Ani dobrze, ani źle. Reprezentacja Polski wciąż jest średniakiem

PAP/EPA / Catherine Ivill / Na zdjęciu od lewej: Krzysztof Piątek i Jakub Moder
PAP/EPA / Catherine Ivill / Na zdjęciu od lewej: Krzysztof Piątek i Jakub Moder

Reprezentacja Polski Paulo Sousy po trzech meczach eliminacji mistrzostw świata ma 4 punkty. To wynik poniżej oczekiwań. A sama gra? Można powiedzieć, że momenty były.

Mecz z reprezentacją Anglii pokazał, że w starciu z mocnym europejskim zespołem nasze szanse są dziś iluzoryczne. A już zwłaszcza bez Roberta Lewandowskiego.

Z jednej strony można powiedzieć, że Anglicy dopiero w końcówce zapewnili sobie wygraną, z drugiej - przez większość meczu Polaków jakby "nie było" na boisku.

Cztery punkty po trzech pierwszych meczach eliminacji oraz styl, w jakim je wywalczono, na pewno są dalekie od dobrych. Oczywiście powtarzamy cały czas, że nowy selekcjoner reprezentacji Polski, Paulo Sousa, potrzebuje czasu. To oczywiste. Można jednak mieć spore wątpliwości co do tego, czy dziś widać światełko w tunelu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nawet Lewandowski nie powstydziłby się takiego gola! Wow!

W 58. minucie spotkania z Anglią poważny błąd popełnił John Stones, co zakończyło się strzeleniem wyrównującej bramki przez Jakuba Modera. Był to pierwszy i ostatni strzał w bramkę Polaków w tym meczu. Nie stworzyliśmy go po składnej akcji, a po prostym wymuszonym błędzie rywala.

Do tego doszły jeszcze mocno niecelny strzał z woleja Rafała Augustyniaka oraz dwa rajdy Kamila Jóźwiaka i Bartosza Bereszyńskiego, jednak najpierw Krzysztof Piątek a potem Kamil Grosicki nie zdołali oddać strzału. Na więcej nie było nas stać.

Anglicy przez większość spotkania prowadzili grę, szybko wymieniali się piłką, dominowali na całym boisku. Tym razem trudno mieć większe zastrzeżenia do naszej linii defensywnej, która przez większość meczu spisywała się dobrze. Bramki straciliśmy po kontrowersyjnym rzucie karnym oraz po rzucie rożnym.

Zestawiając mecz z Anglią i z Węgrami, wygląda na to, że jednym z największych wygranych początku kadencji Paulo Sousy jest Kamil Glik. Obrońca włoskiego Benevento był ostatnio krytykowany przez kibiców, tymczasem portugalski selekcjoner przekonał się, że Glik nie tylko wciąż jest bardzo skutecznym obrońcą, ale też jest wielką osobowością, liderem defensywy.

Portugalczyk próbował ubrać w buty Glika Jana Bednarka, a ten z Węgrami zagrał znacznie poniżej oczekiwań. Z Anglią, będąc "asystentem" Glika, spisywał się świetnie, miał kilka zdecydowanych interwencji, wyprzedzał rywala. Warto zauważyć, że Wojciech Szczęsny z gry miał tak naprawdę jedną bardzo trudną sytuację, gdy Harry Kane uderzał z około 16 metrów. I tu nasz bramkarz spisał się znakomicie, jego interwencja była najwyższej klasy światowej. Zresztą w całym spotkaniu trudno o większe zastrzeżenia do niego, odkupił winy z meczu z Węgrami, gdzie popełnił kilka błędów godnych bramkarza amatora.

Wracając do linii defensywnej, dziś wciąż duet Glik - Bednarek jest najlepszym, co mamy, i raczej przez jakiś czas to się nie zmieni. Michał Helik pokazał spore możliwości i na pewno nie można go skreślać, ale też popełnił kilka błędów, które na tym poziomie nie powinny się zdarzać. Można go usprawiedliwić tremą debiutanta. Chodzi zwłaszcza o mecz z Węgrami, gdzie przy drugim golu był dwukrotnie spóźniony. Karny z Anglią... Cóż, Raheem Sterling po prostu okazał się sprytniejszy, wymusił jedenastkę. Poza tym na pewno Helikowi zabrakło szybkości, ale tu nie mamy wielkiego wyboru, wśród polskich środkowych obrońców po prostu nie mamy zawodników szybkich.

Na prawej stronie pozycję ustabilizował Bartosz Bereszyński. W meczu z Węgrami nieco niepewny, z Anglią zagrał już bardzo solidnie, był agresywny w odbiorze, przydatny w wyjściu spod presji, a trzeba przyznać, że z rywalem takim jak Anglia było to dość trudne.

Na pewno wielkim wygranym zgrupowania jest Kamil Jóźwiak. W meczu z Węgrami całkowicie odmienił oblicze polskiej drużyny, w meczu z Anglią również wniósł sporo ożywienia, nie bał się gry jeden na jednego, starał się tworzyć przewagę. Choć akurat Ben Chilwell, który grał po jego stronie, pokazał, że jest niezwykle trudny do przejścia.

Trudno jednoznacznie ocenić rolę Grzegorza Krychowiaka. Pomocnik Lokomotiwu Moskwa był liderem drużyny, sporo akcji przechodziło przez niego, miał udział w bramkach w meczu z Węgrami, przeciwko Anglikom nie tylko nie bał się odpowiedzialności, ale wręcz się jej domagał. Z drugiej strony zarówno z Węgrami i z Anglią był spóźniony w interwencjach defensywnych, co widać zwłaszcza przy golach rywali. Przy drugim dla Anglików dał się przepchnąć Johnowi Stonesowi, który wyskoczył wyżej i po rzucie rożnym zgrał piłkę do środka pola. Następnie padł gol.

Co do Piotra Zielińskiego, to poza bardzo dobrą drugą połową z Węgrami, podczas zgrupowania pokazał jedynie przebłyski dużych możliwości, znowu miał problem, żeby brać grę na siebie, dowodzić akcją. Dziś każdy występ Zielińskiego jest loterią. Albo wejdzie na poziom międzynarodowy i wtedy jest nie do zatrzymania, tak jak było w drugiej połowie z Węgrami, albo jest kompletnie niewidoczny, jak było z Andorą, albo też ma tylko przebłyski jak z Anglią. Ale to zdecydowanie za mało na zawodnika z tak wielkim potencjałem. Trudno nie odnieść wrażenia, że największy ciężar, jaki dźwiga, jest w jego głowie.

Co do samej gry, to nie do końca możemy dziś powiedzieć, jaki pomysł na kadrę ma Paulo Sousa. Z Węgrami staraliśmy się prowadzić grę, ale skończyło się to źle. Z Andorą graliśmy typową polską ekstraklasową kopaninę. A więc podanie na skrzydło i dośrodkowanie w pole karne "na aferę". Z kolei z Anglią rozbijaliśmy ataki rywali i to by było na tyle. Przez większość czasu byliśmy taką nieco lepszą Andorą. Może właśnie to jest pomysł Sousy, a więc dostosować się do rywala.

Oczywiście można zastanawiać się, co by było gdyby grali Mateusz Klich i Robert Lewandowski, ale też w poprzednich meczach z drużynami z europejskiej czołówki (Portugalia, Holandia, Włochy) nasza gra nie wyglądała wiele lepiej, raczej oddawaliśmy grę rywalom i czekaliśmy na okazje do ataku.

Po trzech meczach nie ma powodów ani do skrajnego optymizmu, ani pesymizmu. Szkoda tylko punktów, bo na pewno po tych trzech meczach powinniśmy mieć dwa więcej, a przy odrobinie farta nawet trzy.

ZOBACZ inne teksty autora

Źródło artykułu: