22-latek z Górnika Zabrze, były młodzieżowy reprezentant Polski, wyrósł ostatnio na czołowego obrońcę PKO Ekstraklasy, a jego nazwisko jest zapisane w notesach skautów klubów z czołowych lig Europy. Według WP SportoweFakty, jest także na liście Paulo Sousy. Więcej TUTAJ. Teraz jest na fali wznoszącej, ale przed tym jak zaistniał w piłce, los wystawił go na trudną próbę.
Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna": Kiedykolwiek zwątpiłeś w powodzenie swojej piłkarskiej kariery, chciałeś zmienić zawód?
Przemysław Wiśniewski, piłkarz Górnika Zabrze: Zawodu zmieniać nie chciałem, choć miałem dłuższą przerwę w grze. W 2017 roku rozpocząłem treningi z pierwszym zespołem, ale w meczach grałem z rezerwami. Na jednym ze spotkań w trzeciej lidze złamałem kość udową. Pierwsze dwa miesiące leżałem w łóżku z nogą w gipsie, od stopy do pasa, nie mogłem się w ogóle podnosić, aby niczego nie zruszyć. Dopiero po miesiącu gips został rozcięty, więc mogłem wykonywać bardzo delikatne ruchy, aby chociaż przemywać nogę. Kontuzję złapałem na początku sierpnia, panowały upały, a ja nie mogłem nawet się przewietrzyć. Przez kolejne miesiące rehabilitowałem się. W tym czasie do głowy przychodziły różne myśli - czy będę w stanie wrócić do formy, czy nie stracę walorów i tak dalej.
ZOBACZ WIDEO: Prezes Ekstraklasy S.A. szacuje straty klubów przez pandemię. Padła konkretna kwota
Obawiałeś się, że nie zostaniesz profesjonalnym piłkarzem?
Przychodziły takie myśli, walczyłem z nimi. Najważniejsze, że najbliżsi mocno mnie wspierali. Podobnie trener. Jestem wdzięczny, że sztab nie zesłał mnie wtedy do rezerw, a po powrocie do zdrowia mogłem wznowić treningi z pierwszym zespołem. Humor poprawiali też koledzy, którzy osiągali wtedy rewelacyjne wyniki w Ekstraklasie jako beniaminek.
Jak wyglądały te dwa miesiące w praktyce?
Do naszego salonu zostało wstawione łóżko szpitalne, nie mogłem się podnosić. Nogi chude jak patyki, mięśnie zanikały. Normalne.
Jak w ogóle doszło do złamania?
W meczu rezerw Górnika ze Ślęzą Wrocław zderzyłem się z kolanem przeciwnika, kość pękła wzdłuż i wszerz. Na szczęście nie było żadnych przemieszczeń, obyło się bez operacji. Dzisiaj nie mam żadnych dolegliwości, nie boję się w ogóle o nogę. Może inaczej byłoby, gdybym uszkodził więzadła w kolanie albo kostce, bo wtedy zostaje blokada w głowie, ale w przypadku kości wszystko wróciło do sprawności, mogę grać na pełnych obrotach. Wróciła szybkość, dynamika, ogólna forma piłkarska.
Inna sprawa, że pół roku po złamaniu miałem lecieć z pierwszą drużyną na obóz przygotowawczy na Cypr. Kiedy wróciłem do lekkich treningów, spuchło mi kolano. Lekarze ściągnęli płyn, pojawiła się w nim krew. Pierwsza myśl, która przyszła do głowy - zerwane więzadło. Przechodziłem serie badań, rezonanse i okazało się, że mam je naderwane. Nie mogłem pojechać na obóz. Przeszedłem delikatny zabieg, lekarze oczyścili wnętrze kolana i potrzebowałem półtora miesiąca na rehabilitację. Pod koniec marca 2018 wróciłem do gry. To były trudne momenty, ale dzięki nim wiem, że nic nie jest w stanie mnie złamać.
Akurat twardy charakter to wiadomo po kim masz... (ojciec Przemysława to Jacek Wiśniewski, znany ligowiec z przełomu wieków - przyp. red.)
Nie byłem w dzieciństwie jakoś specjalnie hartowany, aby podnosić wytrzymałość na ból, spokojnie. Po prostu mamy takie cechy charakteru, ale w życiu codziennym jestem przeciwieństwem taty. Raczej należę do ludzi spokojnych i cichych.
Porównania do ojca mogą męczyć?
Kiedy wchodziłem do pierwszego zespołu, było to męczące. Z czasem przywykłem do tych tekstów, a teraz w ogóle nie chcę porównywać się do taty. On swoją historię napisał i zapracował na pozycję w polskiej piłce. Ja piszę swoją.
Które miejsce Górnik zajął w tabeli Ekstraklasy za cały 2020 rok?
Drugie albo trzecie.
Drugie.
Mamy za sobą udany rok. Wiosną mieliśmy wiele dobrych momentów, jesienią też punktowaliśmy. Nie chcemy jednak składać żadnych deklaracji. O konkretnym celu powiemy pod koniec sezonu. W każdym razie, chcemy zająć wyższą lokatę niż w poprzednim sezonie.
Może miejsce dające prawo gry w europejskich pucharach?
Nie pogardziłbym takim scenariuszem.
Swoją drogą - debiutowałeś w Górniku w eliminacjach Ligi Europy.
Z dnia na dzień zmieniłem się z juniora, który tylko trenował z pierwszą drużyną, w zawodnika, który wyszedł w pierwszym składzie na mecz w europejskich pucharach. Z Górnika odeszło dwóch środkowych obrońców i wskoczyłem do składu. Dla mnie to było wielkie wyróżnienie i duma, że debiut przypadł na mecz w eliminacjach Ligi Europy.
Tata nie zagrał ani razu w europejskich pucharach.
Zgadza się, czasami żartujemy między sobą na temat różnych liczb. Tata dogryza, ile mam meczów w Ekstraklasie, ja odpowiadam pytaniem o liczbę spotkań w europejskich pucharach albo w jakiejkolwiek reprezentacji Polski.
Jesteś podporą Górnika?
W ostatnich dwóch, trzech latach bardzo się rozwinąłem jako zawodnik. Miałem się od kogo uczyć, Paweł Bochniewicz i Dani Suarez to specjaliści od gry w defensywie. Popełniam mniej błędów niż na przykład przez pierwsze pół roku w Ekstraklasie. Trener wówczas próbował mnie ustawiać nawet na prawej obronie, ale na tej pozycji… wypadałem fatalnie. Po jednym z obozów na Cyprze ostatecznie porzucił pomysł z przestawieniem mnie na bok defensywy. Na szczęście.
Gracie bez kibiców, jesteście w reżimie sanitarnym, nie polecieliście na zgrupowanie...
Rzeczywiście to trudna sytuacja, ale w takiej znajdujemy się przecież wszyscy. W życiu codziennym także obowiązują duże ograniczenia, nie można w zasadzie nigdzie wychodzić, trzeba uważać na każdym kroku. Tęsknię za normalnością.