Sędzia wytoczył proces matce chorego dziecka. Znamy finał sprawy

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Iwona Busse (po prawej) z synem
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Iwona Busse (po prawej) z synem

Czy to koniec głośnej sprawy chorego Adasia? Sędzia wyrzucił 11-latka z boiska z powodu gry w czapce, a sprawa trafiła do mediów. Wtedy arbiter wytoczył proces matce chłopca. W poniedziałek w Świdnicy zapadł nieprawomocny wyrok.

W tym artykule dowiesz się o:

Zacznijmy od początku. Adaś ze Szczytnej na Dolnym Śląsku cierpi na łysienie plackowate. Chłopak wstydzi się swojej choroby i częściowego braku włosów na głowie, dlatego czapka stała się jego nieodłącznym atrybutem. Pojawił się w niej nawet na Pierwszej Komunii Świętej. Od pewnego czasu grał w niej również w spotkaniach lokalnego Hutnika Szczytna.

Aż nadszedł wrzesień 2020 roku, gdy w jednym ze spotkań sędzia piłkarski (dane do wiadomości redakcji) wyrzucił go z boiska, bo uznał, że Adaś grając w czapce stanowi niebezpieczeństwo dla innych. Iwona Busse, matka 11-latka, nagłośniła sprawę w mediach. Za to w lutym 2021 roku doczekała się pozwu sądowego - arbiter piłkarski uznał, że naruszono jego dobra osobiste.

Sędzia domagał się przeprosin, zadośćuczynienia - wpłacenia 3 tys. zł na jego konto i 2 tys. zł na Pogotowie Ratunkowe w Kłodzku oraz zwrotu kosztów sądowych. Przed poniedziałkową rozprawą w Sądzie Okręgowym w Świdnicy pełnomocnik arbitra wniosła dodatkowo o publikację odpowiedniego oświadczenia m.in. w WP SportoweFakty oraz na fanpage'u Ośrodka Monitorowania Zachorowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.

ZOBACZ WIDEO: Aleksander Śliwka zachwycony po sukcesie kadry U19. "Złoto jest czymś niesamowitym"

Sędzia czuje się ofiarą nagonki

Przed sądem arbiter tłumaczył okoliczności zajścia, które miało miejsce 9 września 2020 roku. 11-letni Adaś był tego dnia rezerwowym, na boisku pojawił się dopiero ok. 15-20 minuty spotkania. Dlatego sędzia przy początkowej prezentacji drużyn nie zauważył chłopca w czapce. Zrobił to dopiero, gdy ten wbiegł na boisko. - Poinformowałem, że nie może grać w czapce, a on mi odpowiedział, że jest chory. Przekazałem, że może dalej grać, ale bez czapki z ostrym daszkiem - relacjonował sędzia.

Zdaniem arbitra, robił on wszystko, by sprawę załagodzić. Zaproponował chłopcu, by stanął w bramce, bo przepisy pozwalają, by bramkarz grał w czapce z daszkiem. Odmiennego zdania była adwokat reprezentująca pozwaną matkę Adasia. Zwracała ona uwagę na to, że można było spotkanie przerwać na 2-3 minuty i porozmawiać o sytuacji z trenerem Hutnika Szczytna, w którym gra 11-latek. Tego jednak nie zrobiono, a chłopiec z płaczem opuścił boisko.

- Dlaczego wniósł pan pozew dopiero w lutym? - zapytał sędzia prowadzący sprawę, zwracając uwagę na to, że wydarzenie miało miejsce kilka miesięcy wcześniej i artykuły na ten temat pojawiły się w mediach już jesienią. - Czułem się ofiarą nagonki. Dostawałem i dostaję ciągle powiadomienia na prywatny telefon w tej sprawie. Teraz był materiał w "Uwadze" w TVN. Czy coś po nim dostałem? Nie, ale cieszę się, że go opublikowano - powiedział przed sądem arbiter spod Kłodzka.

Sędzia stwierdził, że w jego miejscu zamieszkania zaczęły się pojawiać różne plotki na jego temat, bo okoliczni mieszkańcy nie do końca znali szczegóły sprawy. Niektórzy mieli zacząć spekulować, że jest pedofilem. - To jest tragedia. Jest grupa ludzi, która rozpowszechnia mój wizerunek. Wszystko jest jednostronne. Przyszedł taki okres, że żona bała się ze mną na zakupy jechać - dodał.

