Premier League. Kapitalna bramka na King Power Stadium! Lisy gonią Manchester United

PAP/EPA / Andrew Boyers  / Na zdjęciu: piłkarze Leicester City
PAP/EPA / Andrew Boyers / Na zdjęciu: piłkarze Leicester City

Leicester City nie spodziewało się tak trudnej przeprawy na swoim stadionie z Crystal Palace. Fantastycznego gola na wagę trzech punktów zdobył Kelechi Iheanacho. Lisy tracą tylko pięć punktów do wicelidera, Manchesteru United.

Leicester przed poniedziałkowym starciem miało tylko punkt przewagi nad Chelsea FC. "The Blues" wygrali ważny mecz z West Hamem i są jedną nogą w TOP 4. Lisy chciały pójść ich śladem.

Choć mecz źle się dla nich rozpoczął. Crystal Palace w 12. minucie zaskoczyło rywala. Eberechi Eze podał prostopadle do Wilfrieda Zahy. Piłkarz z Wybrzeża Kości Słoniowej nie pomylił się w sytuacji sam na sam i wyprowadził swój zespół na prowadzenie.

W pierwszej połowie gra ekipy Brendana Rodgersa pozostawiała wiele do życzenia. Dopiero po przerwie Leicester City udowodniło, że jest trzecią drużyną w tabeli Premier League.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się wydarzyło? Chciał tylko wybić piłkę rywalowi

W 50. minucie Kelechi Iheanacho ładnie przyjął piłkę w polu karnym rywala i wystawił ją nadbiegającemu Timothy'emu Castagne. Pomocnik Lisów z bliskiej odległości wpakował futbolówkę tuż pod poprzeczkę.

Dwadzieścia minut później Crystal Palace miało dużo szczęścia. Jamie Vardy trafił do siatki. Ale jak się później okazało, angielski napastnik był na spalonym, przez co bramka nie została uznana.

Mimo to zawodnikom Leicester udało się strzelić decydującego gola na dziesięć minut przed końcem podstawowego czasu gry. Wszystko za sprawą kapitalnej akcji Iheanacho. Nigeryjczyk w polu karnym rywala zszedł na lewą nogę i z ostrego kąta huknął pod poprzeczkę.

Leicester City - Crystal Palace 2:1 (0:1)
0:1 - Wilfried Zaha 12'
1:1 - Timothy Castagne 50'
2:1 - Kelechi Iheanacho

Zobacz też:
Sensacyjne informacje niemieckich mediów. Chodzi o przyszłość Roberta Lewandowskiego!
Olbrzymia przewaga Roberta Lewandowskiego. Nikt go już nie dopadnie

Komentarze (0)