"Staram się uśmiechać każdego dnia". Były reprezentant Polski pomaga osobom z niepełnosprawnościami

"Kolega z zespołem Downa powiedział mi: powinieneś śmiać się każdego dnia. Dało mi to do myślenia, zacząłem patrzeć na świat inaczej". Paweł Kaczorowski, były reprezentant Polski, żyje w norweskich górach i pracuje z osobami z niepełnosprawnościami.

Dariusz Faron
Dariusz Faron
Paweł Kaczorowski Newspix / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Paweł Kaczorowski

Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Z racji tego, że zniknął pan z radarów i rzadko pojawia się pan w mediach, zapytam na start: co słychać u Pawła Kaczorowskiego?

Paweł Kaczorowski, 14-krotny reprezentant Polski w piłce nożnej: Dziękuję, wszystko w porządku! Od ośmiu lat mieszkam w norweskim Hallingdal, z rodziną dobrze się tu czujemy. Trochę niefajnie, że w związku z epidemią koronawirusa Norwegia jest zamknięta. Teoretycznie można stąd wyjechać, ale po powrocie musielibyśmy mieszkać przez dziesięć dni w hotelu w ramach kwarantanny i opłacić ten pobyt. Przed pandemią regularnie pojawialiśmy się w Polsce, bo do Gdańska leci się stąd nieco ponad godzinę.

Ma pan jeszcze coś wspólnego z futbolem?

Jakiś czas temu pracowałem w lokalnym klubie z drużyną kobiet, a teraz odpoczywam od sportu. Uznałem, że to odpowiedni moment, tym bardziej że w okresie pandemii amatorskie zespoły nie rozgrywają meczów, pozostawały same treningi. Zostawiłem więc piłkę i skupiam się na pracy zawodowej. Jestem zatrudniony w firmie rozwożącej pranie w regionie. Przywożę ludziom czyste rzeczy, odbieram od nich brudne. Jesteśmy jedyną taką pralnią w górskiej okolicy. Co ciekawe, pracuję z osobami z niepełnosprawnościami, których zatrudnia firma. Bardzo mi się to podoba. Mamy tu kilkanaście osób, z czego połowa to osoby z niepełnosprawnościami. Jestem ich opiekunem. Gdy wyjeżdżamy do pracy, pomagam im i rozdzielam obowiązki. Często na początku są oni trochę zamknięci na otoczenie, więc jestem od tego, by czuli się bezpieczniej.

ZOBACZ WIDEO: Michał Listkiewicz podsumowuje sezon w wykonaniu Legii Warszawa. "Przewaga nad rywalami była bardzo zdecydowana"

Jaka jest geneza wprowadzenia takiego rozwiązania?

Moja firma ma oddziały w całej Norwegii i taka jest jej polityka. Osoby z różnymi niepełnosprawnościami wykonują taką samą pracę jak ja. Mocno się ostatnio doszkalam w tych tematach, czytam o różnych chorobach, by wiedzieć, z jakimi przeciwnościami borykają się koledzy i koleżanki. Jedna dziewczyna z zespołem Downa powiedziała nam na początku, że ma dodatkowy chromosom, ale jest takim samym człowiekiem jak my i tak chciałaby być postrzegana. Oczywiście się z nią zgadzam. Kto z nas nie ma jakichś ułomności? Praca z osobami z niepełnosprawnościami to ogromna przyjemność, bardzo wiele się od nich nauczyłem.

Zmienili pana?

Myślę, że tak. Rozwożę pranie z chłopakiem, który tak jak wspomniana dziewczyna ma zespół Downa. Powiedział mi kiedyś: "Paweł, trzeba się śmiać, bo śmiech jest ważny każdego dnia". Zapamiętam tę rozmowę na długo. Jeśli takie słowa wypowiada osoba doświadczona przez los, myślę, że dla pozostałych powinno to wiele znaczyć i dać do myślenia. Mnie przynajmniej dało. Niektórzy ludzie są zdrowi, a ciągle narzekają i czegoś im brakuje. Ja - w myśl rady kolegi - staram się jak najczęściej uśmiechać, bo dopóki ma się zdrowie, można wszystko. Nauczyłem się również, że coś, co mnie nie sprawia żadnego problemu, dla osoby niepełnosprawnościami może stanowić wyzwanie. Jestem od tego, by pomóc. Nie mam pod sobą stałej grupy, spotykam się z różnymi osobami, co też jest fajne.

Jak zaczął pan tę pracę?

