W sobotę miałem przyjemność pracować przy transmisji meczu Bayernu z Augsburgiem w telewizji Eleven i muszę przyznać, że wraz z kolegami - Tomaszem Urbanem, Mateuszem Majakiem, Maciejem Krukiem - przeżyliśmy najpiękniejszy moment, odkąd rozgrywki Bundesligi zagościły na antenie stacji. Gdy Robert Lewandowski strzelił upragnionego gola, redakcja zatrzęsła się w posadach. Ryk radości było chyba słychać na drugim końcu Warszawy. Dla osób, które Bundesligę śledzą od dziecka, od kilkunastu bądź kilkudziesięciu lat, były to chwile po prostu wzruszające.
Gdy dokładnie przyjrzy się ostatnim wywiadom i aktywnościom medialnym Roberta Lewandowskiego, dostrzeże się jedną, niezwykle charakterystyczną rzecz. Polski piłkarz wciąż powtarza: zawsze chciałem robić rzeczy wielkie, dokonywać niemożliwego. To mnie nakręca, to sprawia, że przesuwam kolejne granice.
W taki sposób Polak przeskakuje przeszkody, które od lat wydawały się nie do przeskoczenia. Pobicie w sobotę rekordu Gerda Muellera to osiągnięcie spektakularne. Takie, które sprawia, że Robert Lewandowski na zawsze trafia do historii. Cokolwiek nie wydarzy się w kolejnych latach, Lewandowski w Niemczech - kraju, w którym futbol jest świętością - będzie traktowany jak legenda. Będzie stawiany na równi z najlepszymi zawodnikami, jacy kiedykolwiek postawili swoją nogę na niemieckiej murawie. A znajdą się i tacy, którzy uznają go za postać najwybitniejszą.
Zakrętów, wiatru wiejącego w oczy, gór i pagórków, przeciwności w jego sportowym - i przecież nie tylko sportowym - życiu nie brakowało. Kontuzja, przez którą usłyszał w Legii Warszawa, że nie rokuje i stołeczny klub się z nim rozstaje, trudny powrót do pełnej sprawności w Zniczu Pruszków, wcześniej śmierć ojca. Każdy kibic zna te historie doskonale, ale warto je przypominać, bo trudno o bardziej inspirującą opowieść. Chłopak - taki sam jak tysiące rówieśników, zaczynający na piaskowym boisku bocznym Polonii Warszawa, nie wyróżniający się z tłumu posturą, mięśniami, szybkością - dzięki marzeniom, sile woli, wsparciu najbliższych, determinacji, poświęceniu dotarł na sam futbolowy szczyt.
Ostatnie miesiące to przecież dla niego bajka pisana w realnym świecie. Wygranie Ligi Mistrzów, tytuł najlepszego piłkarza świata, pobicie strzeleckiego rekordu wszech czasów Gerda Muellera, piłkarskiego Boga. A przecież to wszystko mogło w ogóle się nie zadziać, gdyby w pewnym momencie jego mama Iwona nie wsparła syna, nie pomogła, nie poszukała z Robertem rozwiązania. Gdy "Lewy" wyszedł przecież z obiektów Legii tuż po usłyszeniu, że klub się z nim rozstanie, wsiadł do auta i się rozkleił. Kto wie, co by się stało, gdyby nie wsparcia matki w szukaniu wyjścia z trudnej sytuacji. Może dziś "Lewy" w ogóle nie grałby już w piłkę? Symboliczne, że "Lewy" wielki rekord Muellera pobił w dniu urodzin swojej mamy.
Co warte zaznaczenia, przed Polakiem wciąż co najmniej kilka sezonów gry na najwyższym poziomie. Nie jest więc wcale wykluczone, że kapitan naszej kadry będzie chciał zapolować na inny rekord, który od zawsze wydawał się nie do pobicia - łącznie strzelonych goli na boiskach Bundesligi przez całą karierę. Dziś na szczycie widnieje nazwisko - a jakże - Gerda Muellera, który w całej swojej karierze strzelił w Bundeslidze 365 goli. Lewandowski z 277 trafieniami jest drugi. Gdyby Polak utrzymał wysoką skuteczność przez kilka kolejnych sezonów, powinien zdetronizować Muellera i na tym polu.
I co w tym wszystkim niesamowite - nie wydaje się to dziś nierealne. Lewandowski to wzór obowiązkowości, profesjonalizmu. Swoje ciało traktuje jak świątynię. Jeśli będzie chciał spędzić w Niemczech jeszcze 3-4 sezony, duża szansa na to, że będziemy świadkami kolejnego, historycznego zdarzenia.
I tego Robertowi wszyscy życzymy!
Zobacz historyczną bramkę Roberta Lewandowskiego!
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie miało prawa się udać! Niesamowity trik gwiazdy