Grzegorz Wesołowski (trener ŁKS Łódź): Myślę, że to nie był wielki mecz, lecz spotkanie walki, dużego zaangażowania. Chłopacy dali z siebie naprawdę dużo, ale umiejętności starczyło na tyle, na ile widać. Drużyna KSZO wygrała, ponieważ nie popełniła takiego kardynalnego błędu jak my, a liczy się to co w siatce. Nie liczą się stworzone sytuacje, a tylko to co wpadnie. Przegraliśmy 0:1 i gratuluję zwycięstwa gospodarzom.
Robert Kasperczyk (trener KSZO Ostrowiec Św.): Cóż ja mogę powiedzieć? Licząc występy w ekstraklasie zawodników ŁKS i moich piłkarzy, to ta liczba byłaby nader skromna. Dlatego tym bardziej - mimo, że ten mecz nie był wielkim widowiskiem - cieszę się z osiągniętego wyniku. Wiedzieliśmy z kim gramy. Wiedzieliśmy, że jak otworzymy się z hurraoptymizmem, to już do przerwy może być 0:3. Dlatego też moja drużyna wyszła bardzo spięta w pierwszej połowie i popełnialiśmy proste błędy. Zawodnicy, którym się to do tej pory tego nie zdarzało, oddawali piłkę zupełnie bez walki. W ogóle nie wiedziałem co się dzieje, ale pierwsze minuty drugiej połowy pokazały mi, że była to chwilowa obniżka formy. W drugiej połowie bardziej otworzyliśmy grę. Więcej było akcji z obu stron, więcej gry w środku pola. Myślę, że zmiany w obu zespołach coś wniosły i gra ruszyła. Kilku zawodników mi "spuchło" i w drugiej połowie odstawali z różnych przyczyn. Nie każdy wie, który z zawodników trenował więcej, a który mniej w ciągu tygodnia, dlatego po głowie chodziło mi kilka wariantów rozwiązań. Widać było, że najbardziej skutki grania odczuwają ci zawodnicy, którzy trochę meczów już zagrali. Myślę, że trochę świeżej krwi i wariactwa w takim meczu nie zaszkodziło. Gratuluję chłopcom. Cały czas pracujemy nad tym, żeby każdy kolejny mecz utwierdzał ich w przekonaniu, że ta liga nie jest aż taka straszna. Wygraliśmy z zespołem, który oczywiście jest skorygowany, odmłodzony, bo kilku zawodników odeszło, ale ten zespół zajął w poprzednim sezonie siódme miejsce w ekstraklasie. Dlatego też wytykanie chłopcom indywidualnych błędów jest w tym momencie nie na miejscu.
Adam Cieśliński (napastnik KSZO): Po strzelonej bramce kibice zabrali mi koszulkę - zabawili się moim kosztem i jakbym jej nie odzyskał, to byłoby nieciekawie. Ale najważniejsze, że wygraliśmy ten trudny mecz, bo nie oszukujmy się, że ŁKS miał dużo więcej sytuacji i to spotkanie mogło się zupełnie inaczej ułożyć. Szczęście nam jednak dopisało i zdobyliśmy trzy punkty. Bramka padła z trudnej sytuacji do strzału, bo miałem bodajże Adamskiego na plecach i musiałem uderzać spod nogi. Na szczęście dla nas bramkarz ŁKS popełnił błąd i wpadł gol, z którego bardzo się cieszę.
Łukasz Matuszczyk (obrońca KSZO): W spotkaniu z ŁKS było ciężko jak nigdy. Wiadomo jaki zespół do nas przyjechał, wiadomo jakie to są nazwiska i gdzie oni grali, dlatego wielki szacunek dla tych chłopaków. Ale na boisku po końcowym gwizdku okazało się, że to my byliśmy lepsi. Chyba nikt nie wierzył, że ten gol wpadnie, ale jak widać takie bramki też się zdarzają. Ja się bardzo z tego cieszę i oby tak dalej.
Marcin Kajca (pomocnik KSZO): Najważniejsze, ze komplet punktów pozostał w Ostrowcu, z czego bardzo się cieszymy, tym bardziej po stracie punktów w poprzednim meczu w Stalowej Woli. Był to trudny mecz, ale wygraliśmy i tylko to się liczy. Teraz przed nami daleki wyjazd do Poznania na mecz z Wartą. Zagramy tam o trzy punkty, jak w każdym spotkaniu.