Zanim Robert Lewandowski pobił rekord strzelecki Bundesligi, był szczupłym napastnikiem, który wiele lat wcześniej zaczął wybijać się w Lechu Poznań. Sezon 2009/10 był przełomem dla piłkarza, który potem przeszedł do historii futbolu - pisze brytyjski portal fourfourtwo.com.
Dziennikarz James Kelly przy okazji zakpił z Legii Warszawa, która w 2008 r. wypuściła z rąk przyszłą gwiazdę piłki nożnej.
"Potrzebujesz napastnika i możesz wybrać tylko jednego - Roberta Lewandowskiego lub Mikela Arruabarrenę. Obu piłkarzy nie sposób porównywać, chociaż w Polsce, za sprawą byłego dyrektora sportowego Legii Mirosława Trzeciaka, tak się stało" - czytamy w artykule fourfourtwo.com.
- Nie potrzebujemy Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę! - miał powiedzieć Trzeciak, który po sezonie 2007/08 postawił na hiszpańskiego napastnika. Wychowanek Athletic Bilbao w stołecznym klubie nie zrobił kariery. Jego bilans w sezonie 2008/09 to sześć występów i zero bramek.
"Lewy" z kolei po krótkim pobycie w rezerwach Legii (2005-06) przeszedł do Znicza Pruszków, z którego w 2008 r. trafił do Lecha. W Poznaniu zdobył z Kolejorzem tytuł mistrzowski i króla strzelców Ekstraklasy. Dwa lata później był już zawodnikiem Borussii Dortmund.
Zobacz:
Oglądasz mecze Roberta Lewandowskiego w Bundeslidze? Mamy bardzo złe informacje
Atakowi reprezentacji Polski grozi katastrofa. "Robert Lewandowski znów może zostać sam"
ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski idolem dla młodych reprezentantów Polski. "Nie ma żadnej granicy"