Jakub Moder to objawienie ostatnich miesięcy w polskiej piłce. We wrześniu zadebiutował w reprezentacji i rozgościł się w wyjściowym składzie drużyny narodowej, a w październiku został najdroższym piłkarzem w historii PKO Ekstraklasy. Brighton and Hove Albion zapłacił za niego Lechowi Poznań ponad 10 mln euro.
- Skoro ktoś zdecydował się zapłacić za mnie takie pieniądze, najwyraźniej widzi we mnie potencjał. Ta kwota więc nie przytłacza, przeciwnie - jest motywacją. Dla Brighton to znacząca suma. Traktuję ją jako wyraz zaufania - mówi 21-latek.
W rozmowie z "Piłką Nożną" Ligowiec i Odkrycie Roku 2020 w plebiscycie tego tygodnika tłumaczy, czemu tak długo czekał na debiut w Premier League, zdradza, jaki plan ma na niego Brighton, jak zapamięta Jerzego Brzęczka i jakie są jego wrażenia po pierwszym kontakcie z Paulo Sousą.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kamil Glik wyglądał jak RoboCop
Przemysław Pawlak, "Piłka Nożna": Co dla ciebie oznacza tytuł Odkrycie Roku?
Jakub Moder, pomocnik Brighton and Hove Albion FC i reprezentacji Polski: Rok temu przyznaliście to miano Michałowi Karbownikowi, ja tak naprawdę dopiero zaczynałem regularną grę w Ekstraklasie, a teraz obaj jesteśmy w Premier League i zadebiutowaliśmy w reprezentacji Polski! Fajna historia, pokazująca, że w 2020 roku moja kariera nabrała rozpędu, a wierzę, że to dopiero początek. Konkurencja była mocna, pokazało się kilku utalentowanych, młodych zawodników. Tym bardziej cieszę się z wyróżnienia.
Który tytuł ma dla ciebie większą wartość - Ligowca Roku czy właśnie Odkrycia?
Ligowca. W Ekstraklasie występuje wielu bardzo dobrych i doświadczonych piłkarzy. Cieszę się, że to ja akurat zostałem laureatem tej nagrody. Tytuł ten to też zasługa kolegów z Lecha - zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski, awansowaliśmy do fazy grupowej Ligi Europy, graliśmy fajną, ofensywną piłkę. Dzięki temu zostałem powołany do reprezentacji Polski, później nastąpił transfer do Anglii.
Twoja kariera pędzi jak TGV, nieco ponad półtora roku temu występowałeś w pierwszoligowej Odrze Opole.
Wróciłem z wypożyczenia do Odry i zacząłem łapać pierwsze minuty w Lechu. Wywalczyłem miejsce w pierwszym składzie, rozegrałem ponad pięćdziesiąt spotkań. Myślę, że wykorzystałem szansę daną mi przez Lecha. Nie zmarnowałem nawet sekundy.
Łatwo popaść w samozachwyt.
Nic z tych rzeczy. Poprzedni rok był dla mnie bardzo dobry i tak jednak dostrzegałem wiele elementów do poprawy. I widzę je teraz, trenując z Brighton, jeszcze wyraźniej. Wiem czego mi jeszcze brakuje, aby wejść na najwyższy poziom. Nawet gdy hype wokół mnie był największy, a chłopaki w szatni Lecha śmiali się, że Moder wyskakuje z każdej lodówki, nie podpalałem się. Koncentracja na codziennych obowiązkach pozwoliła mi sobie z tym poradzić. Podobnie jest w Anglii, mniej udzielam się w mediach, bo chcę się najpierw zaaklimatyzować w Brighton, poznać klub, rozgrywki. Żeby o czymś opowiadać, warto mieć szersze spojrzenie.
Rekordowa w Polsce kwota transferu z Ekstraklasy, około 10 mln euro, w jakiś sposób ci ciąży?
Skoro ktoś zdecydował się zapłacić za mnie takie pieniądze, najwyraźniej widzi we mnie potencjał, widzi we mnie dobrego zawodnika. Czuję, że klub chce na mnie postawić, że będę ważnym piłkarzem dla Brighton. W żaden sposób mnie ta kwota więc nie przytłacza, przeciwnie - jest motywacją.
Inna sprawa, że dla Anglików wydanie takiej sumy to bardziej transferek niż transfer.
Patrząc z perspektywy całej Premier League, kwota nie jest wysoka. Ale gdybyśmy spojrzeli na sprawę przez pryzmat poszczególnych klubów i ich wydatków na wzmocnienia, okaże się, że nie wszystkie dokonują dużych transakcji. Sprawdziłem – najdroższy zawodnik sprowadzony do Brighton kosztował około 20 milionów, czyli dla mojego klubu wydanie 10 milionów to duża inwestycja. Brighton często stawia na zawodników młodych, których rozwija. To nie jest więc tak, że ktoś powiedział: OK, wydajmy 10 milionów, niech przyjedzie. Nie, dla Brighton jest to znacząca kwota, traktuję ją jako wyraz zaufania.
Pierwsze wrażenia z pobytu w Brighton?
Poziom wyszkolenia zawodników jest dużo wyższy niż w Polsce. To z kolei jest przyczyną większej intensywności w trakcie treningów i meczów. Piłkarze myślą szybciej, umiejętniej ustawiają się na boisku, widzą więcej, więc często przyspieszają grę, podając na jeden, dwa kontakty. Tempo rośnie, trzeba się nabiegać. Rywalizacja w środku pola jest bardzo duża. Musisz być cały czas skupiony. Zwykle zawodnicy mówią, że nie mogą odpuszczać, ale tutaj właśnie tak jest - pewniak do wyjściowego składu czy nie, każdy daje z siebie sto procent. Zrobiło to na mnie wrażenie. Mogę się tu bardzo dużo nauczyć.
Przekonałeś się czym jest rywalizacja, nawet na treningach boisko musi się palić.
Na pozycje sześć i osiem jest pięciu-siedmiu zawodników do gry. I to bardzo dobrych - Adam Lallana na boisku widzi chyba wszystko, Yves Bissouma to idealny zawodnik na pozycję numer sześć w Premier League, ma niesamowite umiejętności piłkarskie, ale również determinację w trakcie gry. Radzę sobie jednak coraz lepiej. Muszę być pod grą i tak samo jak w Lechu wykorzystać każdą minutę.
W jakich warunkach trenuje Brighton?
W centrum treningowym znajduje się bodaj piętnaście boisk, przy czym trzy są do dyspozycji tylko pierwszego zespołu. Ośrodek jest nowy, niczego w nim nie brakuje. Wszystkie posiłki możemy jeść na miejscu, klub zatrudnia trzech kucharzy, zaplecze do odnowy biologicznej, suplementacja najwyższej jakości i przede wszystkim pomocni ludzie. Także w szatni. Może nie jest tak, że któryś ze starszych zawodników wziął mnie pod skrzydła, ale zapytać możemy o wszystko. Na dzień dobry komunikatywna znajomość języka angielskiego jest więc podstawą. Ja niby wszystko rozumiem, potrafię się też dogadać, natomiast gdy chłopaki z Anglii w szatni zaczynają rozmawiać ze sobą szybko, z akcentem, ucinają końcówki słów, czasem nie mam pojęcia, o czym mówią. W kontakcie z nami dbają jednak o wymowę, żebyśmy mogli ich zrozumieć. Mają do nas dużo szacunku.
Pracujesz nad podszkoleniem języka?
Zacząłem już w Poznaniu, teraz również regularnie mam lekcje. Jeszcze nie mówię perfekcyjnie, ale to kwestia czasu - w otoczeniu języka nauka nabierze tempa.
Menedżer Graham Potter często z tobą rozmawia?
Mieliśmy okazję porozmawiać kilka razy. Nakreślił mi moją rolę, wprowadził w kwestie taktyczne. Kontakt z zawodnikami jest domeną asystentów Grahama Pottera.
To jaki plan ma na ciebie Brighton?
Niedawno spotkałem się Danem Ashworthem, dyrektorem technicznym klubu. W spokojnej atmosferze rozmawialiśmy na ten temat. Początek w Anglii był dla mnie trudny, trzy tygodnie przed wylotem nie trenowałem i nie grałem, co miało zresztą związek z opóźnionym przyjazdem do Brighton. Przechodziłem COVID-19, przebieg choroby był łagodny, niemniej na pewien czas zostałem wyłączony z normalnego funkcjonowania. Treningi w Anglii musiały być więc ciężkie, trzeba chwilę zaczekać aż dojdę do optymalnej formy fizycznej. Premier League jest zbyt intensywną ligą, by być gotowym na dziewięćdziesiąt procent. Klub podszedł do sytuacji ze zrozumieniem, dostałem miesiąc na powrót do dyspozycji - reszta, jak wyraził się Dan, zależy już tylko ode mnie. Debiutowałem w Pucharze Anglii z bardzo wymagającym rywalem, Leicester City, dwa dni później nadal czułem mecz w nogach. Wiem, że potrzebuję czasu, aby przystosować się do nowych warunków, do nowej ligi, do szybszego grania. Przeskok z ligi polskiej do angielskiej nie jest łatwy. Wskazana jest cierpliwość, do top formy jeszcze trochę mi brakuje, ale wchodzę na najwyższe obroty.
Poprosiłeś o rady kolegów mających doświadczenie gry w Anglii?
Rozmawiałem z Jankiem Bednarkiem, także z Kamilem Jóźwiakiem. Również podkreślali kwestię intensywności pracy na treningach i w meczach. Uczulali mnie także na to, że na początku będę miał problem, aby przestawić się z polskiego trybu treningowego na angielski. Inna sprawa, że zimą zespół grał co trzy dni, a ja nie przeszedłem ani jednego normalnego mikrocyklu treningowego.
To w ogóle jest zagadka - dlaczego polski piłkarz, wyjeżdżając do silnej europejskiej ligi, musi najpierw nie grać, żeby zacząć grać? Rozumiem, że tam się inaczej trenuje, pytanie dlaczego tu się inaczej nie trenuje.
