Ireneusz Mamrot: Mam swoje cele i ma je klub [WYWIAD]

Materiały prasowe / Jagiellonia Białystok / Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot
Materiały prasowe / Jagiellonia Białystok / Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot

- Trzeba było samemu się nieco zmienić, ale też i zacząć trochę czego innego wymagać od ludzi - mówi w długim wywiadzie z WP SportoweFakty Ireneusz Mamrot, który wrócił na stanowisko trenera Jagiellonii Białystok po półtorarocznej przerwie.

Na początku czerwca Ireneusz Mamrot po raz drugi został trenerem Jagiellonii Białystok. Choć w latach 2017-19 zdobył z nią wicemistrzostwo Polski i dotarł do finału Pucharu Polski, to jego powrót zaskoczył. Podczas półtorarocznej przerwy nie udało mu się bowiem osiągnąć wystarczająco dobrych wyników z Arką Gdynia i ŁKS-em Łódź, które miał okazję poprowadzić w tym czasie.

W sobotę, 24 lipca o godz. 17:30, zespół z Podlasia podejmie Lechię Gdańsk w ramach 1. kolejki PKO Ekstraklasy, a 50-letni szkoleniowiec zaliczy swój ponowny debiut. - Z mojego poprzedniego pobytu tutaj pozostało kilku piłkarzy, a trzon drużyny jest nawet ten sam. Ja jednak zmieniłem się jako trener, a oni jako piłkarze. Niby więc jest coś starego, ale to nowe rozdanie - zaznacza w rozmowie z WP SportoweFakty.
Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: "Ciągle podkreślam, że nie mówię 'żegnam', ale 'do zobaczenia'. Nikt nie wie bowiem co przyniesie przyszłość" powiedział mi pan, gdy rozmawialiśmy tuż po pana odejściu z Jagiellonii pod koniec 2019 roku.

Ireneusz Mamrot, trener Jagiellonii Białystok: Oczywiście wierzyłem, że kiedyś tu wrócę. Na pewno jednak nie spodziewałem się tak szybkiego powrotu. Wydawało mi się, że nawet jeśli to nastąpi, to ta przerwa potrwa dłużej. Niemniej cieszy mnie, że dostałem taką szansę i zrobię wszystko aby ją wykorzystać.

Czuć w pana głosie dużą motywację.

Nie ukrywam, że darzę Jagę sentymentem. Zresztą jej oferta miała specjalne znaczenie nie tylko dla mnie, ale też i dla mojej rodziny. Same rozmowy szły bardzo płynnie, czuć było zaufanie z drugiej strony. Optymizmem napawa także to, że od początku była widoczna jedna droga jeśli chodzi o mnie, udziałowców i zarząd czy już oficjalną panią prezes. Mam tu na myśli chociażby decyzje personalne w drużynie i politykę transferową. Dużą sympatię można odczuć także na co dzień od kibiców spotykanych na ulicy, ale też i od osób w klubie.

Nic tylko pracować.

Jest fajnie i sympatycznie, ale jak nie będzie wyników, to wszystko może się szybko skończyć. Przyszedłem tutaj przede wszystkim po to, by coś zrobić i to jest to wyzwanie, które najbardziej mnie napędza. Chcemy aby Jagiellonia wróciła do krajowej czołówki. Choć oczywiście nikt nie oczekuje, że nastąpi to od razu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kibic skradł show na meczu piłki nożnej

Pana powrót do Jagiellonii należy odbierać tak, że wówczas działacze popełnili błąd?

Tamto rozstanie było potrzebne każdej stronie. Nie ma co ukrywać, że pod koniec tej poprzedniej przygody było czuć taką "ścianę" w Jadze i trudno byłoby ją przebić. Choć nie mówię, że było to niemożliwe. Dało się z tego wyjść, ale z perspektywy czasu tamto odejście i tak wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Dzięki temu na przykład mogłem wrócić jako zdecydowanie bardziej doświadczony, a i pod pewnymi względami inny szkoleniowiec. Trzeba było samemu się nieco zmienić, ale też i zacząć trochę czego innego wymagać od ludzi.

Czyli obecnie nie będzie już zarzutów, że zbyt dobrze traktuje pan swoich podopiecznych?

Niektóre z nich były trochę przesadzone. Zdaję sobie jednak sprawę, że pewne błędy popełniłem i na pewno nie uciekam od tego. Obecnie jednak wróciłem mądrzejszy o to wszystko i mogę więc zapewnić, że będę bardzo konsekwentny w pewnych kwestiach. Zresztą gdyby zakulisowo zapytał pan piłkarzy, którzy już ze mną pracowali, to na pewno zauważyli zmianę w podejściu do niektórych spraw.

Wejście do szatni tego samego klubu po raz drugi jest łatwiejsze czy trudniejsze?

Na pewno ma się wówczas większą wiedzę i pewne wnioski z przeszłości. Poza tym kiedy przychodziłem do Jagiellonii w 2017 roku to jakieś 70 proc. drużyny stanowili obcokrajowcy, a ja przecież nie byłem dobrze znany nawet polskim kibicom. Dziś moja pozycja na pewno się zmieniła pod tym względem.

Prace w Arce Gdynia i ŁKS-ie Łódź pomogły się panu rozwinąć? 

Na pewno były to cenne doświadczenia, które w jakiś sposób mnie ukształtowały. W obu miejscach była spora presja, bo są to kluby z dużymi tradycjami i nikt tam nie wyobraża sobie gry w I lidze na dłuższą metę. Tymczasem w Arce po skończonym sezonie odeszło 15 zawodników, a na ich miejsce przyszło 19 piłkarzy, lecz mimo to rok skończyliśmy w czołówce I ligi. Uważałem to za dobry wynik przy tak dużych zmianach. Miałem pomysł na ten zespół, chciałem by pozyskano jeszcze dwóch zawodników będących realnym wzmocnieniem i zrezygnowano z czwórki jaka nie miała szans na grę. Właściciel miał jednak inny plan. To on decyduje, więc pozostało mi się z tym zgodzić lub nie. Dlatego też podaliśmy sobie ręce i zwyczajnie rozstaliśmy się. W przypadku ŁKS-u rezultat na pewno zaś nie był taki jak oczekiwałem i mogę mieć pretensje jedynie do siebie.

Co ma pan na myśli?

Jestem trenerem, który mocno bazuje na swojej pracy treningowej. Czasu nie było jednak wiele, bo przyszedłem do ŁKS-u w trakcie rundy wiosennej i trzeba było podejść do wszystkiego nieco inaczej. To była drużyna o mocnych inklinacjach ofensywnych i na tym wypadało bazować, a tymczasem ja chciałem zacząć od poprawy defensywy. Proporcje w zespole zostały nieco zachwiane, zespół zaczął trochę gorzej funkcjonować. To był błąd, potrafię się do tego przyznać.

W Jagiellonii również zaczyna pan od wprowadzenia sporych zmian.

Oglądałem praktycznie wszystkie mecze Jagi w poprzednim sezonie. Niektórych zawodników tu nie widziałem i biorę za to pełną odpowiedzialność. Tak to oceniłem, każdy chce układać zespół po swojemu. Fajnie, że była tu jednomyślność w klubie i mogę liczyć na zaufanie.

No to porozmawiajmy o zmianach kadrowych w Jadze, bo jest ich trochę. Już na starcie zdecydował się pan zrezygnować z usług Myrosława Mazura i Krisa Twardka oraz "odstrzelić" wypożyczanych ostatnio Juana Camarę, Martina Kostala i Ognjena Mudrinskiego, czyli zawodników sprowadzonych za łącznie ponad milion euro.

Oj, mocno to zabrzmiało. Co do Mazura i Twardka uznałem, że po prostu nie mają odpowiedniej jakości potrzebnej Jagiellonii. Widziałem ich w grze, więc byłem w stanie to realnie ocenić. Być może Ukrainiec jeszcze troszkę by się rozwinął, gdyby poświęcić mu sporo indywidualnej pracy, ale w takim wypadku wydaje mi się, że lepiej zainwestować ten czas w juniorów jakich mamy. U Kanadyjczyka również nie widziałem możliwości wejścia na wymagany przeze mnie poziom, ale chciałbym zauważyć jego zachowanie. Jako człowiek okazał się bardzo w porządku. Gdy przyjechał dopełnić formalności związanych z rozwiązaniem umowy, to sam przyszedł do mnie i porozmawialiśmy. Nie miał żadnej urazy choć wiedział, że to moja decyzja. Z kolei co do pozostałej trójki to przypomnę, że w swoich zespołach nie widzieli ich już nawet ci trenerzy, którzy przychodzili do klubu po mnie.

A czy to pożegnanie z nimi to nie jest jakaś oznaka wyciągania przez pana wniosków z poprzedniej kadencji?

Na pewno trochę tak. Domyślam się co ma pan na myśli, ale nie chciałbym uderzać w nikogo personalnie. Odpowiem więc tak, że dwóm z trójki wymienionych wyżej piłkarzy trudno było cokolwiek zarzucić poza boiskiem. Ostatecznie decydowały kwestie sportowe i nasze perspektywy. Poznałem już tych zawodników bliżej i uważałem, że zwyczajnie nam nie pomogą w polepszeniu gry.

Kłopoty z Mudrinskim są znane kibicom Jagiellonii. Ogólnie wiadomo też, że pewne problemy stwarzali Roman Bezjak, Nemanja Mitrović czy Marko Poletanović. Tak mnie zastanawia, czy nie zraził się pan do piłkarzy z Bałkanów?

Może nie jest to zniechęcenie, bo nie można ich wszystkich wrzucić do jednego worka. Pewne doświadczenia jednak z ich sytuacji zaczerpnąłem, nie ma co ukrywać. Oni inaczej funkcjonują w zespole, gdy jest ich dwójka, a inaczej kiedy jest ich na przykład piątka. W tym drugim przypadku trzeba zwracać na nich szczególną uwagę. Z pewnością nie będę jednak skreślać nikogo ze względu na narodowość. W składzie mamy przecież Ivana Runje i Bojana Nasticia, którzy nieprzypadkowo są ważnymi elementami zespołu.

Zapytałem o to dlatego, że w letnim okienku transferowym postawił pan na wzmocnienia zawodnikami z Polski lub takimi, którzy znają naszą ligę.

Te decyzje zapadają w szerszym gronie i tutaj trzeba się cieszyć, że ten pomysł mamy podobny. Jeśli na przykład chodzi o Michała Pazdana, to wszyscy od początku byli za takim ruchem. Zależało też nam na kimś takim jak Israel Puerto, który dobrze zna Ekstraklasę. Aklimatyzacja w Polsce jest już za nim, a to bardzo ważne. Nasza liga jest bowiem bardzo specyficzna, mimo tych wszystkich narzekań. Dobre było też to, że transfery nie zostały przeprowadzone tylko przez obejrzenie kilkunastu meczów na platformie InStat, ale także mieliśmy znajomość zawodników z boiska. Priorytetem było dla nas wzmocninie obrony, bo zmieniliśmy system gry i potrzebni są nam stoperzy do rywalizacji. Fajnie, że to się udało zrobić tak szybko.

NA NASTĘPNEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ SKĄD WZIĄŁ SIĘ POMYSŁ NA NOWE USTAWIENIE DRUŻYNY, A TAKŻE POZNASZ POZOSTAŁE PLANY TRANSFEROWE JAGIELLONII I CELE NA NAJBLIŻSZY SEZON.[nextpage]

Skąd pomysł na ustawienie z trójką stoperów?

