Co prawda UEFA znalazła sobie wygodne wyjście z sytuacji. Dowiadujemy się, że to sami zawodnicy zdecydowali się grać po rozmowie z Christianem Eriksenem.
Kamil Wódka, psycholog sportu, w rozmowie z Canal Plus powiedział: "Decyzja o kończeniu meczu była barbarzyńska. Im więcej przebywam z ludźmi, tym bardziej kocham zwierzęta. Ani Eriksen, ani inni piłkarze nie byli w stanie racjonalnie ocenić tego, co przeszli. Nie oni powinni podejmować decyzję".
Ja się z nim zgadzam. Musimy pamiętać, że Eriksen nie zasłabł po prostu na boisku. Nie była to jakaś tam kontuzja. Lider duńskiej drużyny walczył o życie, był na pograniczu, wiele osób było przekonanych, że to koniec. Świetnie to pokazały emocjonalne reakcje ekspertów w studiu telewizyjnym, których osobiście nie winię, bo to sytuacja, która może każdego przerosnąć.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z mistrzostw". Jak daleko zajdą Polacy na Euro 2020? "To jest naszym obowiązkiem"
Wróćmy jednak do tego, co na boisku. Duńczycy zdecydowali się grać nie dlatego, że chcieli, ale dlatego, że UEFA dała im niewielki wybór - kończycie teraz albo gracie jutro o 12. Selekcjoner Duńczyków Kasper Hjulmand podjął decyzję racjonalną. Rozumiał, że zawodnicy po takim zdarzeniu nie będą w stanie zasnąć w nocy i rano przyjadą na stadion kompletnie rozbici. Dlatego po informacji od samego Erikssena zawodnicy zagrali.
Część piłkarzy duńskich jeszcze na rozgrzewce przed wznowieniem meczu było w wielkich emocjach, niektórzy płakali. Skończyło się na tym, że Kasper Schmeichel popełnił banalny błąd przy bramce dla Finów, zaś Pierre-Emile Hoejbjerg strzelił karnego w słabym stylu i Lukas Hradecky obronił. Czy gdyby zawodnicy mogli spokojnie przygotować się do tego meczu, zakończyłby się on tak samo? Trudno powiedzieć, Finowie i tak wygrali, mając więcej szczęścia niż umiejętności. Więc tego nie wiemy i nigdy się nie dowiemy.
Wiemy natomiast, że ten wyjątkowy dla nich moment nie był taki, jakim powinien być. Powinni świętować, skakać, tańczyć, organizować wielką imprezę na ulicach Kuopio, Helsinek, Tampere, Espoo, Turku i innych fińskich miast. Nic z tych rzeczy. Ich największy sukces w historii zszedł na dalszy plan.
Jakiekolwiek porównania z Heysel, które próbuje na przykład czynić Zbigniew Boniek, obecny wiceprezydent UEFA, są nie na miejscu. Tam federacja podjęła decyzję o dokończeniu meczu po to, żeby nie nastąpiła eskalacja przemocy. A i tak była to decyzja skrajnie kontrowersyjna. Dziś po wielu latach nie mówi się o meczu, ewentualnie w tym kontekście, że szwajcarski sędzia podarował Juventusowi karnego z kapelusza, by tylko Liverpool nie wygrał, a Bruksela nie zamieniła się w piekło. Nikt nie pamięta chyba żadnego pozytywnego wydarzenia sportowego związanego z tym meczem.
Co można było zrobić w takiej sytuacji? Oczywiście wszelkie głosy nawołujące do przerwania turnieju uważam za histeryczne i infantylne. Ale w tej konkretnej sytuacji UEFA powinna zachować się lepiej. Choćby przesunąć mecz na niedzielę na późniejsze godziny. Skoro mogła na 12, to dlaczego nie na godziny późniejsze? Tak, żeby zawodnicy mogli odpocząć, wszystko przetrawić, przegadać, żeby te emocje nie zdominowały meczu.
Przecież takie sytuacje zdarzały się, przekładano już mecze. Choćby mecz Polaków z Anglikami w eliminacjach mistrzostw świata 2014. Nie widzę mocnych okoliczności przeciwko takiemu rozwiązaniu. Następny mecz na stadionie w Kopenhadze odbędzie się za 5 dni, nie ma tu żadnej kolizji terminów. Jest jedynie w grafiku telewizyjnym. Nie oszukujmy się, to jest problem.
Oczywiście zaraz znajdzie się mnóstwo wyjaśnień, dlaczego tego nie zrobiono, ale chyba mało kto ma wątpliwości o co chodzi.
ZOBACZ Profesor Artur Mamcarz, ekspert ds kardiologii o sprawie Eriksena