Japoński zawodnik dodaje jednak po chwili, że ostatecznie większość ludzi traktuje go tu bardzo przyjaźnie. Zresztą, z czasem ludzie w miasteczku przestali dziwić się, widząc przybysza z Dalekiego Wschodu. I wiedzą już, że to nie Chińczycy z Wuhan, a Japończycy.
W Polsce realizują marzenia
Dwa lata temu Lubuszanin Drezdenko sprowadził piłkarza z Japonii. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. - Zrobił wielkie wrażenie - mówi nam prezes Adam Wojcieszak. Do klubu zaczęli przyjeżdżać kolejni Japończycy, którzy marzą o piłkarskiej karierze.
Klub z klasy okręgowej, czyli z szóstego poziomu rozgrywkowego, w ciągu dwóch lat sprowadził aż dziewięciu zawodników z Kraju Kwitnącej Wiśni. Tak jak Polacy wyjeżdżają na Zachód w poszukiwaniu swojej szansy, tak dla młodych piłkarzy z jednego z najbogatszych krajów świata taką szansę stwarza Polska.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kamil Glik wyglądał jak RoboCop
- Nie miałem możliwości, by zostać piłkarzem w Japonii, a nie chciałem porzucić marzeń. Od lat kształciłem się na piłkarza, grałem w jednej z drużyn podlegających Urawa Red Diamonds, potem w drużynie Shohei i w reprezentacji Uniwersytetu Tokio Keizai. Potem trzeba podjąć decyzję - mówi WP SportoweFakty Ishizuka.
Adam Wojcieszak, prezes Lubuszanina, wyjaśnia: - W Japonii są dwie ligi profesjonalne i ogromna konkurencja. Jeśli nie dostaniesz się do jednej z nich, piłkę możesz traktować wyłącznie jako hobby. Zwłaszcza że Japończycy często pracują siedem dni w tygodniu.
Spotkanie na Orlenie
Pierwszym Japończykiem, który trafił Drezdenka, był Mamoru Tshuchyia. Było już grubo po północy, gdy na stację Orlenu w Drezdenku zajechały dwa samochody. Przybysz z Azji przesiadł się z jednego do drugiego i ruszył w dalszą drogę. Ta niecodzienna sytuacja wkrótce znalazła wyjaśnienie, gdy Mamoru założył koszulkę Lubuszanina.
- Niesamowity zawodnik, profesjonalny, szybki, mocny motorycznie. Co tu dużo gadać, przewyższał polskich graczy pod wieloma względami - przyznaje prezes Wojcieszak, który do dziś nie może pogodzić się z jego odejściem. - To było objawienie. Trafił potem do Warty Gorzów i jeszcze na chwilę do nas. Niestety z powodu COVID-19 Mamo wrócił do Japonii i zakończył grę. Wielka szkoda, miał zadatki na piłkarza.
Prezes nie dawał za wygraną. Zaczął szukać dalej. - Japońscy piłkarze są oczywiście różni, ale na pewno o większości można było powiedzieć, że mają niesamowitą etykę pracy. Przylatywali tu z Japonii do Warszawy, potem samochodem do Drezdenka. Wychodzili po 28 godzinach podróży na boisko i po prostu grali. Nikt nie prosiło dzień czy dwa aklimatyzacji. Oni od razu chcieli pracować - mówi Wojcieszak.
Organizacja na wysokim poziomie
Pomysł pojawił się dwa lata temu, gdy zmienił się zarząd klubu. Lubuszanin szukał sposobów na zarabianie pieniędzy i nawiązał kontakty z Japończykami. - Oni szukają furtki do Europy. My chcemy zarobić, a nasi chłopcy uczą się etyki pracy. Naprawdę przy Japończykach można zobaczyć, że to wszystko, co do tej pory nazywałeś ciężką pracą i profesjonalizmem, to była tylko zabawa. Oni zarażają chłopaków takim niesamowitym podejściem, entuzjazmem - przekonuje Wojcieszak.
Lubuszanin nie podpisywał z piłkarzami zawodowych kontraktów, w lidze okręgowej byłby to zbyt duży luksus. Daje im możliwość pracy, z której nie każdy korzysta, daje też dobre warunki do rozwoju. - Jestem pewien, że organizacyjnie jesteśmy w ścisłej czołówce w województwie - chwali się prezes.
Klub zainwestował w sprzęt, GPS-y, drony, analityków, ma trenera do pracy indywidualnej. I to nie byle jakiego, bo Arkadiusz Adach jest uznany w regionie, co więcej jest pierwszym trenerem Jakuba Modera. - Ściągamy młodych zawodników i puszczamy ich dalej. Nie chcę zdradzać szczegółów finansowych, ale jesteśmy zadowoleni - mówi nasz rozmówca.
- Chłopaki dostają możliwość treningów pięć dni w tygodniu, jak w profesjonalnym klubie. Jeśli chcą, mogą dodatkowo pracować, jeśli wolą skoncentrować się tylko na grze, też mają taką możliwość - tłumaczy.
Japończycy też chętnie przyjeżdżają do Polski. - Nie wiedziałem wiele o Polsce, zanim tu przyjechałem, pozbierałem trochę informacji i podoba mi się. Ale nie ma co kryć, to dla nas przede wszystkim szansa, by iść wyżej. Wierzę, że zostanę profesjonalnym piłkarzem - mówi Ishizuka i dodaje: - Kiedyś nie miałem takiej mentalności, podchodziłem do wielu spraw na luzie. W pewnym momencie zacząłem nadrabiać stracony czas. W Japonii było już za późno, Polska dała mi drugą szansę.
Ryoma ma 21 lat i uchodzi za jednego z najlepszych obrońców w regionie. Oprócz niego w klubie są obecnie jeszcze Kouki Suda, Kodai Oukitai, Shunto Sawabe. Jak mówi Ishizuka, "Japończycy wyróżniają się wyszkoleniem technicznym, Polacy są bardziej siłowi".
- Ci chłopcy naprawdę się wyróżniają, Ryoma jest jednym z najlepszych obrońców w województwie i jestem pewien, że zagra wyżej - mówi prezes Wojcieszak. I nie kryje, że marzy mu się wielkie odkrycie na miarę Shinjiego Kagawy: - Kto wie, może któregoś dnia trafimy zawodnika, który dzięki nam zrobi wielką karierę.
ZOBACZ Wielki futbol zamyka drzwi przed polskim piłkarzem