytyka [OPINIA]

Getty Images / Matteo Ciambelli / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek
Getty Images / Matteo Ciambelli / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek

Okazuje się, że spory wpływ na decyzję Bońka o zwolnieniu Brzęczka miała presja publiczna. Prezes PZPN przez lata utrzymywał, że selekcjonerem reprezentacji musi być Polak. A teraz atutem Paulo Sousy ma być... nieznajomość polskiego.

W czasie trwania czwartkowej konferencji prasowej dużo było odniesień Zbigniewa Bońka do internetowego hejtu czy śmieszkowania w mediach społecznościowych z byłego selekcjonera Jerzego Brzęczka. Dużo było też nawiązań do krytycznych opinii dziennikarzy o grze kadry.

Boniek sugerował, że również z tego powodu musiał zareagować stanowczo i zwolnić trenera już teraz. Jakby to w szerszym kontekście miało jakiekolwiek znaczenie i wpływało na pracę Brzęczka. Tymczasem prezes związku całkiem poważnie używał tego argumentu.

- Wszyscy mają do siebie jakieś pretensje, oblężona twierdza, "Niekochani"... czy to jeszcze można odwrócić w drugą stronę? Wydawało mi się, że margines na to jest prawie żaden, dlatego podjąłem taką decyzję - tłumaczył Boniek.

ZOBACZ WIDEO: Jerzy Engel ostrzega nowego selekcjonera reprezentacji Polski. "Przeskok jest kolosalny"

Z ulgą dodawał też, że przynajmniej Paulo Sousa nie będzie miał problemu z hejtem, bo nie zna polskiego języka i ewentualnej krytyki nie zrozumie. - Trener zagraniczny nie będzie musiał od razu czytać specjalistów, z którymi ani razu nie zamienił słowa - mówił Boniek.

Osobie sprawującej tak poważną funkcję w polskiej piłce raczej nie wypada wymieniać takich przykładów. W ogóle mówienie o tym publicznie jest po prostu nie na miejscu. Memy, przeróbki zdjęć czy inne gify są - z całym szacunkiem - dobre dla młodzieży. Bądźmy szczerzy - gdyby prezesa rozliczać za aktywność na Twitterze, można by tam znaleźć więcej wtop niż podczas całej kariery trenerskiej Brzęczka.

Boniek niejednokrotnie odnosił się też do krytyki dziennikarzy, co w pewnym momencie zaczęło już być męczące. Skoro prezes sam zdecydował o rozstaniu się z selekcjonerem, to jednoznacznie przyznał publicznie, że coś zrozumiał. I to po awansie na Euro 2020, utrzymaniu się w pierwszej grupie Ligi Narodów, kilku "sukcesach" na papierze. A jednak na koniec wystawił selekcjonerowi krytyczną opinię: podejmując suwerenną, jednoosobową decyzję. Bez konsultacji z nikim.

Przez wiele lat Zbigniew Boniek utrzymywał, że selekcjoner reprezentacji musi być Polakiem. Ze względu na znajomość rynku piłkarzy, języka i tę samą mentalność. Niecałe dwa lata temu mówił dla "Przeglądu Sportowego": "Jeżeli pan uważa, że portugalski trener jest taki dobry, dlaczego polskie kluby nie wezmą sobie ich szesnastu? Weźcie sobie! Pan ma receptę na piłkę: wyedukowanych, dobrych trenerów z Portugalii. W Polsce ciągle obce jest lepsze od naszego" - mówił prezes w kwietniu 2019 r.

Po raz kolejny zmienił front, odwracając perspektywę o 180 stopni. Teraz atutem nowego selekcjonera ma być nieznajomość polskiego i realiów.

Marek Wawrzynowski: Nowy selekcjoner czyli ryzykowna gra prezesa Bońka [FELIETON]

Sousa zaskoczył Bońka. "Wiedział wszystko. Tym mnie urzekł"

Źródło artykułu: