Mistrz Polski wraca do kraju. "Od sierpnia zacznę pracę w warsztacie samochodowym"

- Polska wydawała się bardzo dziwna. Najpierw myślałem, że nie zostanę tu na długo. Wszystko zmieniło się, kiedy pierwszy raz wyszedłem na stadion - opowiada Gerard Badia, który grał w Polsce prawie 8 lat i zdobył mistrzostwo kraju.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
Gerard Badia Newspix / Irek Dorozanski / Na zdjęciu: Gerard Badia
Gliwice nie mogły pogodzić się z tym, że Gerard Badia nie przedłużył kontraktu z Piastem. W klubie grał od 2013 roku, rozegrał ponad 200 meczów i zdobył pierwsze w historii klubu mistrzostwo Polski (2019 rok). Jednak po ostatnim sezonie 31-letni Hiszpan pożegnał się z klubem. Wprawdzie wróci do Gliwic na inaugurację sezonu, by spotkać się z kibicami, ale to w Hiszpanii będzie kontynuował karierę.


Maciej Siemiątkowski, WP Sportowe Fakty: Czy w Hiszpanii zamierza pan jedynie grać w piątej lidze?

Gerard Badia, były piłkarz Piasta Gliwice: Za grę w FC Asco będę dostawał pieniądze, ale będę też pracował. Treningi odbywają się tu zwykle około godziny 19, więc resztę dnia mam wolną. Od sierpnia zacznę pracę w warsztacie samochodowym mojej żony i jej rodziców. Nie będę zmieniał opon, bo tego nie potrafię, ale będę pomagał im w rozmowach z klientami i zakupie rzeczy potrzebnych dla warsztatu. Najpierw muszę się tego nauczyć, potrzebuję czasu. To naprawdę dobra praca. Widziałem, ile teściowie zbudowali dzięki temu. I teraz ja będę z nimi to współprowadził.

W Piaście zarabiałem bardzo dobrze, odłożyłem pieniądze, ale życie jest bardzo długie - są dzieci, więc nie mogę po profesjonalnej karierze żyć cały czas na wakacjach. Dzięki piłce zarobiłem więcej, niż myślałem, ale trzeba mieć też plan na życie po niej.

Jak znalazł się pan w Asco?

Ich trener, German Ingles, to mój bardzo dobry kolega. Razem graliśmy w piłkę, takiej techniki, jaką on miał, nie miał żaden inny piłkarz, z którym później grałem. Pewnego razu zadzwonił do mnie i przypomniał, że gdybym wrócił kiedyś do Hiszpanii, to dla mnie ich drzwi są zawsze otwarte. Panuje tam bardzo dobra atmosfera, a to dla mnie jest bardzo ważne. Wszyscy jesteśmy szczęśliwi.

Czuję się też bardzo dobrze pod względem fizycznym. Trzy razy w tygodniu mam zajęcia z trenerem personalnym. A kiedy go nie ma, to biegam lub jeżdżę na rowerze ze szwagrem i jego żoną.

Treningi zaczynamy za tydzień, a sezon pod koniec lipca. Będziemy grać w całej Katalonii. Do Asco mam też dobry dojazd - to pół godziny jazdy autem od mojego domu. Samo miasteczko jest małe, liczy ponad tysiąc osób, ale to bardzo bogata okolica. Niedaleko jest elektrownia jądrowa podobna do tej, w której pracował Homer Simpson.

Nie brakuje panu Gliwic?

Bardzo tęsknię za miastem i klubem. Ponad siedem lat to dużo czasu. Pierwsze dni były bardzo trudne, moje życie zmieniło się niemal całkowicie. Ale z dnia na dzień czuję się coraz lepiej w Hiszpanii.

Jednak nie ma tygodnia, kiedy bym nie rozmawiał po polsku. Mam stały kontakt z przyjaciółmi z klubu. Ostatnio był u mnie jeden z nich. Inny dwa tygodnie temu spędził u mnie tydzień. Cieszę się, bo nie chcę stracić znajomości języka polskiego. Włożyłem w to dużo pracy. I choć jest bardzo trudny, to po podpisaniu drugiego kontraktu założyłem sobie, że muszę znać język kraju, w którym gram. Polska dała mi wszystko, a znajomość polskiego to jedyne, czym mogę się odwdzięczyć. Przecież nie mogę kupić prezentu każdemu z was.

Zakochał się pan w Polsce od samego początku?

Skądże! Najpierw myślałem, że nie zostanę tu na długo. Polska wydawała się bardzo dziwna, było zimno. Wszystko zmieniło się, kiedy pierwszy raz wyszedłem na stadion, a potem gdy zacząłem mówić po polsku. Od tej pory bardzo dużo się zmieniło.

Nigdy w życiu nie marzyłem też o tym, że zdobędę jakikolwiek puchar, że będę grał przed tyloma ludźmi na trybunach, że mecze mojej drużyny będą pokazywane w telewizji. Gdy zaczynałem grać w piłkę, myślałem tylko o dobrej zabawie. Nie marzyłem o zostaniu zawodowym piłkarzem. Jestem dumny z tego, co zrobiłem dla Piasta. Mogłem jeszcze kilka lat grać tu na dobrym poziomie albo zmienić klub i grać gdzie indziej w Polsce lub zagranicą. Ale dla mnie byłby to brak szacunku dla Piasta. Ten klub dał mi wszystko. Już kilka lat temu mówiłem, że jak mój czas w Gliwicach się skończy, to jedyną opcją jest powrót do domu.

Pamiętam sezon, w którym strzeliłem dziewięć goli (sezon 2016/2017 - przyp. red.). Mój menedżer sugerował, że to może być moment, by znaleźć inny klub, zarabiać większe pieniądze. A ja mu mówiłem, ze na pierwszym miejscu jest Piast. To ma być pierwszy klub, z którym zacznę negocjację. Agent nie miał ze mną łatwo. Mógł rozmawiać z innymi klubami, a ja uparty ciągle przy Piaście.

Długo pan myślał o powrocie?

O powrocie rozmawiałem z żoną od dwóch lat. Chciała tam pracować, a ja co rok powtarzałem jej: "zostaniemy w Polsce jeszcze rok". Ale kiedy nasza starsza córka zbliżała się do wieku szkolnego, to uznaliśmy, że czas wracać. To będzie najlepszy moment, żeby zaczęła szkołę w Hiszpanii. Gdyby była rok młodsza, jestem pewny, że zostałbym jeszcze na sezon. Ale to, że zaczyna naukę akurat teraz, było dla nas bardzo ważne.

Co pamięta pan z ostatniego meczu sezonu?

Graliśmy niezwykle ważny mecz. Nie mogłem skupić się na pożegnaniu, bo potrzebowaliśmy zwycięstwa, by grać w europejskich pucharach. Dopiero w drugiej połowie dotarły do mnie myśli, że to ostatnie minuty na boisku. A gdy zostałem zmieniony, wszystkie emocje uderzyły na raz.

Wszyscy, którzy pracowali i pracują w klubie, są częścią mojej rodziny. Spędzaliśmy bardzo dużo czasu. Z ludźmi z działu marketingu piliśmy kawę. Uwielbiałem też ludzi z pierwszego piętra - księgowych i doradców prezesa. Chciałbym ich wszystkich przytulić. Do tego klubu zawsze wchodziłem jak do domu i cieszę się, że za kilka dni znów będziemy mogli się zobaczyć. Chcę regularnie odwiedzać Polskę. W piątek wrócę na pożegnanie, pewnie przyjadę też na derby. To specjalne mecze, a z trybun będę mógł też pomóc drużynie.

Co zabrał pan ze sobą do Hiszpanii?

Ponad 70 koszulek klubów z ekstraklasy. Część jest moja, a część kolegów. Mam też tu zdjęcia, medale i piłkę z meczu, w którym strzeliłem hat-tricka.

Gdy budowaliśmy w Hiszpanii dom, zaznaczyłem, że jeden pokój ma być dla mnie i w nim zostawię wszystkie pamiątki z ekstraklasy. To moje marzenie, by stworzyć tam małe muzeum ekstraklasy. Na początku chciałem zrobić to wszystko sam, ale nie jestem tak zdolny, więc czekam na profesjonalistów. Chcę, żeby to wyglądało naprawdę dobrze.

Kurde, moje życie jest piękne. Przez okno spoglądam na basen, jest 30 stopni, a od domu mam 50 metrów do morza. Żona powtarza mi: "Gerard, stopy na ziemi i szanujmy to, co mamy".

PKO Ekstraklasa traci kolejną gwiazdę. Napastnik zagra w Japonii
Nowe wyzwanie i starzy znajomi. Legia Warszawa gra o jesienną przygodę

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kibic skradł show na meczu piłki nożnej


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×