Wielki projekt drży w posadach. Reprezentant Polski jedną z twarzy upadku

Getty Images / Jan-Philipp Burmann/City-Press  / Na zdjęciu: Krzysztof Piątek
Getty Images / Jan-Philipp Burmann/City-Press / Na zdjęciu: Krzysztof Piątek

Miała być druga siła w Niemczech, a za chwilę może być 2. Bundesliga. Setki milionów euro idą w błoto, bo Hertha Berlin przeżywa sportowy upadek. Jedną z jego twarzy jest Krzysztof Piątek.

26 pkt. w 28 meczach i rozpaczliwa walka utrzymanie. Po wejściu do klubu ze stolicy Niemiec Lars Windhorst, plany były ambitne. Sięgały nawet stworzenia drugiej siły w kraju po Bayernie Monachium. Trudno się dziwić. Inwestor na starcie wyłożył 224 mln euro na zakup akcji, w kolejnej transzy dorzucił 64,5 mln w unijnej walucie, a do tego dojdzie jeszcze 85,5 mln po sezonie 2020/2021.

Łącznie daje to 374 mln euro, otwierające zupełnie nowe możliwości. W ciągu półtora roku wydano na transfery ponad 144 mln. Drugim najdroższym zakupem w tym czasie był Krzysztof Piątek, za którego berlińczycy zapłacili Milanowi 24 mln. Więcej kosztował tylko Lucas Tousart z Olympique Lyon (25 mln).

Polak wielkim rozczarowaniem

Sportowy upadek Herthy to "praca zbiorowa", ale ze względu na wysoką sumę odstępnego na Piątku ogniskuje się spora część krytyki. Polak trafił do stolicy Niemiec w połowie sezonu 2019/2020. Od tego czasu rozegrał 43 spotkania w Bundeslidze, zdobywając tylko 10 goli. Nie ma pewnego miejsca w składzie, zdarzały się nawet mecze, w których grywał "ogony".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nożyce, którymi zachwyca się cały świat. Uderzył idealnie!

- Krzysiek nie spisuje się na miarę oczekiwań, nie ma się co oszukiwać, mimo to nie powiedziałbym, że to twarz fiaska projektu Herthy - przekonuje w rozmowie z WP SportoweFakty Tomasz Urban, dziennikarz stacji Eleven Sports, zajmujący się na co dzień Bundesligą.

- Piątek jest przydatny w Hercie. Kiedy wchodzi z ławki, potrafi dać jakość i strzelić gola. Oczywiście spodziewano się po nim o wiele więcej, ale nie jest to jedyny piłkarz, który nie spełnia oczekiwań. Lucas Tousart, Dodi Lukebakio, Jhon Cordoba czy nawet Matheus Cuhna też mają swoje na sumieniu - dodał.

Pobyt Polaka w Hercie nie zadowolił żadnej ze stron. 25-latek powinien zatem rozważyć odejście? - Latem musi się zastanowić, co dalej z jego karierą i czy na pewno widzi szanse na to, by stać się w Hercie główną armatą. Można mieć co do tego wątpliwości, patrząc na jego dotychczasową grę - przyznał Urban.

Sny o potędze runą jak domek z kart?

Hertha rozpaczliwie walczy o utrzymanie w Bundeslidze, co jak na skalę inwestycji Larsa Windhorsta wygląda kuriozalnie. Wielki projekt tonie na naszych oczach? - Na pewno wpadł w solidne turbulencje, bo nikt w Berlinie nie zakładał, że sezon potoczy się aż tak źle. Windhorst cały czas podkreśla, że to projekt długofalowy, że chce być dla Herthy tym, kim dla Juventusu jest rodzina Agnellich. Spadek może zmienić wiele planów, ale skoro będąc w takiej sytuacji w tabeli, ściągają do siebie od czerwca Frediego Bobicia, to raczej nie po to, by się wycofać na samym początku drogi. Dlatego zakładam, że nawet ewentualna degradacja nie sprawi, by Windhorst zabrał swoje zabawki i zamknął projekt. Zbyt dużo w niego zainwestował, by tak szybko rezygnować - stwierdził dziennikarz Eleven Sports.

Bobić to były zawodnik VfB Stuttgart, Borussii Dortmund i właśnie Herthy (trafił do niej latem 2003 roku - w tym samym czasie co Artur Wichniarek). Jest też 37-krotnym reprezentantem Niemiec. Do końca sezonu pracuje na stanowisku dyrektora sportowego Eintrachtu Frankfurt.

Koszmar jest blisko

Spadek zagląda berlińczykom w oczy, tym bardziej, że ze względu na zakażenia koronawirusem i dwutygodniową kwarantannę, końcówka rozgrywek będzie dla nich niesamowicie trudna. Przełożono im trzy mecze, więc w decydującej fazie będą mieć wyjątkowo napięty terminarz.

- Koronawirus jest właśnie największym zagrożeniem dla Herthy - nie ma wątpliwości Urban. - Kończenie ligi w szalonym tempie nie jest takie proste, co pokazał przykład Dynama Drezno w poprzednim sezonie 2. Bundesligi. Nadzieja dla Herthy to układ kalendarza. Wszystkie mecze do końca sezonu zagra z zespołami z dolnej połowy tabeli, więc nadzieje na punkty na pewno są. Mimo to jej sytuacja jest bardzo trudna.

Ekipa prowadzona obecnie przez Pala Dardaia (przed nim w okresie 18 miesięcy zwolniono aż czterech trenerów) zmierzy się jeszcze z 1.FSV Mainz 05, SC Freiburg, Schalke 04 Gelsenkirchen, Arminią Bielefeld, 1.FC Koeln i TSG 1899 Hoffenheim.

Czytaj także:
Rusza epokowa inwestycja Lecha Poznań. Pochłonie miliony

Źródło artykułu: