Drużyna Kosty Runjaicia prezentowała się przeciętnie i tylko jeden z jej trzech strzałów celnych był dużym wyzwaniem dla Dominika Hładuna. Ponadto szkolny błąd Luisa Maty pomógł Miedziowym w objęciu prowadzenia. Dwie stracone bramki to również nie jest codzienność w przypadku szczecinian. Ich trener postanowił jednak przesadnie nie krytykować zespołu.
- To był nasz najlepszy mecz od początku sezonu w ekstraklasie. Niestety, popełniliśmy w nim najprostsze błędy. W efekcie jednego z nich padł pierwszy gol. Wiedzieliśmy, że Zagłębie gra dobrze z kontrataku, a my go jeszcze przygotowaliśmy przeciwnikom. Na poziomie ekstraklasy nie można popełniać takich błędów - mówi na konferencji prasowej Kosta Runjaić.
- Mieliśmy wystarczająco dużo szans i czasu na wyrównanie. Nie jesteśmy FC Barceloną, która stwarza sobie kilkanaście sytuacji podbramkowych co mecz. Wracamy do Szczecina bez punktów, ale nie spuszczamy głów. Przed nami kolejne spotkania. Nie możemy w nich popełniać takich błędów, jeżeli chcemy wygrywać - dodaje szkoleniowiec Pogoni.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za strzał! Wyskoczył w powietrze i... (ZOBACZ)
Lubinianie zdobyli prowadzenie w pierwszej połowie. Przyczajeni we fragmencie poprzedzającym akcję bramkową wyszli ze składnym kontratakiem. Zakończył go Erik Daniel po podaniu Patryka Szysza. Drugi cios zadał Pogoni - Łukasz Poręba w podobnych okolicznościach w doliczonym czasie. Wygrana 2:0 podopiecznych Dariusza Żurawia była zasłużona i pozwoliła znaleźć się w górnej połowie tabeli PKO Ekstraklasy.
- To były wywalczone trzy punkty. Spodziewaliśmy się takiego trudnego meczu. Pogoń to drużyna, która dobrze operuje piłką. Także do tego dążymy i chcemy, żeby nasze akcje były płynne. Pracowaliśmy w tygodniu nad przejściem z obrony do ataku i było to widać. Na dodatek zagraliśmy na zero z tyłu. Cieszę się z tej kolejnej wygranej na własnym boisku - podsumowuje Żuraw.
Czytaj także: Zawiodła ofensywa. Pierwszy polski klub odpadł z pucharów
Czytaj także: Thriller z udziałem Rakowa Częstochowa. Historyczny gol i fenomenalny Kovacević w 122. minucie