Michał Helik jest jedną z nowych twarzy, które do reprezentacji Polski wprowadził . Poprzedni selekcjonerzy pomijali uważanego za utalentowanego obrońcę, a Portugalczyk docenił jego występy w Anglii i zaprosił go już na swoje pierwsze zgrupowanie.
W meczu z Anglią 26-latek dał się oszukać w polu karnym Raheemowi Sterlingowi i sfaulował rywala, a "11" na gola zamienił Harry Kane. Po tym błędzie Helik był mocno krytykowany i podawano w wątpliwość sens powoływania go.
- Szybko wyrzuciłem to z głowy. Nie ma innej drogi, musisz natychmiast się pozbierać, żeby nie popełnić kolejnych błędów. Mnie to się udało, zareagowałem właściwie - przekonuje piłkarz, za którym stoi jego mały sztab. W rozmowie z "Piłką Nożną" gracz Barnsley FC zdradza, że we własnym zakresie współpracuje z psychologiem, dietetykiem, fizjoterapeutą i trenerem przygotowania fizycznego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kibic skradł show na meczu piłki nożnej
Wszystko po to, by spełniać kolejne marzenia. Kolejne, bo te o grze w Anglii i reprezentacji już zrealizował. - Gra w Anglii była moim małym marzeniem, odwiedzałem brytyjskie stadiony, występując jeszcze w Polsce. Że tu przyjechałem grać w piłkę, to jedno, ale zaistnieć tu - to drugie. Pierwszy sezon miałem fajny, przeszedł jednak do historii - mówi najlepszy zdaniem kibiców Barnsley FC zawodnik tego zespołu w poprzednich rozgrywkach.
Przemysław Pawlak, "Piłka Nożna": Gdzie spędziłeś urlop?
Michał Helik, piłkarz Barnsley FC i reprezentacji Polski: Cztery dni byliśmy w Grecji, resztę czasu w Polsce. Od momentu wyjazdu do Anglii właściwie nie widziałem się z rodziną. Co prawda byłem w kraju w trakcie marcowego zgrupowania reprezentacji, rodzice odwiedzili mnie też podczas przygotowań do mistrzostw Europy w Opalenicy, niemniej to był czas poświęcony przede wszystkim pracy. Poprzedni sezon to dla mnie zmiana klubu, kraju, w gruncie rzeczy całego dotychczasowego życia. Brakowało mi normalności, pandemia swoje do tego dołożyła. Właściwie byłem odcięty od świata, szczęście, że do Anglii przeprowadziłem się z narzeczoną. Inna sprawa, że w Barnsley trafiłem na świetną atmosferę w szatni, więc z aklimatyzacją w nowym miejscu pracy nie miałem żadnego problemu.
Przygotowania do kolejnego sezonu rozpocząłem w trybie indywidualnym, w związku z udziałem w finałach mistrzostw Europy otrzymałem kilka dni wolnego więcej niż reszta drużyny. Teoretycznie mogłem spędzić na urlopie trzy tygodnie, wróciłem do zajęć jednak kilka dni wcześniej, żeby szybciej wejść w trening z całym zespołem. Championship startuje 7 sierpnia, muszę być w pełni przygotowany.
Jak wyglądała codzienność piłkarza Championship podczas pandemicznego sezonu?
Był czas, gdy przed treningiem przebieraliśmy się w dużej hali - za szatnię służyło sztuczne boisko, na którym porozstawiano krzesła w ściśle określonych odległościach od siebie, aby zachować dystans między zawodnikami. Stroje treningowe zabieraliśmy do domów i praliśmy we własnym zakresie. Co trzy, cztery dni przechodziliśmy testy na obecność w organizmach COVID-19. Zdarzało się, że na mecze jeździliśmy dwoma autokarami. Utrudnień było zatem sporo, ale było warto przez nie przejść, bo mnie koronawirus ominął. A że na zgrupowaniu reprezentacji Polski przed Euro zostałem zaszczepiony, mam nadzieję, iż tak już pozostanie. Mimo przyjęcia szczepionki, po powrocie na Wyspy Brytyjskie trafiłem na pięciodniową kwarantannę - z tym że byłem na mistrzostwach Europy, więc angielska federacja piłkarska wyposażyła mnie w list, na mocy którego mogłem przemieszczać się między domem a ośrodkiem treningowym Barnsley.
Odbyłeś już rozmowę z nowym trenerem Markusem Schoppem?
Poprzedni szkoleniowiec, Valerien Ismael, po udanym sezonie przeniósł się do West Bromwich Albion, natomiast pierwszy kontakt z Markusem Schoppem miałem jeszcze w trakcie urlopu. Trener zadzwonił do mnie, porozmawialiśmy, opowiedział mi o pomyśle na grę zespołu, ustaliliśmy kilka kwestii organizacyjnych. Po powrocie do Anglii spotkaliśmy się osobiście, szkoleniowiec dał mi odczuć, że na mnie liczy. Mamy młodą ekipę, we wrześniu skończę 26 lat, a jestem trzecim czy czwartym najstarszym zawodnikiem w Barnsley.
Bardzo dobrze gra mi się z Madsem Andersenem w środku obrony, świetny zawodnik i gość. Przez kilka miesięcy był również z nami Daryl Dike, niedawno wrócił do MLS, do Orlando. Pod względem fizycznym - potwór. Piłkarz o olbrzymich gabarytach, a przy tym niesamowicie szybki, co często nie idzie w parze. Mądrze porusza się po boisku, dzięki czemu znajduje się w sytuacjach podbramkowych, cechuje go również dobry timing. W pół sezonu zdobył 10 bramek, nie wykonując rzutów karnych. Świetny wynik! A poza boiskiem ma fajny amerykański luz. Choćbym nie wiem, jak się starał, nie widzę w nim żadnych wad, to o czymś świadczy. Ma papiery na duże granie. Krótko mówiąc - w szatni nie mieliśmy i nie mamy zawodników, którzy ciągną zespół w dół. Każdy z nas jest głodny rozwoju, nie zamierzamy być drużyną grającą o utrzymanie, chcemy więcej.
Swoją drogą dlaczego Barnsley zatrudnia w ostatnim czasie szkoleniowców związanych z Austrią?
Prawdopodobnie dlatego, że to przynosi efekty. Trener Ismael pracował w Austrii, podobnie Markus Schopp, a jeszcze wcześniej Gerhard Struber, który z Barnsley w trakcie poprzedniego sezonu przeniósł się do New York Red Bulls. Wszyscy ci szkoleniowcy preferują grę intensywną, wysokim, agresywnym pressingiem – w zeszłym sezonie to był nasz znak rozpoznawczy. Taki jest pomysł klubu na postawę zespołu na boisku, więc zatrudniani są trenerzy, którzy preferują odpowiedni styl.
Intensywność gry – to największa różnica między drugą ligą angielską a Ekstraklasą?
Gra jest szybsza, wynika to z indywidualnych umiejętności poszczególnych zawodników – w operowaniu piłką, w tempie podejmowania decyzji. Można to odczuć, co nie znaczy, że zamierzam wyśmiewać polską ligę. Przeciwnie, Ekstraklasa to trudne rozgrywki, kilku zawodników z porządnym CV nie poradziło sobie u nas. Szanujmy naszą ligę. W Anglii zostałem rzucony na głęboką wodę, kilka dni po transferze zadebiutowałem. Nie miałem czasu na przestawianie się na większą intensywność gry, na zastanawianie się nad tym, musiałem być gotowy tu i teraz. Nie utonąłem, bo ciężko pracowałem w Polsce, aby poradzić sobie w zagranicznym klubie. O ile jednak w Championship natłok spotkań jest bardzo duży, o tyle w poprzednim sezonie w związku z pandemią był ogromny – miałem moment, gdy czułem, że organizm potrzebuje odpoczynku. Przeszedłem przez to, także dzięki pomocy otaczających mnie osób.
To znaczy?
Mam mały sztab ludzi, którzy mi na co dzień pomagają. Jestem w kontakcie on-line z trenerem przygotowania fizycznego. Pracowaliśmy wspólnie, gdy grałem w Polsce, nie stanowi to większego problemu, bo wiedzę bazową przekazał mi znacznie wcześniej. Do tego zajęcia z fizjoterapeutami z Polski, w trakcie mojego urlopu mogliśmy wspólnie popracować. Kooperuję również z dietetykiem. Klub rzecz jasna o wszystkim wie, sztab szkoleniowy mnie dopytywał o szczegóły, konsultowałem zajęcia z trenerem przygotowania fizycznego ze specjalistami w tej dziedzinie w Barnsley - fajnie, że myśl jest w obu przypadkach podobna. Klub jest zadowolony, że pracuję dodatkowo. To wszystko pozwala mi przede wszystkim minimalizować ryzyko kontuzji, gdyby nie dodatkowa praca ze specjalistami, miałbym znacznie ciężej w Anglii. Ośrodek treningowy Barnsley położony jest nieopodal stadionu. Wyposażony jest w pełne zaplecze do odnowy biologicznej i treningu, niczego nie brakuje. Śniadania i obiady jemy w klubie, to jest super sprawa, w Polsce nie było tak zawsze. Dzięki współpracy z dietetykiem mam świadomość, jak istotne jest zjedzenie odpowiednio zbilansowanego posiłku po treningu. W Championship gra się właściwie co trzy dni, nawet najmniejszy błąd w procesie regeneracji, treningowym czy żywieniowym może zawodnika wybić z rytmu. Dlatego pilnuję się w każdym aspekcie, bo jeśli zgubię ten rytm, stracę na przykład miesiąc, koło nosa przejdzie mi sześć, siedem meczów.
Współpracujesz również z psychologiem?
Tak, rozmowy z psychologiem mnie uspokajają, pomagają podejmować decyzje sportowe i życiowe, zyskałem samoświadomość. Kiedyś denerwowałem się sytuacjami, na które nie miałem wpływu, analizowałem je, rozmyślałem, teraz wyrzucam takie rozważania z głowy. I zamiast roztrząsać, że coś poszło nie po mojej myśli, szukam rozwiązania. Działa to również w drugą stronę, gdy dana sytuacja zakończy się według mojego planu, nie popadam w euforię, a próbuję dojść do tego, co o tym przesądziło.
Faul w polu karnym, po którym sędzia podyktował jedenastkę dla Anglii w meczu z Polską na Wembley, szybko wyrzuciłeś z głowy?
Nie ma innej drogi, musisz natychmiast się pozbierać, żeby nie popełnić kolejnych błędów. Mnie to się udało, zareagowałem właściwie. Anglia doszła do finału mistrzostw Europy, Raheem Sterling potrafił wywalczyć kolejne rzuty karne, nie twierdzę, że nie popełniłem błędu, ale jako zespół nie musimy wstydzić się występu na Wembley. Dałem się nabrać, liczyłem, że Sterling dośrodkuje piłkę, tymczasem wykonał nienaturalny ruch, wszedł przede mnie, gdy usłyszałem gwizdek sędziego, miałem świadomość tego, co zrobiłem. Nie potrzebowałem, aby ktoś mi dodatkowo tłumaczył ten błąd, choć rozmowę z Paulo Sousą w tym temacie odbyłem. Merytoryczną, spokojną, trener na mnie się nie obraził, nie zrugał, chciał poznać moje stanowisko. Zgodziliśmy się, że nie powinienem był w ogóle wykonywać wślizgu. Nie rozpamiętuję tego zdarzenia.
Jak oceniasz współpracę z Portugalczykiem?
Nie dostałem minut w finałach mistrzostw Europy, ale przez cały czas czułem się częścią drużyny. Z selekcjonerem pracuje się dobrze.
Faktycznie zbudował świetną atmosferę w kadrze?
Nie mogę porównać obecnej atmosfery z tą u poprzednich selekcjonerów, gdyż wcześniejsi trenerzy reprezentacji nie kontaktowali się ze mną, więc siłą rzeczy na zgrupowania nie przyjeżdżałem. Natomiast mogę powiedzieć, że klimat w reprezentacji Paulo Sousy był znakomity. Tworzyliśmy kolektyw, z kilkoma chłopakami jesteśmy w stałym kontakcie, choćby z Kamilem Jóźwiakiem, Przemkiem Frankowskim, Karolem Świderskim, z Puszką i z Modziem - nie jest tak, że wyjechaliśmy ze zgrupowania i następny raz porozmawiamy we wrześniu. W trakcie meczów byliśmy zespołem, pracowaliśmy jeden za drugiego, pod względem elementów gry, na które może wpłynąć atmosfera w drużynie, zaprezentowaliśmy się z dobrej strony. Zabrakło wyniku. Mimo że w turnieju nie zagrałem, biorę odpowiedzialność również na siebie.
Wyniosłeś coś pozytywnego z finałów mistrzostw Europy?
Doświadczenie. Spędziłem miesiąc ze znakomitymi zawodnikami. Na treningach stoczyłem wiele pojedynków z Robertem Lewandowskim, ma niesamowitą łatwość w odrywaniu się od obrońców, świetnie porusza się bez piłki, ale też doskonale potrafi wypracować sobie pozycję w walce z rywalem, odpowiednio się ustawić jeszcze przed otrzymaniem futbolówki. Odczułem, czym jest gra przeciwko zawodnikowi z najwyższego światowego poziomu. Dopytywałem Roberta, co mu najbardziej przeszkadza u obrońców, jakiej gry defensorów nie lubi, uwagi zapamiętam na pewno. Na Euro znalazłem się też w nowej dla mnie roli - rezerwowego. Ważne było, aby mimo tego utrzymać permanentny stan gotowości do gry, koncentracji, odpowiedniej regeneracji, by w każdej chwili wejść na boisko i pomóc kolegom. To mi się udało.
Na czym opierasz optymizm w kontekście awansu reprezentacji Polski do finałów mistrzostw świata?
Na złości, która w nas jest po mistrzostwach Europy, na doświadczeniu zdobytym w trakcie turnieju, na tym, że jako grupa znamy się lepiej ze sobą i z trenerem - przeżyliśmy porażkę razem, na tym też można wiele zbudować. Przede wszystkim jednak na sportowej sile drużyny.