Zawodnicy Legii Warszawa musieli wygrać i wygrali z FK Bodo/Glimt. A w jaki sposób to sprawa drugoplanowa. Tak zapewne uznał trener Czesław Michniewicz, zorganizował drużynę mocno defensywnie, jakby - mimo sporej przewagi indywidualnej - bał się "bezzębnego" rywala.
Na wszelki wypadek grał aż piątką z tyłu. Tak naprawdę była to zwykłą profilaktyka, bo rywale nie mieli czym straszyć. Piłkarze Bodo/Glimt grali prosty, można wręcz powiedzieć prymitywny futbol. Próbował straszyć Pernambuco, ale to było za mało. Warto pamiętać, że dopiero co klub sprzedał trzech najskuteczniejszych zawodników (łącznie strzelili 60 bramek w sezonie), do tego doszły kontuzje skrzydłowych i z poważnej ekipy została drużyna na poziomie drużyny z końcówki Ekstraklasy.
Piłkarze Michniewicza kontrolowali więc spotkanie. I tylko dwa razy w pierwszej połowie rywale przedarli się przez zasieki legionistów, ale Erikowi Botheimowi raz zabrakło centymetrów a drugi raz ten sam zawodnik fatalnie spudłował w stuprocentowej sytuacji.
Legia raczej czyhała na okazje i długo nie mogła oddać nawet strzału. Podania były niedokładne, ale wynikało to też z tego, że legioniści, mając pewien komfort, przewagę jednej bramki, mogli pozwolić sobie na zagrania nieszablonowe i ryzykowne.
ZOBACZ WIDEO: Trener Anglików wyłącznym winnym po porażce? "Zastanawiam się, jak to możliwe"
To mogło podobać się kibicom, którzy w końcu tłumnie zjawili się na stadionie. Przy Łazienkowskiej 3 było kilkanaście tysięcy fanów. Bez dwóch zdań Legia miała sporą przewagę jeśli chodzi o indywidualne wyszkolenie piłkarzy.
Klub z Norwegii mógłby pomarzyć o piłkarzach operujących piłką z taką swobodą jak robił to Bartosz Kapustka, Andre Martins czy Luquinhas. Dwóch ostatnich dało pierwszy sygnał do natarcia. Portugalczyk zagrał do Brazylijczyka, a ten opanował - z trudem - piłkę, ale trafił obok słupka.
Chwilę później strzelał z dystansu Mahir Emreli, ale jego strzał obronił Chajkin. Na pewno można powiedzieć, że Azer na razie świetnie sprawdza się w nowym otoczeniu. W pierwszym meczu strzelił dwie bramki, a teraz zaliczył asystę.
W 42. minucie zagrał do Luquinhasa, a Brazylijczyk fantastycznie ograł obrońcę rywali. Jak mówią piłkarze, "wrzucił go na karuzelę". Dodał do tego skuteczny strzał i Legia prowadziła 1:0. W tym momencie szansa przeciwników na wywalczenie awansu zmalała drastycznie. Przy takiej jakości indywidualnej strzelenie dwóch bramek graniczyło z cudem.
Norwegowie jednak walczyli do końca. Tounekti po dośrodkowaniu Pernambuco trafił nawet w poprzeczkę. W samej końcówce po szybkiej kontrze gola na 2:0 strzelił Tomas Pekhart.
Legia zrealizowała cel, wywalczyła awans do kolejnej rundy, gdzie zagra z Florą Tallin. Więc powinno być znacznie łatwiej niż w dwumeczu z Norwegami. O grze Legionistów w środowy wieczór za kilka miesięcy albo i dni nikt pamiętał nie będzie. O ile w pierwszym meczu zespół Czesława Michniewicza starał się grać ofensywną i efektowną piłkę, teraz "zaciągnął hamulec ręczny" i oddał wyraźnie słabszym rywalom pole. Cel uświęca środki.
Legia Warszawa – FK Bodo/Glimt 2:0 (1:0)
1:0 Luquinhas 42’
2:0 Pekhart 90'
Składy drużyn
Legia: Boruc – Jędrzejczyk, Wieteska, Hołownia – Juranović (80. Johansson), Slisz, Andre Martins, Mladenović – Kapustka (72. Rafa Lopes), Luquinhas – Emreli (83. Pekhart).
Bodo/Glimt: Chajkin – Moe (60. Kvile), Lode, Hoeibraaten, Bjoerkan – Sampsted, Berg, Saltnes, Vetlesen, Brustad Fet – Botheim (60. Nordaas), Pernambuco (76. Lindahl).
Sędziował: Aristotelis Diamantopoulos (Grecja)
Żółte kartki: Kapustka, Mladenović – Tounekti
Widzów: 17 500