Dużo pytań zrodziło się wokół współpracy nowego szkoleniowca z dyrektorem sportowym Tomaszem Rząsą, którego odejścia domagają się kibice (więcej TUTAJ), a także Piotrem Rutkowskim. Były piłkarz "Kolejorza" Bartosz Bosacki uważa, że sukces Macieja Skorży w dużej mierze zależy właśnie od poskromienia ambicji prezesa ds. sportowych (można o tym przeczytać TUTAJ).
Nowy trener poznaniaków na pewno nie przyłoży ręki do ewentualnego rozstania z Rząsą.
- Za mojej poprzedniej kadencji w Lechu nie było funkcji dyrektora sportowego. Cieszę się, że Tomek jest na tym stanowisku. Bardzo go cenię i szanuję, poza tym to współtwórca ostatniego mistrzostwa dla klubu. Wiem, że jest szum wokół jego osoby. Nie chcę być jego adwokatem, ale obecny etap to na pewno nie jest właściwy moment na ocenę piłkarzy. Ten rok jest bardzo trudny dla Lecha i wielu zawodników z różnych względów nie osiąga poziomu, na jakim mogliby być. Widywałem takie problemy również w innych zespołach, które prowadziłem. Potencjał w Poznaniu jednak jest, dlatego chcę z wszystkimi popracować i ich dotknąć. Gdy przychodziłem tu w 2014 roku, niektórzy też byli w złej dyspozycji. Paulusa Arajuuriego traktowano jako niezbyt udany transfer, a potem bez niego nie byłoby mistrzostwa. Podobnie wyglądała sytuacja z Darko Jevticiem czy Szymonem Pawłowskim - podkreślił Skorża.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gol stadiony świata. I to w wykonaniu kobiety!
Jak nowy szkoleniowiec ułoży sobie relacje z Rutkowskim, który do tej pory miał ogromny wpływ na kadrowe ruchy w klubie? - W przeszłości wspólnie osiągnęliśmy sukces, pracując w bardzo zbliżonym personalnie układzie. Teraz negocjacje trwały dość długo, ale nie było stawiania jakiegoś ultimatum. W największym stopniu przerabialiśmy moment, w którym przyjdą gorsze dni. Nie chcemy powtórzyć tego co działo się w 2015 roku i dlatego rozmowy trochę się wydłużyły. Mamy wiele doświadczeń, bardzo dobrych, zakończonych sukcesami - mistrzostwem i awansem do fazy grupowej Ligi Europy, ale także doświadczeń ekstremalnie złych dni. To bagaż, który powinien nam pomóc.
Skorża liczy, że latem drużyna nie zostanie osłabiona, a sam nie ukrywa, że chce mieć wpływ na jej budowę. - Mam nadzieję że do zbyt wielu ruchów nie dojdzie. Nastawiam się na współpracę zarówno z Mikaelem Ishakiem, jak i Jakubem Kamińskim. Co do transferów, takie decyzje nigdy nie zapadają jednoosobowo. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji, że do Lecha przychodzi zawodnik, którego trener nie chce. To się na pewno nie wydarzy.
Skorża mówił ponadto o swojej przemianie. - Jestem już sporo czasu w polskiej piłce. Co nieco udało się wygrać, ale mam też blizny na twarzy, świadczące o trudnych momentach. Dojrzewam jako trener, rozwijam się, jednak ciągle jestem w takim wieku, że najlepsze lata przede mną. Złe doświadczenia powodują, że pewne rzeczy rozpracowałem. Lubię wyciągać wnioski i ewoluować - dodał.
49-latek ma świadomość, w jakie miejsce trafił i jak potężne są wobec niego oczekiwania. - Lech to klub klasy premium. Dodatkowo za rok obchodzi stulecie istnienia. Tym bardziej wyzwala to we mnie dodatkowe pokłady energii. Mieszkałem w Poznaniu, znam oczekiwania kibiców i klimat tego miasta. Bardzo bym chciał jeszcze raz doświadczyć euforii związanej z sukcesem. Biorąc pod uwagę realia, na pewno będziemy grać ofensywnie. Na niuanse taktyczne jednak za wcześnie. Śledziłem drużynę, lecz zupełnie czymś innym jest wejście do szatni i zobaczenie wszystkiego od środka.
Dużo pytań rodzi polityka transferowa Lecha. Klub szybko pozbywa się utalentowanych wychowanków, a jednocześnie dotąd wymagał od trenerów, by ci wprowadzali do składu następnych. Jak to pogodzić z walką o trofea? - Najważniejsze, byśmy w pełni wykorzystali potencjał. W 2015 roku zdobywaliśmy mistrzostwo z Tomaszem Kędziorą, Karolem Linettym czy Dawidem Kownackim. To byli młodzi zawodnicy, a już dawali drużynie bardzo wiele. Nie miałem wtedy żadnych nacisków, by na nich stawiać. Myślę, że teraz też tak nie będzie. Nie zmienia to faktu, że Lech ma bardzo dobrą akademię i grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Nikt jednak nie dostanie możliwości gry za darmo. Każdy musi pokazać potencjał i zapał - zaznaczył Skorża.
Ile jest prawdy w twierdzeniach, że nowy szkoleniowiec "Kolejorza" preferuje rządy twardej ręki? - Są zawodnicy, których trzeba trzymać krótko, ale są też tacy, których trzeba pogłaskać po głowie. Musi nas natomiast jednoczyć myśl o zwyciężaniu. Styl rządzenia będzie adekwatny do potrzeb. Mentalnie jest sporo do naprawienia. W sobotę w meczu z Legią ta sfera wyglądała lepiej. Nie może być jednak takiej dysproporcji, jaką widzieliśmy w spotkaniu z Cracovią - przyznał.
Druga kadencja ma być poniekąd kontynuacją pierwszej. - Po rozstaniu z Lechem w 2015 roku, czułem ogromny niedosyt. Traktowałem to jako niedokończony projekt, który wymknął mi się z rąk. Myślałem, że idziemy w kierunku budowy trwałej drużyny, która będzie grała ciekawy futbol. Stało się inaczej. Gdy zwrócono się do mnie po raz drugi, potraktowałem to jako możliwość dokończenia tamtych spraw - oznajmił Skorża. Na razie nie wiadomo, czy będzie je kończył z dotychczasowymi asystentami. O przyszłości swojego sztabu 49-latek mówić nie chciał. Decyzji można się spodziewać dopiero latem.