Polski trener to fenomen. Młodszego od niego nie ma

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Dawid Szulczek
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Dawid Szulczek

To się zdarza bardzo rzadko, ale pięciu podopiecznych Dawida Szulczka jest starszych od niego. 31-letni szkoleniowiec Wigier Suwałki to najmłodszy w Polsce trener z licencją UEFA Pro - najwyższymi uprawnieniami trenerskimi w Europie.

Z seniorami pracuje już od 23. roku życia. Najpierw był asystentem w Górniku Wesoła, potem w Rozwoju Katowice, Wigrach Suwałki, Stali Mielec i Wiśle Kraków, a od sierpnia jest samodzielnym trenerem II-ligowych Wigier. Nie ma na szczeblu centralnym w Polsce młodszego od niego szkoleniowca. Jego karierę można porównać do tej Juliana Nagelsmanna, który zaczął pracę w Bundeslidze przed 30. urodzinami.

Jesienią zrobiło się o nim głośno, gdy wprowadził nowatorskie rozwiązanie, ustawiając bramkarza... przed murem. Wtedy było o tym głośno w całej Polsce. Więcej TUTAJ. Jego metody jednak się sprawdzają, bo Wigry liczą się w walce o awans na zaplecze PKO Ekstraklasy - do rundy wiosennej przystąpią z trzeciego miejsca. To pozycja gwarantująca grę w barażach, a do strefy dającej bezpośredni awans, Wigrom brakuje tylko trzech punktów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sędzia zatrzymał strzał do niemal pustej bramki

Kamil Sulej, "Piłka Nożna": Jest pan najmłodszym trenerem na szczeblu centralnym. To atut czy piętno?

Dawid Szulczek, trener Wigier Suwałki: Nie przywiązuję do tego specjalnej wagi. Jest to jakieś kryterium, ale mało znaczące. Inne są zdecydowanie ważniejsze.

Jak wchodzi się do szatni 30-latkowi? To niecodzienna sytuacja, gdy piłkarze są starsi od trenera.

Jako asystent byłem w kilku szatniach, więc zdążyłem nabrać obycia z drużyną. Wiedziałem, jak się zachowywać. Nie był to problem.

Jak pan się czuł w momencie, kiedy z bycia asystentem należało zmienić się w pierwszego trenera?

Nie miałem z tym najmniejszego problemu. Już kilka lat temu miałem okazję zostać trenerem II-ligowego wówczas Rozwoju Katowice, jednak nie miałem licencji. Jeżeli moje życie miałoby się tak potoczyć, że za kilka lat znowu będę asystentem, nie będzie to dla mnie problemem. Kwestia przestawienia się w pracy codziennej.

Wigry to klub, w którym jest spokój, są odpowiednie warunki i ciekawy skład pozwalający mieć aspiracje. Krótko mówiąc: to dobre miejsce do pracy.

Dodałbym jeszcze, że moje wejście do klubu było ułatwione, ponieważ w przeszłości byłem asystentem Artura Skowronka. Znałem ludzi, wiedziałem jak się obracać w klubowych kuluarach.

Przez moment Wigry były na topie II ligi, później dała o sobie znać przykrótka kołdra...

Budowa kadry przed startem sezonu była zależna od wielu czynników. Przede wszystkim nie wiedzieliśmy, jak będą wyglądały finanse po pandemii. Mieliśmy trochę okrojony skład. Poszliśmy w jakość, a nie ilość. To odbiło się nam czkawką pod koniec rundy. Zimą poszerzyliśmy kadrę. Nawet gdy nawiedzi nas plaga kontuzji, będziemy mieć kilku wartościowych zawodników na ławce.

Jesienią nie doszedł do skutku mecz na szczycie z Górnikiem Polkowice. Rywale domagali się walkowera na niekorzyść Wigier. Wszystko zostało odpowiednio rozwiązane?

Chcieliśmy wtedy grać, ale boisko było trudne. Najbardziej żałuję, że nie udało się rozegrać tego meczu wcześniej. Na początku września wyszliśmy z inicjatywą, żeby to spotkanie zagrać wcześniej. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w grudniu w Suwałkach boisko może nie nadawać się do gry. Dzwoniłem w tej sprawie do trenerów Crettiego z Grudziądza i Niedźwiedzia z Polkowic. Na grę w październiku nie chciał zgodzić się PZPN, w listopadzie nie było gdzie wcisnąć spotkań. No i przyszedł nieszczęsny grudzień. Gdyby mecz był zaplanowany na 12.00. to by się odbył, ale od 14-15 ścięło i o 16.00 na murawie była skała. Rozumiem rywali, że nie chcieli grać, ponieważ ryzyko kontuzji było duże. Wolałbym mieć ten mecz już za sobą, ale z drugiej stronie zagramy z Górnikiem dwukrotnie wiosną. Być może w kwietniu na normalnej płycie.

Czeka was więc końska dawka spotkań. Wiosna będzie ekspresowa, ale i wyczerpująca.

Dlatego wzięliśmy zimą sześciu zawodników, choć odeszło od nas praktycznie trzech. Wiosną czekają nas mecze co trzy dni, chcieliśmy mieć wyważoną szatnię. Starałem się czerpać z doświadczeń z przeszłości - z tego co było złe, a co było dobre, czego było za mało, a czego za dużo. Trochę żałuję, że przed jesienią nie dobraliśmy jednego, dwóch zawodników więcej, bo mogliśmy lepiej skończyć pierwszą rundę. Jesteśmy jednak mądrzejsi o tę jesień.

Jak drużyna podeszła do gry ustawieniem z trzema obrońcami?

Od zawsze lubiłem i zajmowałem się taktyką gry. Także wtedy, gdy byłem asystentem. Środki treningowe, taktyka i analiza – to były moje najmocniejsze strony. Przegrywaliśmy mecze pod koniec I ligi, grając czwórką z tyłu. Kadra tak krystalizowała się, że miałem wielu stoperów, a niewielu środkowych pomocników. Trochę więc to wyszło z automatu. Widziałem, że drużyna dobrze funkcjonuje w tym ustawieniu. Tak zaczęliśmy ligę. Moja drużyna poradzi sobie zarówno z trójką z tyłu, jak i z czwórką.

Jedną z nowinek zastosowanych w trakcie meczu ligowego było zagranie rodem z halówki - bramkarz dołączający do muru przy rzucie wolnym rywali. Czy zgadza się pan z twierdzeniem, że w piłce nożnej wszystko już było?

Może i tak, ale niektóre zagrania zdarzają się rzadko, nie są aż tak wypychane na światło dzienne. Jeszcze coś może zostać zastosowane, co nie znalazło szerszego uznania. Sposób bronienia, o którym pan wspomniał, zgapiliśmy od innej drużyny. Może nie jest przesadnie popularny, ale sprawdził się. Jakby nie wyszło, dopiero byłoby źle. To drużyna podjęła decyzję, że tak chce bronić, mając kilka opcji do wyboru.

A co z rzutami wolnymi w ofensywie, które wydają się najprostsze i najszybsze do wytrenowania?

Od tego zaczęliśmy pracę. Wigry mało strzelały po stałych fragmentach, a dużo traciły. Tak było w I lidze. Gdy przyszedłem, zaczęliśmy od pracy nad tymi elementami i defensywą. Z tego co wiem, w zestawieniach statystycznych jesteśmy w czubie drużyn, które potrafią wykorzystywać stałe fragmenty.

Patrząc na transfery i potencjał zespołów, można zakładać, że czołowa czwórka nie powinna obniżyć lotów. Wigry chcą zaatakować pierwsze dwa miejsca i uzyskać bezpośredni awans?

Przygotowujemy się po to, żeby powalczyć o bezpośredni awans. W najgorszym scenariuszu zakładamy walkę w barażach. Bardzo chcemy wrócić do I ligi. Jeżeli to się nie uda w tym sezonie, będziemy musieli podnieść drużynę i skleić na nowy sezon. Nie zakładamy, że coś nie wyjdzie, ale sport jest sportem. Graliśmy takie mecze, że mieliśmy dużą przewagę, a pechowo traciliśmy punkty - a to obiliśmy słupek lub poprzeczkę, a to zdarzył się karny z przypadku. W każdym razie, najlepszy scenariusz jest taki, że robimy bezpośredni awans już teraz.

Komentarze (0)