Mogę mówić tylko o tym, co widziałem w Lechu. Treningi u Dariusza Żurawia stały na bardzo wysokim poziomie, także pod względem intensywności. Niejednokrotnie schodziłem z zajęć wypruty. Wiosna i lato poprzedniego roku zaowocowały efektami. Spójrzmy na to z drugiej strony, gdyby nie praca z trenerami i kolegami z zespołu Lecha, w Anglii by mnie nie było. Na trudny początek w Brighton wpłynął głównie COVID-19, zaczynając treningi miałem problemy z wydolnością. Po spotkaniu z Leicester dostałem jednak rejestr moich osiągów od trenerów przygotowania fizycznego - wypadłem bardzo dobrze. Nawet oni nie dowierzali, że ostatni mecz rozegrałem blisko dwa miesiące wcześniej. Przebiegłem blisko dwanaście kilometrów. Przed spotkaniem miałem pewne obawy z tym związane, ale wracam do normy, nawet jeśli pod koniec meczu nogi delikatnie odmawiały posłuszeństwa.
Patrząc na twój profil piłkarski, wydaje się, że Premier League to nie jest do końca liga dla ciebie, dlaczego więc wybrałeś Anglię?
Ja i moje otoczenie uważamy wprost przeciwnie. Chcę zaistnieć w Premier League. Nie wahałem się nawet sekundy, gdy otrzymałem ofertę z najsilniejszej ligi na świecie. Rozmowy z Grahamem Potterem i Danem Ashworthem tylko mnie utwierdziły w przekonaniu, że to dla mnie właściwe miejsce do rozwoju.
Nad jakimi elementami musisz pracować?
Uważam, że jestem gotowy do gry w Premier League. Wiadomo jednak, muszę cały czas pracować nad pewnymi aspektami - robiłem to zresztą jeszcze przed wyjazdem do Anglii - jak na przykład odpowiedzialność za piłkę, żeby zawsze dokonywać właściwych wyborów na boisku. No i jedną z tych rzeczy jest także praca w siłowni, bo wiem, że tutaj mam duże możliwości i mogę się bardzo rozwinąć. Właściwie od początku pobytu w Anglii pracuję z trenerami od przygotowania fizycznego, wszystko idzie w dobrym kierunku.
Z Michałem Karbownikiem jesteście nierozłączni?
Trzymamy się razem. Znamy się ze zgrupowań reprezentacji. Kontakt zwiększył się, gdy dowiedzieliśmy się, że obaj zagramy w Brighton. Spokojnie, nie było tak, że on grał w Legii Warszawa, to nie będę z nim rozmawiał.
A jak wygląda twoje poza piłkarskie życie w Anglii?
Przyjechałem do Brighton z dziewczyną, co mi służy także dlatego, że mam z kim porozmawiać po polsku. Pandemia spowodowała, iż właściwie wszystko jest pozamykane, poza tym pogoda na razie też nie zachęca do wychodzenia z domu. Od kiedy przyjechaliśmy, na spacerze byliśmy maksymalnie kilka razy, bo rzadko świeci słońce. Głównie wieje i pada. Powoli się jednak urządzamy. Wynajęliśmy mieszkanie, do centrum treningowego mam pół godziny drogi, tyle że muszę zorganizować samochód. Na razie na zajęcia i z powrotem jeżdżę z klubowym kierowcą. A w celach prywatnych Uberem albo rowerem. Czekamy więc na koniec lockdownu i wiosnę, przecież Brigthon położone jest nad morzem, to piękne miejsce do życia.
Miałeś już kontakt z nowym selekcjonerem reprezentacji Polski, Paulo Sousą?
Zostałem zaproszony na spotkanie on-line. Selekcjoner chciał przywitać się z zawodnikami, przedstawić się. Jego sztab ma być w kontakcie z piłkarzami, plan trenera na grę zespołu będzie nam sukcesywnie przekazywany w najbliższych tygodniach. Paulo Sousa zrobił na mnie dobre wrażenie.
A Jerzy Brzęczek?
Jestem mu wdzięczny. Dał mi szansę debiutu w drużynie narodowej, dostrzegł, że mogę być reprezentacji potrzebny. Złego słowa na trenera Brzęczka nie mogę powiedzieć. Nigdy.
Krystian Bielik i Jacek Góralski doznali poważnych urazów, twoje szanse na wyjazd na finały mistrzostw Europy siłą rzeczy rosną.
Nie ma żadnego znaczenia, że byli dla mnie konkurencją, Jacek jest ważną postacią drużyny, Krystian niedługo po powrocie po ciężkiej kontuzji doznał kolejnej - szkoda mi chłopaków. Niech wracają możliwie szybko do zdrowia i kadry. A jeśli chodzi o mnie, konkurencja o miejsce w reprezentacji i tak będzie. Żeby otrzymać powołanie, trzeba przede wszystkim grać w klubie, za darmo nie wezmę udziału w finałach mistrzostw Europy.