 Firma ma wiele oddziałów, zajmuje się też np. rozwożeniem owoców do firm czy sprzedażą drewna. Jeden dział organizował również kursy językowe dla osób, które chcą podnieść swoje kwalifikacje na rynku pracy. Po zakończeniu kariery zostałem wysłany na taki kurs norweskiego. W Oslo czy Bergen dużo ludzi komunikuje się po angielsku, ale tu zwraca się uwagę, czy ktoś zna norweski. Po kursie szefostwo firmy zaproponowało mi posadę. Wcześniej nie myślałem o tym, by pracować z osobami z niepełnosprawnościami, wyszło to - nomen omen - w praniu.

W Norwegii są państwo osiem lat, więc już się zadomowiliście. Co robią pana bliscy?

 Żona też ma stałą pracę, a syn uczy się w szkole średniej. Jesteśmy tutaj szczęśliwi i na tę chwilę wiążemy najbliższą przyszłość z Norwegią. Hallingdal to malownicze miejsce. Jeśli ktoś ma słabość do pięknej przyrody, a poza tym lubi podróże i góry, gorąco polecam. Sporo tu rzek i jezior.

Zdjęcie z wyprawy Pawła Kaczorowskiego. Zdjęcie z wyprawy Pawła Kaczorowskiego.
Zdjęcie z wyprawy Pawła Kaczorowskiego. Zdjęcie z wyprawy Pawła Kaczorowskiego.
W Norwegii czują się państwo lepiej niż w Polsce? Na pewno trochę tęsknimy za krajem, zwłaszcza że rodzice moi i żony mieszkają w Polsce. Natomiast tutaj żyje się zupełnie inaczej. Trochę pojeździłem po świecie, mieszkałem w różnych miejscach, więc teraz doceniam to, że w Norwegii znalazłem ciszę i spokój. Nie ukrywam, że dążyłem do stabilizacji. Zawsze marzyłem o graniu w piłkę za granicą, po cichu myślałem o Anglii i byłem blisko - odbyłem testy w West Bromwich Albion, ale niestety do transferu nie doszło. Natomiast dzięki futbolowi wylądowałem ostatecznie w Norwegii. Bardzo się z tego cieszę.

Hallingdal to pana raj na ziemi?

Do raju trochę brakuje (śmiech). Mówimy o małej miejscowości, więc automatycznie na wielu płaszczyznach możliwości są mniejsze niż w dużych miastach. Wiem, że wielu moich znajomych pewnie by się tu nie odnalazło i stwierdziłoby, że jest za spokojnie. Mnie natomiast zdecydowanie odpowiada takie tempo życia. Co kto lubi… Po sąsiedzku mieszka dwóch innych rodaków, a poza tym mam kontakt z dawnymi kolegami z boiska. Przed pandemią spotykaliśmy się między innymi na Lech Conference.

Ma pan na koncie 14 występów w reprezentacji Polski. Szklanka do połowy pełna czy pusta?

Cieszę się po prostu, że coś takiego było mi dane. Tym bardziej że pochodzę ze Zduńskiej Woli, a to przecież mały piłkarski ośrodek. Granie z orzełkiem na piersi postrzegam jako swój duży sukces.

Przez długi czas pytano pana głównie o przyśpiewkę "Legła Warszawa" i konflikt z kibicami Wojskowych po przenosinach na Łazienkowską z Lecha Poznań. Wkurzało to pana?

Nie była to łatwa sytuacja, ale było, minęło. Co mogę powiedzieć? Starałem się radzić sobie z problemami tak, jak potrafiłem. W życiu są różne etapy. Ja jestem na takim, że nie zastanawiam się nad tym, co robiłem podczas kariery. Widocznie musiało tak być, trudno. Muszę patrzeć przed siebie, skupianie się na przeszłości do niczego nie prowadzi.

Śledzi pan Ekstraklasę?

Częściej ligę angielską, ale to nie tak, że nieustannie siedzę przed telewizorem. Szczerze mówiąc, nie pamiętam, kiedy ostatnio obejrzałem jakiś mecz od pierwszej minuty do dziewięćdziesiątej. Oczywiście ciągle jak najlepiej życzę Lechowi Poznań, chciałbym, by co roku bił się o najwyższe cele. W przypadku europejskich pucharów trzymam kciuki za każdą polską drużynę. Szkoda tylko, że nasze zespoły odpadają tak szybko. To przykre i niepokojące.

Skoro nie ogląda pan piłki na okrągło, rozumiem, że podczas Euro nie będzie pan się wykłócał z żoną o pilota?

Mistrzostwa akurat obejrzę, bo to duża impreza. Norwegia nie zakwalifikowała się na turniej, ale nie dogryzam kolegom z pracy z tego powodu. Wolą sporty zimowe. O Haalandzie i Lewandowskim raczej nie dyskutujemy…

Zobacz też:
Tam Lewandowski pasowałby idealnie. "Zna filozofię trenera"
Dwa wielkie powroty do reprezentacji Niemiec

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×