Horacio Gaggioli, pierwszy agent Messiego: Mam najdroższą serwetkę świata!
Horacio Gaggioli był pierwszym agentem Leo Messiego i pośredniczył w jego przejściu do Barcelony. Do historii przeszedł i transfer, i materiał, na którym spisano porozumienie. - To najdroższy tego typu przedmiot na świecie - mówi nam Gaggioli.
Kiedy Gaggioli widzi Leo po raz pierwszy, jest zdezorientowany, a nawet - mówiąc wprost: wściekły. Czuje się oszukany. Ale... reszta jest już jedną z najpiękniejszych historii w świecie sportu.
Dziś Gaggioli, który prowadził Messiego przez niecałe pięć lat, mieszka w Andorze, a w tamtejszym banku schował prawdziwą relikwię - serwetkę, na której spisano pierwsze porozumienie w sprawie przejścia Leo do Barcelony.
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Dziś trudno w to uwierzyć, ale na początku nie wszyscy w Barcelonie chcieli Messiego. To prawda?
Ruben Horacio Gaggioli, pierwszy menedżer Leo Messiego: Prawda. Nie było tak, że Barcelona od razu rzuciła się z kontraktem dla Leo. Byli w klubie trenerzy, którzy po prostu go nie chcieli.
14 grudnia 2000 roku zmienił jednak nie tylko historię Barcelony, ale i światowej piłki.
Tak. Umówiłem się z Carlesem Rexachem, ówczesnym dyrektorem sportowym Barcelony, w kawiarni. Były naciski ze strony rodziny Messiego, że jeśli Barca się nie zdecyduje, to trzeba szukać gdzie indziej, bo czekanie od września na decyzję jest drażniące. Powiedziałem o tym Rexachowi, domagając się konkretnych działań. Wtedy on złapał serwetkę, bo nic innego nie było pod ręką, i spisaliśmy porozumienie, taką promesę, że Barcelona weźmie Leo.
Ten przedmiot trzyma pan do dziś. To chyba jedna z… najdroższych serwetek świata?
Nie mam żadnych wątpliwości, że najdroższa! Trzymam ją w oprawie, w bankowym sejfie. Mam też zaświadczenie od notariusza, przed którym z Rexachem potwierdzaliśmy autentyczność naszego porozumienia. Od kilku lat mieszkam w Andorze i tu też, w banku Credit Andorra, zdeponowana w sejfie jest ta serwetka.
Podobno próbowano ją od pana odkupić?
Najczęściej podchody robiły firmy bukmacherskie. Choć najbardziej to naciskali Japończycy, którzy chcieli ją umieścić w muzeum i proponowali mi procent od sprzedanych biletów. Nie zgodziłem się. Dla mnie ta serwetka ma wartość historyczną.
Poczułem się oszukany, zdradzony! Mówiono mi, że do Hiszpanii przyleci złoty chłopiec, a gdy Leo wylądował, zbladłem. Pomyślałem: "Przecież on jest za wątły. Kogo mi tu przywieźli!". Zdanie zmieniłem jednak już po jego pierwszym meczu w młodzikach Barcelony, w którym strzelił bodaj pięć goli.
Potem Leo napisał piękną historię Barcelony. Pytanie, czy będą następne rozdziały, czy jednak odejdzie?
Moim zdaniem powinien zostać w Barcelonie, podpisać nowy kontrakt. Tu jest jego piłkarskie miejsce na ziemi. Jeśli miał odchodzić, a mógł to zrobić, to wcześniej. Teraz według mnie byłoby to złe rozwiązanie. W Barcelonie wszystko jest pod niego, cały system gry. Słowem, klub przystosował się do niego. Czy gdzie indziej, w PSG czy Manchesterze City, byłoby tak samo? Moim zdaniem już nie. Zwłaszcza pod względem intensywności gry w takim Manchesterze czy generalnie w lidze angielskiej Messiemu byłoby trudniej. Dobrym przykładem jest tu reprezentacja Argentyny. Inny sposób gry, inni partnerzy na boisku i to już nie jest ten sam Messi. Dlatego uważam, że pozostanie w Barcelonie to najlepszy pomysł.
Czy finansowo klub udźwignie nowy kontrakt?
Ale czy Messiemu naprawdę potrzebne jest kolejne morze pieniędzy? Przecież on już zabezpieczył 8-9 następnych pokoleń swojej rodziny. Pozostanie w Barcelonie to najlepsze wyjście i dla Leo, i dla klubu. Gdybym wciąż był jego agentem, to właśnie takie rozwiązanie bym mu podpowiedział.
Długo jeszcze będzie cieszył kibiców swoją grą?
Ma 34 lata, ale według mnie nawet mając 38-39 da sobie radę na boisku. On już nie musi biegać przez 90 minut, może się "przechadzać" i kilka razy, w decydujących momentach, mocno przyspieszyć. Przy klasie, którą prezentuje, to wystarczy.
To najlepszy piłkarz w historii futbolu?
Myślę, że jednak nie. Największym był Diego Maradona. Grał w czasach, gdy na takich jak on urządzano na boisku prawdziwe polowania. Rywal wchodził w Diego, aby "zabić". Nie dosłownie, ale wiadomo, o co chodzi. A Maradona dawał radę. Gdyby Diego grał dziś, byłby absolutnym, niedoścignionym królem.
Wspomniał pan, że mieszka w Andorze i w tamtejszym banku umieścił serwetkę. Dlaczego Andora?
Bo to raj do życia. Jest nas tu tylko 80 tysięcy mieszkańców, nie ma przestępczości, korupcji, jest czysto i spokojnie. Są góry, które uwielbiam, i bardzo blisko stąd do Barcelony. Dla mnie to idealne miejsce.
Na pewno obserwuje pan końcówkę rywalizacji w lidze hiszpańskiej. Komu pan kibicuje?
Realowi Madryt, bo jestem menedżerem Marco Asensio. W tym momencie najmniejsze szanse ma Barcelona, choć w tym sezonie było już tyle zwrotów akcji, że naprawdę ciężko przewidzieć, co się stanie. Chciałbym, aby wygrał Real, ale jeśli Atletico się nie potknie, to zgarnie trofeum. I tyle.
***
Treść porozumienia zapisanego na serwetce:
"W Barcelonie, 14 grudnia 2000 roku, w obecności panów Minguelli i Horacio (Gaggioli), Carles Rexach, dyrektor sportowy FC Barcelona, zobowiązuje się, że mimo pewnych głosów sprzeciwu w klubie, doprowadzi do podpisania kontraktu z Leo Messim, zaraz po tym jak warunki między stronami zostaną dokładnie ustalone".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sędzia nabrał się na jawne oszustwoKibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)