Marek Wawrzynowski: futbolowy przewrót. Superliga to była kwestia czasu [OPINIA]

Przez ostatnie 20 lat kluby z Europy Środkowej i Wschodniej zostały właściwie wykluczone z poważnej europejskiej piłki. Powstanie Superligi z naszego punktu widzenia to tylko ciekawostka.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Lionel Messi Getty Images / Jose Luis Contreras/DAX Images/NurPhoto / Na zdjęciu: Lionel Messi
Tak naprawdę powstanie Superligi było kwestią czasu. Od lat o tym mówiono. Nawet jeśli raz jeszcze uda się ten pomysł powstrzymać, to i tak prędzej czy później taka liga powstanie. To naturalna kolej rzeczy. Kluby przekształcone w wielkie korporacje szukają nowego sposobu zarabiania pieniędzy. Pośrednik, jakim jest UEFA, nie jest im w niczym potrzebny.

Wyobraźmy sobie scenę, że na ulicę wybiega pazerny, bogaty bankier, staje na środku miejskiego placu i krzyczy.
- Skandal! Bogaci chcą być jeszcze bogatsi, chcą być jeszcze bogatsi, chcą zabrać wasze pieniądze! - ogłasza.
- Ale wcześniej to ty je zabierałeś – odpowiada mu ktoś z ludu.
- No tak, ale nie aż tyle - odpowiada bankier. I ma rację. Tyle że nie walczy o prawa biednych, a o siebie.

UEFA stworzyła potwora

Dziś europejska federacja piłkarska po tym, jak kilkanaście najbogatszych klubów oficjalnie ogłosiło 19 kwietnia chęć założenia elitarnej ligi, nagle występuje w obronie wartości tradycyjnych, czyli równości szans w dostępie do rozgrywek. Ale to przecież nie kto inny jak UEFA stworzyła "potwora", hodowała go przez lata, tworząc produkt coraz bardziej ekskluzywny, i dziś ten potwór postanowił odgryźć jej głowę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego gola dawno nie widzieliśmy

Tłuste koty z UEFA odwracają się w stronę zwykłych ludzi i mówią: "To zamach na was, na waszą wolność, wasze prawa, piłkarską demokrację. Oni chcą dla siebie pieniądze i nie chcą się z wami dzielić". A naprawdę ten zamach dokonał się dawno temu i dokonała go w większości właśnie UEFA. Reszty dopełniły okoliczności, na które świat sportu nie miał wpływu.

Dobre złego początki

Wszystko zaczęło się w pierwszej połowie lat 90. W 1992 roku Puchar Europy Mistrzów Krajowych zamienił się w Ligę Mistrzów. Początkowo wyglądało to niewinnie. Po prostu po fazie eliminacji stworzono fazę grupową. W sezonie 1994-95 po raz pierwszy część drużyn zakwalifikowała się z automatu do fazy grupowej. Zwiększono jednocześnie liczbę drużyn z 8 do 16, więc teoretycznie układ był nawet bardziej korzystny dla tych słabszych. Miejsc do obsadzenia tyle samo, ale na drodze nie staną ci najlepsi. Krok drugi dokonał się w sezonie 1997-98. W rozgrywkach rywalizowali nie tylko mistrzowie, ale też wicemistrzowie krajów, które w rankingu UEFA znalazły się na miejscach 1-8. Niby zwiększono liczbę drużyn do 24, ale różnice sportowe były na tyle duże, że mistrzowie słabszych krajów coraz rzadziej byli w stanie rywalizować z mocnymi klubami z Europy Zachodniej.

Sezon 1999/2000 to dołożenie trzeciego klubu spośród najsilniejszych w piłce klubowej krajów oraz stworzenie trzech rund kwalifikacji. I tak dalej, i tak dalej.

W sezonie 2020-21 aż 19 z 32 drużyn pochodziło z lig TOP 5. Do fazy pucharowej zakwalifikowała się tylko jedna drużyna spoza tych czołowych lig. To FC Porto. W ciągu ostatnich lat liczba drużyn spoza tych pięciu lig, które zdołały przebrnąć fazę grupową, znacząco się zmniejszyła. To postępuje i nie ma żadnego przypadku. Różnice finansowe między wielkimi a małymi są coraz większe. Spójrzmy na to z tej perspektywy. Stary świat nie istnieje.

Ile drużyn spoza lig TOP 5 w fazie pucharowej Ligi Mistrzów.

2011-12 4
2012-13 3
2013-14 3
2014-15 3
2015-16 4
2016-17 1
2017-18 4
2018-19 2
2019-20 0
2020-21 1

Odebrano nam go krok po kroku, sezon po sezonie. Polacy i mieszkańcy innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej nawet się nie zorientowali, a z klasy średniej (może nie co zubożałej, ale jednak) zostali kolonią. Oczywiście spory udział w tym mieli nasi działacze, ale tak naprawdę proces był nieodwracalny i Legia Warszawa czy Lech Poznań nie miałby szans na odegranie jakiejkolwiek roli w europejskiej elicie.

Ciastko za szybą

Trzeba pamiętać - o czym już pisaliśmy wielokrotnie – że w połowie lat 90. i nieco później doszło do kilku procesów, które zmieniły świat futbolu i doprowadziły do stworzenia superpotęg, o jakich wcześniej nie słyszano. Bo nie oszukujmy się: Barcelona, Real, Bayern czy Manchester City to obecnie kluby na poziomie zupełnie nieporównywalnym do najlepszych klubów lat 70. i 80., jakimi wtedy były Juventus czy Liverpool.

Po pierwsze nastanie tzw. ery telewizyjnej (pierwsza połowa lat 90.) spowodowało, że kluby z dużych piłkarskich krajów (Anglia, Hiszpania, Niemcy, Włochy, Francja) zaczęły zyskiwać przewagę finansową nad resztą. Tak powstawała przepaść.

Prawo unijne (1995) ucięło właściwie temat limitu obcokrajowców w drużynach. Dodatkowo Prawo Bosmana (1995) spowodowało, że zawodnicy po zakończeniu kontraktu są wolni i mogą odejść, gdzie chcą.

To spowodowało, że bogaci, którzy stawali się jeszcze bogatsi, bez przeszkód zatrudniali u siebie najlepszych zawodników. Jednocześnie upadek komuny sprawił, że zawodnicy ze wschodniej Europy zaczęli masowo wyjeżdżać na Zachód. W końcu po wstąpieniu krajów z dawnego bloku komunistycznego do Unii Europejskiej nasi piłkarze przestali być traktowani jak obcokrajowcy. Stworzył się rynek kolonialny. Bogate kluby po prostu biorą, kogo chcą, za pieniądze, które dla nich są niewielkie, a dla ekip ze Wschodu są często kwestią przetrwania. Efekt jest taki, że nasze kluby nie mają dużych szans rozwoju, nie są w stanie zbudować nic trwałego i zrobić kroku do przodu.

Dla takich klubów, na przykład z Polski, awans do Ligi Mistrzów z roku na rok jest coraz trudniejszy, dlatego próba osłabienia tych elitarnych rozgrywek tak naprawdę dotyczy nas w minimalnym stopniu. Ok, odbiera się nam nadzieję i mówi wprost: "Od dziś jesteście kolonią i producentem tanich zawodników". Ale tak naprawdę to już się działo. Z polskiego punktu widzenia to było i będzie oglądanie ciastka przez szybę. Wcześniej te drzwi do cukierni były uchylone i teoretycznie mogłeś tam wejść, ale pilnował ich groźny pies bez kagańca, więc było to jedynie złudzenie.

Futbolowy koniec świata

UEFA grozi "buntownikom" wyrzuceniem ich z lig krajowych. Ale w ten sposób bardzo by osłabiła wartość marketingową tych rozgrywek. Najbogatsi oczywiście chcą pozostać na krajowych podwórkach, a swoją ekskluzywną ligą stworzyć sobie dodatkowe źródło dochodu.

Rozwój internetu i otwarcie się na rynki światowe doprowadziły do tego, że kluby stały się bogatsze i tak naprawdę dziś UEFA nie jest im do niczego potrzebna. UEFA jest jedynie pośrednikiem, który zajmuje się dzieleniem pieniędzy.

Oczywiście UEFA będzie krzyczała, że zniszczy, wykluczy, zabroni, ale to niewiele da. Kolejne kluby będą chciały dołączyć do rozgrywek, ponieważ Liga Mistrzów czy Liga Europy staną się po prostu mało prestiżowe. Nawet te, które krzyczą, że "nie i koniec". Można zaryzykować tezę, ze z czasem do tej zamkniętej ligi zaczną przymilać się mocne kiedyś kluby jak Ajax, Celtic, Benfica, Porto, Anderlecht.

Podział pieniędzy z praw telewizyjnych i co z tym związane, dominacja drużyn z dużych lig, drastycznie zmniejszyła ich znaczenie w Europie. Gdy stary system upadnie, a głównym źródłem dochodu będą pieniądze z Superligi, te kluby – o ile uda im się dostać do rozgrywek - mają szansę odbudować utraconą pozycję. Może to też szansa dla jakiegoś polskiego klubu. Stary świat, jaki znamy, kończy się.

ZOBACZ Ekstraklasa maruderem Europy

ZOBACZ Kluby z Europy wschodniej coraz słabsze

ZOBACZ inne teksty autora

Jak oceniasz pomysł powstania Superligi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×