Łukasz Piszczek o swoim nowym, piłkarskim życiu. "Tutaj trzeba się wysilić"
Jeszcze niedawno w barwach Borussii Dortmund rywalizował z europejskimi gigantami o największe trofea. Dziś swoją przygodę z piłką kontynuuje w LKS-ie Goczałkowice, grając na trzecioligowych boiskach.
- Ja już karierę zakończyłem. Przyszedłem sobie tutaj do Goczałkowic pograć z chłopakami w piłkę na ciekawym jeszcze poziomie - mówi WP SportoweFakty Łukasz Piszczek.
Jednak pierwsze skojarzenia z grą na czwartym poziomie rozgrywkowym w Polsce mogą mylić. - To nie tak, że tylko trzeba przyjść i sobie pokopać. Tutaj trzeba się wysilić na trzecioligowych boiskach. Także cieszę się, że właśnie mam takie spokojne przejście po mojej profesjonalnej karierze, że mogę jeszcze iść sobie pobiegać aktywnie i też się namęczyć. Wszystko łatwo nie przyjdzie - stwierdza.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za strzał! Wyskoczył w powietrze i... (ZOBACZ)LKS Goczałkowice idzie jak burza. W pierwszych trzech spotkaniach zainkasowali pełną pulę w trzeciej grupie trzeciej ligi. Ich serię zwycięstw przerwała jednak wyprawa do Wodzisławia Śląskiego, gdzie po rywalizacji z Odrą musieli zadowolić się zaledwie punktem. W mediach jednak często stawia się podopiecznych trenera Barona w roli faworytów do awansu.
- My nie myślimy w ogóle o awansie. Nie wiem, skąd wszystkim wzięło się to w głowie, że pragniemy awansować. My chcemy w tej lidze po prostu zająć wysokie miejsce i od początku sezonu założyliśmy sobie taki cel. Które to będzie miejsce? Zobaczymy - mówi były reprezentant Polski.
Piszczek swoją przygodę z piłką zaczynał właśnie w LKS-ie Goczałkowice-Zdrój, z którego przeniósł się do Gwarka Zabrze. Stamtąd wylądował w Niemczech, najpierw w Herthcie Berlin, a później w BVB. Grał również w Zagłębiu Lubin.
W swojej karierze potrójnie zdobył mistrzostwo Niemiec. Z Borussią wzniósł także m.in. potrójnie Puchar Niemiec.
Premier Liga: to był szczególny mecz dla Krychowiaka. Lokomotiw lepszy od FK Krasnodar
Klasyfikacja strzelców Bundesligi. Ale ścisk! Lewandowski już dogonił Haalanda