Spełnił marzenie i został skreślony po 45 minutach. "Dobrze, że Hyballi nie ma już w Krakowie"

- Treningi w Wiśle były wymagające, ale konkretne. Na początku trener Peter Hyballa nie pokazywał swojego prawdziwego oblicza. Dobrze się stało, że nie ma go już w Krakowie - mówi Michał Mak w rozmowie z WP SportoweFakty.

Tomasz Galiński
Tomasz Galiński
Michał Mak WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Michał Mak
Dla Michała Maka sobotni mecz z Cracovią jest wyjątkowy przynajmniej z dwóch względów. Po pierwsze jest wychowankiem Wisły Kraków, z której jednak musiał odejść pół roku temu. Trener Peter Hyballa postawił na nim krzyżyk po zaledwie czterdziestu pięciu minutach. Po drugie, Mak wraca do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce po jednej rundzie w Fortuna I lidze.

Spotkanie Górnika Łęczna z Cracovią rozpocznie się w sobotę o godz. 15. Transmisja w Canal+.

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Czujecie się największymi wygranymi poprzedniego sezonu? Po rundzie zasadniczej byliście na szóstym miejscu, a mimo to awansowaliście do PKO Ekstraklasy po barażach.

Michał Mak, skrzydłowy Górnika Łęczna: Wydaje mi się, że tak. Awans z szóstego miejsca smakuje bardzo dobrze. Mało kto na nas stawiał, a podejrzewam, że gdy GKS Tychy zobaczył, że będzie grał z nami, to już widział się w finale, bo wcześniej potrafili nas pokonać. Zrobiliśmy coś niesamowitego. Oczywiście, znaliśmy swoją wartość i zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli zagramy dwa dobre spotkania, to jesteśmy w stanie awansować. Przez dużą część sezonu byliśmy na drugim miejscu i nie jest tak, że w barażach znaleźliśmy się przypadkowo. Przytrafił nam się kryzys w pewnym etapie, ale na szczęście ta właściwa forma nadeszła w najlepszym możliwym momencie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie miało prawa udać. A jednak! Kapitalna "solówka" piłkarki

W barażach dwukrotnie graliście na wyjeździe, więc zadanie wydawało się podwójnie trudne.

Myślę, że dla naszej drużyny lepiej było, że te mecze rozgrywane były na wyjeździe. W ten sposób zrzuciliśmy z siebie presję. Była ona zdecydowanie większa na gospodarzach.

Spodziewałeś się, że odchodząc z Wisły Kraków tak szybko wrócisz do najwyższej klasy rozgrywkowej?

Po odejściu z Wisły chciałem zostać w Ekstraklasie, ale nie było żadnych konkretów. Górnik Łęczna był najbardziej zdeterminowany, a poza tym wizja ponownej współpracy z trenerem Kamilem Kieresiem miała duży wpływ na moją decyzję. Inna sprawa, że Górnik w tamtym momencie był na trzecim miejscu w tabeli, więc pozycja startowa do awansu była bardzo dobra. Moim celem był jak najszybszy powrót do Ekstraklasy. Tak też miałem skonstruowany kontrakt - przyszedłem do Górnika na pół roku, ale w przypadku awansu moja umowa automatycznie przedłuży się o dwa sezony. Cieszę się, że dołożyłem swoją cegiełkę do awansu. Czuję się na siłach, żeby pokazać się z dobrej strony.

Właśnie miałem pytać o ten kontrakt, bo nie było żadnej oficjalnej informacji, że zostajesz w Górniku na dłużej.

Tak, musiało być spełnionych parę warunków. Pierwszym był awans, a poza tym musiałem rozegrać określoną liczbę minut w rundzie wiosennej. Umowa została przedłużona o dwa lata, co osobiście bardzo mi odpowiada. Jestem zadowolony ze stabilizacji.

Wspomniałeś o trenerze Kieresiu. Mocno zmienił się jego warsztat w porównaniu do tego, co zapamiętałeś ze wspólnej pracy w GKS-ie Bełchatów?

Nabrał przez ten czas sporo doświadczenia. Jedno na pewno się nie zmieniło - dalej jest bardzo wymagający. Albo inaczej, jest po prostu konkretny w tym, co robi. Umie zarządzać zespołem. Umie też zarządzać kryzysem. Mieliśmy złą serię dziewięciu meczów bez zwycięstwa, ale mimo to w zespole nie było paniki i nerwowości. Cały czas wierzyliśmy w siebie, trener non stop wpajał nam, że jesteśmy w stanie z tego dołka wyjść. On żyje z dnia na dzień, nie wybiega zbyt daleko w przyszłość. Później to przekłada się na zawodników. Nie jest przypadkiem, że jest to trzeci lub czwarty awans trenera Kieresia w karierze.

Jaki wynik drużynowy będzie was zadowalał w nadchodzącym sezonie?

Jesteśmy beniaminkiem. Nie ma co ukrywać, że naszym głównym celem jest utrzymanie się w lidze. Patrząc na ostatnie sezony, niezbyt często zdarza się, że zespoły wchodzące do Ekstraklasy odgrywają w niej znaczące role, a bardziej walczą o byt. Tym niemniej, Warta Poznań pokazała w ubiegłym sezonie, że beniaminek wcale nie musi być dostarczycielem punktów, ale potrafi sprawić niejedną niespodziankę. Nie mówię, że będziemy drugą Wartą, ale na pewno nie boimy się tej ligi. Patrzę z optymizmem na ten sezon. Mamy tak skompletowaną kadrę, że jesteśmy w stanie powalczyć z każdym.

Co będzie największym atutem Górnika?

Powiem tak: różnica pomiędzy Ekstraklasą i pierwszą ligą jest bardzo duża, co odczułem na własnej skórze. Kluczem będzie dobra gra w defensywie, a myślę, że to może być naszą siłą. Musimy dobrze odnajdować się w poszczególnych fazach gry, wzajemnie się wspierać, przechodzić z ofensywy do defensywy i odwrotnie. Przy dobrej organizacji w tyłach i umiejętnie wyprowadzanych kontratakach możemy zaskoczyć niejednego przeciwnika. Mamy w kadrze paru doświadczonych zawodników z przeszłością w Ekstraklasie, ale i debiutantów, którzy będą chcieli pokazać się szerszej publiczności. Nie będziemy drużyną, przeciwko której będzie się grało łatwo.

Jesteś jednym z bardziej doświadczonych zawodników Górnika. Czujesz się na siłach, by być liderem tego zespołu?

W listopadzie skończę 30 lat, a nawet nie wiem kiedy to minęło... Czuję się na siłach i chcę być liderem Górnika. Nie chodzi o dodatkowe nakładanie na siebie presji, natomiast chcę co tydzień pokazywać, że dużo znaczę w tym zespole.

Wracając jeszcze do pobytu w Wiśle. Jakbyś go podsumował? Początek był niezły, grałeś sporo, często w wyjściowym składzie. Końcówka jednak nie była zbyt udana.

Przede wszystkim spełniłem swoje marzenie. Jestem wychowankiem Wisły i od zawsze chciałem zagrać w jej barwach w Ekstraklasie. Nie zastanawiałem się ani chwili, gdy tylko przyszła oferta z Krakowa. Powrót na Reymonta był dla mnie wielkim przeżyciem. Myślę, że wejście do drużyny miałem całkiem przyzwoite. W przekroju całego sezonu nie było źle, zanotowałem sześć asyst, dorzuciłem jedną bramkę w lidze, do tego jedną w Pucharze Polski. Później niestety przytrafiła się kontuzja kolana, ale Wisła była ze mnie zadowolona i przedłużyliśmy kontrakt o kolejny sezon. Grałem jednak coraz mniej, zaczynało mi brakować minut. Nie pomógł mi przepis o młodzieżowcu, ponieważ zaczęto stawiać na młodszych na pozycji skrzydłowego. Czułem, że z dnia na dzień moja pozycja w drużynie słabnie. Cóż, następnie przyszedł trener Peter Hyballa i dostałem jasny komunikat, że nie chce mnie widzieć w zespole. Moja przygoda z Wisłą trwała półtora roku, ale każde założenie koszulki tego klubu, każdy mecz było dla mnie czymś wyjątkowym. Nikt mi tego nie zabierze.

Trener Hyballa od samego początku sprawiał wrażenie człowieka lekko zwariowanego? 

Od razu nie. Przede wszystkim na samym początku zaraził nas wszystkich pracowitością. Treningi były bardzo wymagające, ale przy tym konkretne. Na początku nie pokazywał swojego prawdziwego oblicza. Na szczęście trenera Hyballi nie ma już w Krakowie. Moim zdaniem dobrze, że tak się stało.

Kiedy zostałeś skreślony?

Zacznijmy od tego, że na początku on sam mnie chwalił. Był ze mnie zadowolony. Po dwóch tygodniach treningów powiedział mi, że planuje wystawić mnie w wyjściowym składzie na mecz z Legią, bo na to zasłużyłem. Zagrałem, ale od pierwszego gwizdka miał do mnie cały czas pretensje i zostałem zdjęty w przerwie. Już wtedy widziałem, że postawił na mnie krzyżyk i zdawałem sobie sprawę, że będę miał u niego ciężko.

Ale nie dziwią cię pewnie ostatnie doniesienia z Danii, jakoby trener Hyballa miał obrażać zawodników i żartować z nich w niewybredny sposób?

Ja się dziwiłem, że tak długo była o tym cisza. Nie chodzi też o to, żeby teraz w mediach go krytykować. Cóż, taki po prostu ma charakter. Nie jest przypadkiem, że w każdym klubie pracuje krótko. To też o czymś świadczy. Ja jednak każdemu dobrze życzę. Nie żywię urazy. Niech mu się wiedzie.

Na koniec - w sobotę gracie pierwszy mecz w tym sezonie. Rywalem będzie Cracovia. Chyba lepiej zaczynać od rywalizacji przed własnymi kibicami?

Zdecydowanie tak. Niezmiernie się z tego cieszę i mam nadzieję, że na trybunach będzie wielu kibiców. Dawno nie było Ekstraklasy w tym mieście. Pamiętajmy, że gdy Górnik ostatnim razem był w Ekstraklasie, to swoje mecze rozgrywał w Lublinie. Dobrze, że tym razem będziemy grać w domu.

Początek sezonu będzie bardzo istotny. Zwycięstwo w pierwszej kolejce mocno by nas podbudowało i dodało pewności siebie na kolejne spotkania.

CZYTAJ TAKŻE:
Marek Citko odpowiedział na zawiadomienie Niezgody
Niedosyt w Niecieczy po inauguracji. "Plan runął na początku drugiej połowy"

Czy Górnik Łęczna utrzyma się w PKO Ekstraklasie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×