Legia musiała utrzymać koncentrację po tym, jak przegrała Superpuchar Polski po rzutach karnych. Czesław Michniewicz postawił tym razem na ultraofensywne granie. Od początku zagrali w ataku Mahir Emreli i Tomas Pekhart, a w drugiej linii mieli dowodzić Luquinhas i Bartosz Kapustka. Flora, która opiera całą swoją kadrę na Estończykach, chciała polegać na wiedzy i umiejętnościach Henrika Ojamy i Konstantina Vassiljeva, którzy zdążyli poznać specyfikę polskiej piłki.
Mecz zaczął się wręcz śpiewająco dla mistrzów Polski, którzy już w trzeciej minucie objęli prowadzenie. Kapustka przebiegł sam ponad pół boiska i płaskim strzałem zza pola karnego pokonał golkipera gości. Chwilę później nastała jednak dramatyczna chwila dla legionistów. Kapustka, ciesząc się z gola, uszkodził sobie kolano i nie był w stanie kontynuować gry. Padł na murawę, a po interwencji lekarzy postanowiono zdjąć go z boiska. Nie zdążył zatem wyrobić sobie większej opinii u Paulo Sousy, który oglądał mecz z trybun.
Zaczęło się wtedy obgryzanie paznokci i zgrzytanie zębów. Wojskowi nie czuli się na siłach, by pójść od razu za ciosem. Flora za to ustawiała się coraz wyżej i zmuszała do błędów w rozegraniu. Sama próbowała dłużej utrzymać się przy piłce na połowie legionistów. Sygnały od Filip Mladenovicia i Luquinhasa pozwalały wierzyć, że Legia znowu złapie dobry rytm i wróci do ofensywnego grania. Jednak mistrz Estonii też się rozkręcał i groźnymi strzałami zmuszał do pracy Artura Boruca.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kibic skradł show na meczu piłki nożnej
Do końca pierwszej części trwała dość nieporadna i chaotyczna wymiana ciosów. Gospodarze starali się grać nieco szybciej, ale w okolicach pola karnego Estończyków brakowało odpowiedniego ognia. Z kolei goście byli wolniejsi i bardziej przewidywalni. Jednocześnie sprawiali wrażenie poukładanych.
W drugiej części legioniści dalej grali minimalistyczny i zachowawczy futbol. To się na nich zemściło i stracili bramkę na 1:1. Ojamaa wkręcił rywala w ziemię, zagrał płasko w pole karne, a Rauno Sappinen urwał się obrońcom i strzelił do siatki poza zasięgiem rąk Boruca. Sporo pretensji w tej akcji było do Mateusza Hołownii, całkowicie odpuścił krycie estońskiego napastnika. W całym meczu był dość elektryczny, zanotował kilka niepewnych interwencji.
"Wojskowi" byli całkowicie wybici z rytmu, głośny doping w ogóle nie pomagał. Seria niedokładnych podań i fauli w ataku nie pomagały w odbudowie stylu gry. Dopiero po dłuższej chwili od wejścia Rafaela Lopesa trybiki zaczęły nieco lepiej pracować. Raz bliski szczęścia po strzale głową był Artur Jędrzejczyk, ale kapitalnie odbił to Matvei Igonen. Kilka minut później Mateusz Wieteska próbował też głową, ale jeden z defensorów Flory wybił piłkę z linii bramkowej.
Na ostatnie kilkanaście minut Legia była w stanie zdominować przeciwnika i zamknąć go w obrębie pola karnego. Mocno poszerzała grę, szukała okazji po dośrodkowaniach. Brakowało jednak precyzji i dobrego wykończenia akcji. Niemoc udało się przełamać w doliczonym czasie gry. Rafael Lopes wykorzystał nieprzygotowanie defensywy Flory przy rzucie wolnym i sprytnym strzałem dał Legii bardzo ważne zwycięstwo.
Warszawiacy mają skromną zaliczkę przed wyjazdem do stolicy Estonii, ale jadą bez jednego ze swoich liderów. To pyrrusowe zwycięstwo może ponieść ze sobą konsekwencje na kolejne spotkania. Dużo zależy od diagnozy lekarzy ws. kontuzji Kapustki.
Legia Warszawa - Flora Tallin 2:1 (1:0)
1:0 - Bartosz Kapustka 3'
1:1 - Rauno Sappinen 53'
2:1 - Rafael Lopes 90+1'
Legia: Artur Boruc - Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Mateusz Hołownia (60' Rafael Lopes) - Josip Juranović, Bartosz Kapustka (7' Bartosz Slisz), Andre Martins, Filip Mladenović - Luquinhas - Mahir Emreli (56' Josue Pesqueira), Tomas Pekhart.
Flora: Matvei Igonen - Michael Lilander, Henrik Purg, Marten Kuusk, Marco Lukka (74' Ken Kallaste), Henrik Ojamaa - Sergei Zenjov, Konstantin Vassiljev, Markus Soomets (79' Markus Poom), Martin Miller - Rauno Sappinen (80' Sten Reinkort).
Żółte kartki: Lukka, Zenjov (Flora).
Sędzia: Witalij Mieszkow (Rosja).
Czytaj też:
Lewandowski "więźniem" Bayernu
Talent Legii do Radomiaka