Arbiter nie zrezygnował jednak z sędziowania meczów. Uprawnienia posiada od 1994 roku. Przed sądem stwierdził, że gdyby teraz usunął się w cień, to ktoś mógłby pomyśleć, że przyznał się do błędu.

Brak empatii sędziego

Nagłe wyrzucenie z boiska i postawienie sprawy na ostrzu noża sprawiło, że Adaś się rozpłakał. Przez jakiś czas nie chciał grać w piłkę. - Dziecko wróciło do domu z płaczem i gorączką - powiedziała przed sądem Iwona Busse, która nie poinformowała o sprawie Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. - Nawet nie wiedziałam, że jest zakaz gry w piłkę w czapce - dodała i zwróciła uwagę na to, że Adaś w nakryciu głowy wychodził na boisko od dłuższego czasu.

Jak podkreśliła pozwana matka chłopca, sprawa jej syna zrobiła się głośna w okolicy i otrzymała telefon od jednego z dziennikarzy, by skomentować całe zajście. - Myślę, że nagłośnienie tej sprawy dobrze zrobiło - stwierdziła, na co zareagował sędzia. - O problemie syna dowiaduje się cała Polska. Poprzez nagłośnienie i nakręcenie materiału cała Polska wie, że Adam ma plackowatość. Czy to pani odpowiada? - pytał prowadzący sprawę.

- Nie wiem - stwierdziła Iwona Busse i podkreśliła, że jej zadaniem jako matki jest chronić dziecko. - Nie ujawniłam nigdzie nazwiska arbitra, stanęłam w obronie syna - powiedziała i zasugerowała, że arbitrowi w tej sytuacji zabrakło empatii. - Empatii kogoś nie nauczymy - skomentował prowadzący sprawę.

- No to skoro arbiter nie ma empatii, to już go jej nie nauczymy. Za sprawą Adasia nagłośniono też problem tej choroby, co jest dobre. Adaś w tamtym momencie poczuł się inny, gorszy. Ja nie mam za co przepraszać arbitra. Nic nie zrobiłam - dodawała pozwana.

Salomonowy wyrok?

W mowie końcowej adwokat arbitra zwróciła uwagę na to, że pochodzi on z małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają i materiały prasowe uderzyły w jego dobre imię. Zasugerowała też, że matka Adasia zachowała się nieodpowiednio nagłaśniając sprawę. - Powinna myśleć przyszłościowo. To dziecko kiedyś zobaczy, że było na czołówkach gazet w Polsce. Zamiast je dopingować do uczestnictwa w sporcie, to sytuację przedstawia się tak, że jest dyskryminowane - stwierdziła mecenas.

- Pozwana była rozgoryczona zachowaniem arbitra, stąd słowa, że "nie ma serca dla dzieci". Sam przyznał w trakcie procesu, że dziecko płakało i nic w tym momencie nie zrobił. Zachowanie pozwanej mieściło się w ramach krytyki. Sędzia powinien się liczyć z krytyką, bo jest osobą publiczną. Pani Iwona skrytykowała jego konkretne zachowanie, brak empatii - odpowiedziała w mowie końcowej adwokat reprezentująca Iwonę Busse.

Sąd Okręgowy w Świdnicy wydał w poniedziałek wyrok w sprawie przeciwko Iwonie Busse. Zgodnie z jego treścią, matka Adasia nie może już komentować publicznie wydarzeń, które miały miejsce jesienią 2020 roku. Ma też przeprosić arbitra poprzez napisanie listu o stosownej treści i dostarczenie go pod wskazany adres. Sąd odrzucił pozostałe wnioski powoda - w tym o zadośćuczynienie czy zwrot kosztów sądowych.

- Powód powinien wykazać więcej empatii, ale nie można mówić o dyskryminacji, bo małoletni nie został pozbawiony możliwości gry. Twierdzenia pozwanej są wyolbrzymione, chociażby na temat traumy dziecka. Pozwana przekroczyła granice konieczne do osiągnięcia swojego celu. Mogła zastosować inne środki, np. wystosować skargę na arbitra do Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej - odczytał treść wyroku sędzia.

Zdaniem prowadzącego sprawę, publikacja przeprosin w mediach prowadziłaby do dalszej eskalacji konfliktu i nagłośnienia sprawy. Poniedziałkowy wyrok jest nieprawomocny.

Czytaj także:
Buksa przebił legendy! Nawet Lewandowski może mu zazdrościć
Lewandowski znów to robi! Dla niego nie ma żadnych barier

Źródło artykułu: