Ze starciami z Białą Gwiazdą wiąże się przede wszystkim jeden z największych sukcesów zielonych - mistrzostwo Polski wywalczone w 1947 roku. 30 listopada (grano systemem wiosna - jesień) drużyna prowadzona przez Węgra Karoly Fogla spotkała się z krakowianami na Stadionie im. Edmunda Szyca w stolicy Wielkopolski i - przy dopingu niemal 20 tys. kibiców - zwyciężyła 5:2.
To był drugi tytuł dla Warty. Pierwszy zdobyła w 1929 roku, choć po ogromnym zamieszaniu i długich debatach, które toczyły się jeszcze kilka tygodni po zakończeniu rywalizacji na boisku. Tu również mamy wątek krakowski, bo w sporze czynny udział brała Garbarnia (więcej TUTAJ).
Mistrzowie, na których nikt nie stawiał
Tuż po wojnie zieloni wcale nie byli faworytem rozgrywek, zresztą w decydującym starciu z Wisłą szybko stracili gola. Mimo to już do przerwy prowadzili 5:1, rozbijając rywala w zaledwie 19 minut (dublet ustrzelił legendarny Henryk Czapczyk, związany później również z Lechem).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gol stadiony świata. I to w wykonaniu kobiety!
- Mieliśmy w sobie wielki głód zwycięstw, ale nie stawiano na nas, prasa pisała, że jesteśmy za słabi i za starzy na sukces. Fakt, to był schyłek karier niektórych z nas, ale mieliśmy wielkie ambicje. Rozumieliśmy się bez słów, stanowiliśmy prawdziwy zespół. To był piękny sezon w naszym wykonaniu, a nasza radość nie miała granic. Pamiętam, że przed finałowymi meczami Heniu Czapczyk przeczytał w jednej z gazet, że skazuje się nas na porażkę w finałach. Zawzięliśmy się i postanowiliśmy, że choćby nie wiem co, musimy wygrać mistrzostwo Polski - mówił po kilkudziesięciu latach bramkarz tamtej drużyny, Feliks Krystkowiak. To on był najdłużej żyjącym autorem wielkiego sukcesu sprzed ponad 70 lat (zmarł w 2015 roku). Jego wspomnienia uwieczniono w albumie pt. "100 lat KS Warta Poznań", wydanym w 2012 - roku jubileuszu stulecia klubu z Drogi Dębińskiej.
Tuzin bramek w jednym spotkaniu
Historia wiślacko-warciańskich starć sięga aż 1925 roku i zdecydowaną większość tych meczów rozegrano w zamierzchłych czasach. Miały one jednak wyjątkowo barwny przebieg. W 1938 roku zieloni wygrali w Krakowie 7:5 i to było spotkanie, w którym padło najwięcej bramek spośród wszystkich bezpośrednich potyczek.
"Tego jeszcze w Krakowie nie było. Spokojny i flegmatyczny zazwyczaj kibic krakowski oniemiał wprost od gradu bramek, jaki posypał się w tym meczu" - relacjonował Przegląd Sportowy.
Sześć lat wcześniej poznaniacy byli jeszcze skuteczniejsi, pokonując u siebie Białą Gwiazdę 8:3.
Sędziowski skandal i skład jak sprzed wojny
Młodsi kibice mogą pamiętać wydarzenia z 2012 roku. Zielonych nie było wtedy w ekstraklasie (występowali na jej zapleczu), ale gdy wpadli na Wisłę w 1/8 finału Pucharu Polski, sprawili jej w "ogródku" ogromne problemy. Przegrali 0:1, lecz kilka decyzji prowadzącego zawody Tomasza Wajdy wywołało w Poznaniu ogromne poruszenie. Trójka sędziowska schodziła z boiska przy akompaniamencie gwizdów i wyzwisk wściekłych kibiców (więcej TUTAJ).
Na okazję do rewanżu warciarze czekali aż dziewięć lat. Doszło do niego 21 listopada ubiegłego roku - po ich powrocie do elity. Wisła przyjechała do Grodziska Wlkp. jako faworyt, a trener Piotr Tworek miał koszmarną sytuację kadrową. Problemy zdrowotne i kartki wyeliminowały z gry dziewięciu jego zawodników, w efekcie poza podstawową jedenastką, na ławce pozostało dwóch bramkarzy, dwóch młodzieżowców i jeden starszy gracz z pola. W trakcie gry opiekun beniaminka nie dokonał żadnej zmiany i mimo że spotkanie kompletnie się gospodarzom nie układało (przegrywali 0:1, w dodatku Łukasz Trałka spudłował z rzutu karnego), zwyciężyli 2:1 po golach Jana Grzesika i Mateusza Kuzimskiego.
Po ostatnim gwizdku sędziego żartowano, że jak na stary klub przystało, Warta zagrała jak przed wojną - żelazną jedenastką, bez korzystania z rezerwowych. - Moi piłkarze mogą się czuć dumni z tego, jak podchodzą do swoich obowiązków i jakimi są mężczyznami. To ludzie z niesamowitym charakterem - nie tylko na boisku - chwalił swych podopiecznych Tworek.
Teraz trener zielonych takich problemów już nie ma, bo kontuzji jest zdecydowanie mniej, w dodatku zimą beniaminek poszerzył kadrę. Nie pojedzie więc pod Wawel z duszą na ramieniu. Po świetnym początku rundy utrzymanie ma pewne - w przeciwieństwie do rywala. Mająca pięć punktów mniej ekipa Petera Hyballi jeszcze tego celu nie zrealizowała.
Spotkanie Wisła Kraków - Warta Poznań rozpocznie się w sobotę o godz. 20.00.