Liverpool w coraz większym kryzysie. Zawiódł w wielkim hicie

Liverpool zupełnie nie miał pomysłu na grę w ataku. Prowadził swoje akcje bardzo schematycznie, a pod polem karnym był bardzo niedokładny. Chelsea bezlitośnie wykorzystała słabości, jakie ostatnio obnażają się w szeregach "The Reds".

Marcin Jaz
Marcin Jaz
mecz 	Liverpool FC vs Chelsea FC PAP/EPA / Laurence Griffiths / POOL / Na zdjęciu: mecz Liverpool FC vs Chelsea FC
Stawką tego hitu był awans do czołowej czwórki Premier League. Większe chęci od początku wykazywała Chelsea. Częściej strzelała, grała szybciej, zawodnicy rotowali się na pozycjach w ataku. Z kolei Liverpool grał bardzo schematycznie. Długa piłka za obronę była do bólu przewidywalna.

Prowadzenie "The Blues" powinien dać Timo Werner w 24. minucie. Wyprzedził obrońców, minął wybiegającego Alissona i wbił piłkę do pustej siatki. VAR jednak dopatrzył się spalonego, którego mierzyli od... bicepsa Niemca.

Liverpool cały czas powtarzał jeden typ akcji - ktoś wbiegał między stoperów i próbował zgarnąć wysoką piłkę. Rywal z Londynu starał się prowadzić grę po ziemi. Tuż przed przerwą Chelsea objęła prowadzenie, a bramki już nie dało się podważyć. Mason Mount popisał się piękny strzałem przy słupku z kilkunastu metrów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale błąd. Co ten obrońca zrobił?!

W drugiej części goście nastawili się na defensywę, gospodarze musieli kombinować i prowadzić atak pozycyjny. Należał im się nawet rzut karny po zagraniu ręką N'Golo Kante, ale sędzia po analizie VAR uznał, że nie miał czasu nią ruszyć, by uciec od piłki, dlatego nie wskazał na "wapno". Później "The Reds" sprawiali wrażenie, jakby byli na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Brakowało finezji, polotu, a przede wszystkim dokładności. Zawodził Mohamed Salah, praktycznie niewidoczny był Thiago Alcantara. Zmiennicy nie wnieśli nic nowego. Wszelkie zagrania w pole karne albo nie znajdywały adresata, albo z łatwością łapał je Edouard Mendy.

Chelsea była dużo groźniejsza w swoich kontrach. Wynik mogli podwyższyć Werner, Ben Chilwell czy Hakim Ziyech, ale na posterunku stał Alisson.

Ostatecznie skończyło się skromną i zasłużoną wygraną londyńczyków 1:0. To piąta ligowa porażka Liverpoolu w przeciągu ostatnich czterech tygodni. Po raz pierwszy w 129-letniej historii klubu "The Reds" przegrali pięć kolejnych spotkań u siebie.

Liverpool FC - Chelsea FC 0:1 (0:1)
0:1 - Mason Mount 42'

Liverpool: Alisson Becker - Trent Alexander-Arnold, Fabinho, Ozan Kabak, Andrew Robertson - Thiago Alcantara (80' James Milner), Georginio Winaldum, Curtis Jones (62' Diogo Jota) - Mohamed Salah (62' Alex Oxlade-Chamberlain), Sadio Mane, Roberto Firmino.

Chelsea: Edouard Mendy - Cesar Azpilicueta, Andreas Christensen, Antonio Ruediger - Reece James, N'Golo Kante, Jorginho, Ben Chilwell - Hakim Ziyech (66' Christian Pulisic), Mason Mount (80' Mateo Kovacić) - Timo Werner (90+1' Kai Havertz).

Sędzia: Martin Atkinson.

Czytaj też:
Manchester United nie wykorzystał potknięcia Leicester City
Moder chwalony w Brighton & Hove Albion

Czy Liverpool awansuje do Ligi Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×