Artur Długosz: Igor Migalewski wywalczył już sobie chyba na stałe miejsce w podstawowej jedenastce Stali Stalowa Wola?
Igor Migalewski: Nie, nie, no jak? Na treningach staram się pokazywać z jak najlepszej strony, a w meczach daję z siebie wszystko. Będę się starał, aby dzięki mojej grze Stal wygrywała każde spotkanie, a ja żebym się pojawiał w podstawowej jedenastce. Każdy ma jednak swój styl gry, każdy może trafić do podstawowej jedenastki. Każdy ma na to szanse.
Stal w końcu zaczęła grać ofensywnie. Nie cofacie się do obrony, tylko zaczęliście atakować rywali już na ich połowie.
- Przed sezonem, podczas tych przygotowań do rozgrywek, które mieliśmy w Stalowej Woli trener zawsze stawiał na atak. W pierwszym meczu wszyscy cofnęli się do obrony - nie wiem dlaczego tak się stało, nie wiem dlaczego trener tak zadecydował. Lepiej wychodzi nam gra ofensywna. W Płocku, w meczu wyjazdowym z Wisłą, graliśmy bardzo dobrze, ale niestety przegraliśmy. Z GKS-em Katowice na bank wywalczymy trzy punkty.
Jesteś ofensywnie usposobionym graczem, jak na razie na koncie masz jedną bramkę. Kiedy kibice Stali mogą oczekiwać twojego kolejnego trafienia?
- Zaraz w następnym meczu. Teraz w spotkaniu w sobotę.
Na początku sezonu występowałeś tuż za napastnikiem, teraz grasz już bardziej na środku linii pomocy.
- Trenera trzeba pytać dlaczego mnie tak ustawia. Ja bym chciał grać w ataku, a mam grać w pomocy.
Czyli wolisz być takim wysuniętym snajperem?
- Tak, tak. Tam mam więcej piłek niż w środku pomocy.
Dobrze ci jednak wychodzi rozgrywanie, Stal zaczęła lepiej grać...
- Może z boku tak widać, że mi to lepiej wychodzi. Sam jednak mam za mało tych piłek.
Nie tęsknią za tobą w Bełchatowie?
- Nie, nie (śmiech). Trenera trzeba o to pytać. Koledzy do mnie dzwonią i pytają się dlaczego przegrałem, im też się nie wiedzie. Oni mają jeden punkt i my też mamy jeden. Porozmawiamy przez telefon i tyle.
Właśnie, Stal ma tylko jeden punkt. Po fatalnym początku czas już chyba na przełamanie w rozgrywkach ligowych.
- Każdy mówi w końcu, w końcu i tego w końcu nie ma. Jak wygramy to wtedy będzie można porozmawiać.
Tylko że z GKS-em Katowice to już raczej musicie wygrać.
- Myślę, że na sto procent wygramy. Tak sądzę właśnie ja. To jest drużyna taka sobie. Trzeba podnieść głowę do góry. Nie ma już gdzie przegrywać, jak jeszcze teraz poniesiemy porażkę to już nie wiem co trzeba będzie robić.
To zwycięstwo z Wisłą Płock w Remes Pucharze Polski na pewno bardzo wam pomogło.
- Tak, na pewno. Zaczęliśmy wierzyć w siebie. Każdy z chłopaków podniósł głowę do góry. Zobaczymy jak będziemy grać, jaki skład wyjdzie na murawę i tak dalej.
Bardzo trenerzy muszą na ciebie krzyczeć, abyś nie dostawał żółtych kartek?
- Nie (śmiech). Ja jestem takim zawodnikiem, że z sędzią porozmawiam, ale to nic strasznego. Mam na razie dwie żółte kartki, także to dla mnie bardzo dobrze.
Bardzo dobrze? To ile żółtych kartek w sezonie dostaniesz?
- No... dziewięć, dziesięć...
A czerwonych?
- Nie, nie. Czerwonych nie dostaję.
Chciałbyś trafić na drużynę z Bełchatowa w Remes Pucharze Polski?
- Obojętnie, ale no tak, chciałbym.