W meczu z San Marino Polacy wygrali 7:1 i w sumie wszystko powinno być w porządku, bo przecież wygraliśmy nawet wyżej niż Anglicy. Kilka rzeczy niepokoi, a jedna jest jednak przerażająca. Polacy nie byli w stanie zagrać z rywalem jeden na jednego, minąć go efektownym zwodem. Co najwyżej ścięcie do boku i szybka wrzutka. Rozumiem (choć nie do końca), że w meczu z solidną europejską drużyną czy nawet słabą jak Albania, ale z amatorami z San Marino? To trochę straszne.
Choćby taki Jakub Kamiński kreowany na następnego zawodnika, który miałby pójść do zagranicznego klubu za rekordową kwotę. Jakiś szybki ruch nogą? Ruch ciałem? Przyspieszenie i zmiana tempa? Niekoniecznie. To jednak tyczy się też innych: Przemysława Frankowskiego, Tymoteusza Puchacza, a więc tych zawodników, od których takiej gry moglibyśmy wymagać.
Spośród 38 milionów osób mamy lepszą selekcję pod względem fizycznym i motorycznym i to tyle. San Marino to kraj wielkości małego polskiego miasteczka, zawodnicy byli na poziomie ligi szóstek. To takie dość smutne przemyślenia dotyczące stanu polskiego futbolu. Chciałoby się więcej, choć trochę odwagi, fantazji. Ale cóż, nie można wymagać od robotników, by byli artystami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramka-marzenie! Można oglądać do znudzenia
Strzelamy więc siedem bramek, rezultat jest fajny, ale gra znowu daleka od optymistycznej. W pewnym momencie nawet gospodarze mieli swoje szanse.
San Marino w meczu z Polską oddało aż 7 strzałów, w tym trzy celne. Anglicy nie dopuścili zawodników z małego kraju do strzału, Węgrzy pozwolili na jedno niecelne uderzenie, Albańczycy na cztery, w tym jedno celne. Licząc od eliminacji MŚ 2014, gdzie zawodnicy z San Marino strzelili bramkę drużynie Waldemara Fornalika, od tej pory pokonali strzelali oni w eliminacjach gole w meczach z Litwą, Kazachstanem, Azebejdżanem czy Norwegią. I teraz z Polską. Nie świadczy to najlepiej o naszej linii defensywnej. Poważny zespół nie dopuściłby do takich statystyk. Pozwoliliśmy amatorom na zbyt wiele. Zawodowcy bezwzględnie to wykorzystają.
Trudno mówić o tym, że ktoś wykorzystał swoją szansę, bo graliśmy z amatorami. Można za to powiedzieć, że swojej nie wykorzystał Kamil Piątkowski. Młody obrońca Red Bull Salzburg popełnił koszmarny błąd przy bramce dla rywali, a za chwilę bawił się pod bramką i zaliczył fatalną stratę. Michał Helik nie pomógł w sytuacji bramkowej. Obaj mogą słono zapłacić za tego gola.
Trudno więc mówić o jakiś wielkich wnioskach po meczu z tak słabym rywalem. Na pewno cieszy, że niektórym zawodnikom takie spotkanie może nieco pomóc. Dla Jakuba Modera był to kolejny mecz dający poczucie, że może być liderem kadry. Dwie z trzech pierwszych bramek padły po jego kluczowych podaniach. Adam Buksa znowu pokazał się z dobrej strony i sygnalizuje, że w razie problemów z napastnikami, można na niego liczyć. W końcu Nicola Zalewski wprowadził się nieźle do drużyny, zaliczył asystę, pokazał luz i swobodę. Na pewno doda mu to pewności siebie.