Robert Lewandowski na boisku odpowiada na transferowe plotki
Lewandowski udowodnił, że niemożliwe nie istnieje. Do swoje fascynującej historii, od piłkarza niechcianego w warszawskiej Legii aż do najlepszego zawodnika świata – dopisuje właśnie nowy rozdział.
Gdyby polski napastnik nie wypadł pod koniec marca z powodu urazu na cztery mecze, rekord Gerda Muellera już byłby pobity. Te cztery mecze przerwy spowodowały, że zaczęto mieć poważne wątpliwości, czy da radę. Co tu dużo mówić – uzasadnione. Gdyby jeszcze z Mainz w poprzedniej kolejce strzelił ze dwie bramki...
Lewandowski potrzebował w meczu z Borussią Moenchengladbach wyczynu absolutnie spektakularnego. I zrobił to. Jego determinacja była nieprawdopodobna. Był wszędzie, zawsze tam, gdzie leciała piłka. Oddał osiem strzałów. Widać było, że on tego rekordu pragnie. Do tej pory w sezonie oddawał średnio 4,4 strzału na mecz, co i tak było najlepszym wynikiem ligi (obecnie ma 4.55). Przykładowo najlepszy pod tym względem w Serie A, oczywiście Cristiano Ronaldo, oddaje średnio 4,9 strzału na mecz (148 strzałów w 30 meczach), zaś najlepszy w La Liga, oczywiście Leo Messi, 4 strzały (132 w 33 meczach). Dokładnie tak samo jak Mohamed Salah, lider tej klasyfikacji w Premier League.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Strzela jak "nowy Messi"To tylko prosta statystyka, która jednak świetnie pokazuje jak bardzo Lewandowski jest zmotywowany, by pobić rekord Gerda Muellera. Na dwa mecze przed końcem brakuje mu jednej bramki i tylko katastrofa mogłaby mu przeszkodzić.
Warto jednak zwrócić uwagę na sytuację z 44. minuty. "Lewy" mając już na koncie dwie bramki (w tym drugą cudowną, nożycami), mógł zapolować na trzeciego gola. Minął obrońcę i ustawił sobie nawet piłkę do strzału, ale wtedy zauważył, że na lepszej pozycji jest Kingsley Coman i odegrał Francuzowi. Gdyby strzelił, pewnie nikt poza Comanem nie miałby pretensji. Ale Lewandowski pokazał, że gra dla drużyny.
Bo to też bardzo ważna informacja. Grając z drużyną, jest bardziej efektywny. Zresztą koledzy to doceniają. Wielu z nich mógłby przecież rekord Lewandowskiego nie interesować. Każdy gra na własne konto, każdy chce pobijać swoje własne rekordy. A jednak widać, że szukają go, wiedzą, że da im wygrane. A on z sezonu na sezon jest coraz lepszy. Zresztą, skoro wyczerpały się już dostępne w języku przymiotniki, niech przemówią statystyki:sezon | mecze w Bundeslidze | gole i asysty | średnio na mecz | mecze w BL, LM i Pucharze Niemiec | gole/asysty | średnio na mecz |
---|---|---|---|---|---|---|
2014/15 | 31 | 17/7 | 0,77 | 48 | 25/13 | 0,79 |
2015/16 | 32 | 30/5 | 1,09 | 50 | 42/6 | 0,96 |
2016/17 | 33 | 30/6 | 1,09 | 46 | 43/9 | 1,13 |
2017/18 | 30 | 29/2 | 1,03 | 47 | 40/5 | 0,95 |
2018/19 | 33 | 22/10 | 0,97 | 46 | 37/13 | 1,08 |
2019/20 | 31 | 34/4 | 1,22 | 46 | 55/10 | 1,41 |
2020/21 | 27 | 39/7 | 1,7 | 34 | 46/7 | 1,56 |
To zawsze imponowało, że Lewandowski potrafił poświęcić się dla drużyny. Najlepiej było to widać podczas EURO 2016, gdy strzelił zaledwie jedną bramkę i był krytykowany przez wielu ekspertów, a przecież cały czas ściągał na siebie obrońców, czasem dwóch, tworzył miejsce Arkowi Milikowi. Dzięki temu Polska osiągnęła ćwierćfinał, najlepszy wynik od 30 lat. Tak samo jest w Bayernie. On rozumie, że jest częścią drużyny, ale drużyna - zwłaszcza Thomas Mueller - rozumie, że on jest liderem i daje wygrane.
Lewandowski zbliża się do końca kolejnego fantastycznego sezonu. Szkoda tylko tych meczów w Lidze Mistrzów z Paris Saint-Germain. Gdyby Lewandowski mógł zagrać, Bayern raczej awansowałby do półfinału z Manchesterem City. Przewaga drużyny z Monachium w starciach z najlepszym zespołem Francji, była potężna. Brakowało kropki nad i, a "Lewy" umie stawiać takie kropki.