Są dwa główne powody. Pierwszym jest to, że zespół tracił zbyt dużo goli. Nie chcę oceniać okoliczności, bo kto inny prowadził zespół i nie wypada mi się na ten temat wypowiadać. Wystarczy jednak spojrzeć w statystyki aby dostrzec problem. Drugim jest zaś obecna kadra Jagiellonii. Kiedy byłem tu poprzednim razem, to graczy o charakterystyce typowego skrzydłowego było więcej. Obecnie takich brakuje, a jest kilku o umiejętnościach wahadłowego. Jedynie Tomas Prikryl wydaje się być bliższy skrzydłowemu, ale ma świetną wydolność i uważam, że powinien się również sprawdzić na tej pozycji. Do tego chcemy grać dwójką z przodu, a jest to fajne ustawienie w tym kierunku. Można w nim bowiem zagrać dwójką typowych napastników, można też zagrać jednym bardzo ofensywnym graczem takim jak Jesus Imaz czy Dani Quintana. Wówczas mamy wielu zawodników w okolicach pola karnego rywala podczas ataku, a to dla nas ważne.

Chce pan grać ofensywnie?

Ja jako trener zawsze dążę do takiej gry. Uważam, że w drużynie jest niezły potencjał wśród piłkarzy ofensywnych i możemy iść w takim kierunku. Zresztą chcemy to robić, bo to najlepsza droga do rozwoju zawodników. Niemniej chciałbym jeszcze zaznaczyć, że wprowadzenie 3-5-2 nie oznacza całkowitej rezygnacji z ustawienia z czwórką obrońców w linii. Może się ono pojawić w niektórych meczach, możemy też na nie przechodzić w trakcie. Jest sporo możliwości i zamierzamy z nich korzystać.

Kadra pierwszego zespołu jest już zamknięta?

Nie, szukamy jeszcze jednego piłkarza. Obserwujemy zawodników, dział skautingu monitoruje sytuację. Przydałby się nam jeszcze środkowy pomocnik, taki o charakterystyce "6". Mówiłem zresztą już o tym przed kilkoma dniami. Szczególny wpływ ma na to kontuzja Bartosza Kwietnia, przez którą trochę brakuje nam tam rywalizacji.

Kibice uważają, że potrzeba również napastnika.

Doskonale o tym wiem, bo nawet w wiadomościach prywatnych mi o tym piszą. Tutaj chciałbym jednak poprosić o trochę zaufania, szczególnie dla chłopaków. Oczywiście rozumiem obawy, że odszedł Jakov Puljić, który strzelił dużo goli w poprzednim sezonie. Mamy jednak kim tam grać. Ciekawym piłkarzem jest Andrzej Trubeha, który przyszedł z III ligi i w sparingach zaprezentował się bardzo korzystnie. Co prawda on, Fiodor Cernych czy Bartosz Bida to nieco inni zawodnicy, ale na pewno będą sporo pracowali na rzecz drużyny i przekonają do siebie kibiców. Pamiętajmy, że w kadrze są również młodzi Krzysztof Toporkiewicz i Maciej Twarowski.

Młodzieży w szerokim składzie Jagi ogólnie nie brakuje, czyli jest nieco inaczej niż w poprzednich latach. Zamierza pan mocniej postawić na takich graczy w tym sezonie?

Taki jest jeden z naszych celów. Już w sparingach ci młodzi zagrali sporo minut, bywało że w drugich połowach była ich nawet dziewiątka na boisku. Może gra zespołu była wówczas nieco gorsza, ale musimy pamiętać, że wówczas było im trudniej. Młody zawodnik zazwyczaj potrzebuje kogoś doświadczonego obok siebie. Na pewno przyjdą jednak mecze, w których na boisku będzie więcej niż jeden młodzieżowiec. Jestem o tym przekonany. Kibice mogą być pewni, że dość szybko doczekają się 2-3 debiutów.

Kto jest tego najbliższy?

Nie będę wymieniał nazwisk, bo są to młodzi chłopcy i muszą przede wszystkim skupić się na pracy. Z pewnością dostaną jednak swój czas w tej rundzie, nie będą tylko w kadrze. Jeśli jednak chodzi o minuty spędzone na boisku, to nie będę nic deklarował. Najwięcej zależy od nich samych.

Jak pan oceni swoich podopiecznych po już w sumie skończonych letnich przygotowaniach?

Jestem zadowolony z pracy, jaką wykonaliśmy pod względem motorycznym i taktycznym. Jeśli chodzi o moją karierę trenerską, to zgrupowanie w Kępie było jednym z najcięższych letnich obozów pod kątem fizycznym. Ta przerwa w Ekstraklasie była jednak na tyle długa w tym roku, że mogliśmy sobie na to pozwolić. Zawodnicy wypoczęli, a my mieliśmy jeszcze wystarczająco czasu na solidne przygotowania. Niemniej zachowujemy spokój, bo do poprawy jest jeszcze wciąż sporo. Musimy między innymi pamiętać, że mamy nowy system i wiele drużyn w Polsce jeszcze nim nie grała lub szybko z niego rezygnowała po słabszych wynikach. To wpływa na to, że piłkarze wciąż się go uczą. Z każdym meczem wychodzą jakieś mankamenty.

Jak ktoś sprawdzi wynik sparingu z Górnikiem Łęczna (4:0) to może się zdziwić tymi słowami. Choć z drugiej strony jak zobaczy wcześniejsze rezultaty to może się zastanowić skąd to zadowolenie...

Dlatego ja w ogóle nie sugeruję się wynikami sparingów, bo przede wszystkim graliśmy z zespołami, które w danym okresie były na innym etapie niż my. W Kępie poziom zmęczenia u piłkarzy był na tyle duży, że w ich słabszej dyspozycji nie chodziło tylko o zmianę systemu. Do tego trzeba pamiętać o kontuzjach, które nas nie omijają. Z praktycznie całych przygotowań wypadł nam Bogdan Tiru, a w ich trakcie podobny los spotkał Kwietnia i Bidę. Do tego swoje problemy miał Cernych.

Jak w tej chwili wygląda ich sytuacja?

Tiru powoli wraca do treningów, od pewnego czasu pracuje indywidualnie i być może niebawem zacznie dochodzić do formy. W przypadku Kwietnia i Bidy potrzebny jest większy okres. Szczególnie szkoda tego drugiego, bo we wprowadzanym obecnie systemie widziałem go jako tego drugiego napastnika. Przynajmniej do rywalizacji, bo dobrze prezentował się w treningu. Poza nimi czasu potrzeba też Daniemu Quintanie, który musi nadrobić zaległości.

Do startu PKO Ekstraklasy pozostało odliczać godziny. Można powiedzieć, że historia zatacza koło, bo zacznie pan od meczu z Lechią, a poprzednio to właśnie przed starciem z tym rywalem opuścił pan Jagiellonię.

Rzeczywiście, choć wcześniej tego nie skojarzyłem. Nie myślę jednak w ogóle o tym co było, wyrzuciłem to z głowy. Mamy nowe rozdanie i tak do tego trzeba podchodzić. Oczywiście wiadomo, że jest to wymagający przeciwnik i ma na pewno swoje cele w postaci europejskich pucharów. Na dzień dobry dostaliśmy więc naprawdę solidnego rywala w Białymstoku, ale trzeba się skupić na sobie.

O co będzie grać Jagiellonia w tym sezonie?

Nie chcę składać żadnych jasnych deklaracji, choć oczywiście mam swoje cele i ma je klub. Na pewno jednak chcielibyśmy grać o coś więcej niż środek tabeli, ale trzeba też patrzeć realnie na sytuację. Na razie stawiamy na stopniowy rozwój.

[b]

Kuba Cimoszko: Ruszyła maszyna zmian [KOMENTARZ][/b]

Źródło artykułu: