Serie A: niepokonany Wojciech Szczęsny. Juventus nie odpuszcza liderom

PAP/EPA / LUCA ZENNARO / Na zdjęciu: Federico Chiesa cieszy się z gola
PAP/EPA / LUCA ZENNARO / Na zdjęciu: Federico Chiesa cieszy się z gola

Juventus FC przestał tracić gole. Zachował czyste konto w czwartym meczu z rzędu, co wcześniej zdarzało się od święta. Tym razem Wojciech Szczęsny nie przepuścił piłki do bramki w wygranym 2:0 meczu z UC Sampdorią. Grał też Bartosz Bereszyński.

- Oceniam pierwszą część sezonu całkiem pozytywnie, choć mogliśmy mieć o kilka punktów więcej niż posiadamy. Gramy na kilku frontach, to męczące rozgrywki, a po drodze pojawiło się kilka problemów. Pozostajemy jednak w wyścigu o wszystkie trofea i naszym celem jest przejść każdą z dróg do końca - powiedział Andrea Pirlo przed startem rundy rewanżowej. Prowadzony przez niego Juventus FC musi w niej regularnie punktować, żeby dogonić prowadzące w walce o mistrzostwo Włoch zespoły z Mediolanu.

Juventus nie dominował w Genui tak wyraźnie jak w pojedynku z Sampdorią na inaugurację sezonu, ale zdołał stosunkowo wcześnie zdobyć prowadzenie, które ułatwiło grę w dalszej fazie meczu. W 20. minucie Federico Chiesa wbiegł w pobliże bramki Emila Audero i oddał uderzenie z bliska na 1:0. Reprezentant Włoch dostał podanie w tempo od Alvaro Moraty i pozostało mu dopełnić formalności.

W pierwszej połowie Sampdoria wybrała się kilkakrotnie na połowę Juventusu, jednak miała problem z kreowaniem sytuacji podbramkowych. Na desancie grali Fabio Quagliarella i Keita Balde Diao, jednak żaden nie zatrudnił strzałem celnym Wojciecha Szczęsnego. Polak popracował na przedpolu i poradził sobie na przykład z dośrodkowaniem rodaka Bartosza Bereszyńskiego. Były zawodnik Lecha Poznań i Legii Warszawa zajął miejsce na prawej stronie w defensywie Blucerchiatich.

ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Czy psycholog jest potrzebny na zgrupowaniach kadry? "To zależy od oczekiwań każdej strony"

W przerwie trenerzy nie zdecydowali się na zmiany. W przypadku Juventusu nie było to zaskoczeniem, ponieważ podopieczni Andrei Pirlo funkcjonowali na boisku poprawnie i zarządzali swoim skromnym, ale zasłużonym prowadzeniem. W ataku poza wspomnianymi już Federico Chiesą oraz Alvaro Moratą grał Cristiano Ronaldo. To trio szukało sposobu na podwojenie zaliczki. W 56. minucie reprezentant Hiszpanii trafił do bramki, ale nie było gola z powodu spalonego w momencie podania Arthura Melo.

Z kolei Sampdoria musiała podkręcić tempo, jeżeli chciała zaszkodzić faworytom. W kwadransie po przerwie kilkakrotnie otworzyła się przed gospodarzami szansa na odrobienie strat. Najlepszą miał Fabio Quagliarella po podaniu swojego kompana z ataku Keity Balde Diao. W pojedynku weteranów rewelacyjnym blokiem popisał się Giorgio Chiellini i wyręczył Wojciecha Szczęsnego. Fabio Quagliarella miał czego żałować, a Chiellini zbierał gratulacje od Polaka.

Juventus trochę igrał z ogniem. Fakt, że bronił solidnie, ale jeden fałszywy ruch mógł kosztować punkty. Podobnie jak w poprzednim meczu ligowym z Bologną FC oddał inicjatywę i dał przeciwnikom nadzieję na odwrócenie wyniku. Sampdoria nie zdołała jednak pozbawić Wojciecha Szczęsnego czystego konta, a w doliczonym czasie straciła gola na 0:2. Aaron Ramsey potwierdził wyższość Juve z podania Juana Cuadrado.

UC Sampdoria - Juventus FC 0:2 (0:1)
0:1 - Federico Chiesa 20'
0:2 - Aaron Ramsey 90'

Składy:

Sampdoria: Emil Audero - Bartosz Bereszyński, Maya Yoshida, Omar Colley, Tommaso Augello - Antonio Candreva (81' Jakub Jankto), Adrien Silva (63' Mikkel Damsgaard), Albin Ekdal, Morten Thorsby - Keita Balde Diao (68' Ernesto Torregrossa), Fabio Quagliarella (68' Gaston Ramirez)

Juventus: Wojciech Szczęsny - Juan Cuadrado, Leonardo Bonucci, Giorgio Chiellini, Danilo - Federico Chiesa (84' Alex Sandro), Arthur Melo (83' Aaron Ramsey), Rodrigo Bentancur (75' Adrien Rabiot), Weston McKennie - Alvaro Morata (78' Federico Bernardeschi), Cristiano Ronaldo

Żółte kartki: Thorsby, Ekdal, Damsgaard (Sampdoria) oraz Bentancur (Juventus)

Sędzia: Michael Fabbri

Czytaj także: ACF Fiorentina zmazała dużą plamę. Bartłomiej Drągowski nie musiał się często denerwować

Czytaj także: AS Roma podniosła się po klęskach. Siedem goli na Stadio Olimpico

Komentarze (0)