To był sezon 1995/1996. Legioniści zakwalifikowali się do fazy grupowej najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie, a tam wpadli na mistrza Anglii Blackburn Rovers, mistrza Norwegii Rosenborg Trondheim oraz mistrza Rosji Spartak Moskwa.
Ta ostatnia drużyna okazała się nieomylna i wygrała grupę z kompletem punktów, lecz Legia zajęła 2. miejsce (miała na finiszu 7 "oczek") i też awansowała do ćwierćfinału, gdzie uległa Panathinaikosowi Ateny.
Niegościnna Moskwa
Dwumecz ze Spartakiem był najtrudniejszy sportowo, ale też najbardziej barwny, zwłaszcza ta jego część, która odbyła się w Moskwie. - Wiele dziwnych rzeczy się wtedy działo. Przyjęto nas w sposób daleki od normalnych standardów, choć byliśmy do tego przyzwyczajeni. Takie to były czasy, że stale czegoś brakowało. Hotel pozostawiał wiele do życzenia i wcale nie wynikało to z oszczędności naszego klubu, bo np. w Trondheim wszystko było załatwione właściwie i nie mieliśmy żadnych kłopotów. Oprócz tego mogliśmy zabrać ze sobą rodziny. W Rosji dokładnie odwrotnie. Gdy odbywaliśmy przedmeczowy trening, świeciła się tylko część jupiterów, a sam dojazd na obiekt był niemałą eskapadą - powiedział WP SportoweFakty podstawowy obrońca tamtej Legii, Marek Jóźwiak.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: babol za babolem! To się musiało źle skończyć
Oprócz samego meczu, ekipa z Warszawy miała też inne atrakcje. - Zwiedziliśmy Moskwę i choćby z tego powodu wspominam cały wyjazd pozytywnie. Nie grając tam, pewnie nigdy nie mielibyśmy takiej okazji. Byliśmy m. in. w Mauzoleum Lenina, z którego nas wyproszono, bo niektórzy zawodnicy mieli na sobie krótkie spodenki - dodał.
Dwie porażki i "sędziowskie wałki"
Pod względem sportowym Legia nie może jednak wspominać tamtych spotkań pozytywnie. Przegrała zarówno u siebie (0:1), jak i na wyjeździe (1:2). - Ale w obu przypadkach mogliśmy osiągnąć korzystniejsze wyniki, bo mieliśmy sytuacje. W Moskwie jednak nie graliśmy jedenastu na jedenastu. Sędzia był do nas nastawiony zupełnie inaczej niż do Spartaka. W pierwszym kwadransie podyktował niesłusznego karnego dla gospodarzy, a takich dziwnych decyzji było więcej - opowiada były obrońca.
- Straciliśmy gole, które nie powinny paść. Nikt jeszcze nie słyszał o wideoweryfikacji, więc można było kręcić wałki. Oczywiście to nie zmienia faktu, że Spartak miał wówczas niesamowicie silny zespół - z Wiktorem Onopko, Siergiejem Juranem, czy Stanisławem Czerczesowem w bramce. To była potężna firma - zaznaczył Jóźwiak.
Legia miała trochę szczęścia, bo mimo dwóch porażek z Rosjanami, wyszła z grupy. Piłkarze musieli jednak poczekać na wypłatę premii. - Wszystko co mieliśmy obiecane za Ligę Mistrzów, w końcu do nas trafiło, choć opóźnienia były spore. Inna sprawa, że tamtym czasie nikogo to specjalnie nie dziwiło. Co do szczęścia, myślę, że to krzywdzące postawienie sprawy. Wywalczyliśmy siedem punktów, a nie jeden. Potrafiliśmy wygrać i zremisować z mistrzem Anglii, więc szczęściem bym tego nie nazywał - stwierdził 14-krotny reprezentant Polski.
Czego dziś możemy się spodziewać po starciach Legii ze Spartakiem? - Oba kluby są w zupełnie innym momencie swojej historii. Dziś nie są tak mocne jak kiedyś, jednak to wciąż wielkie marki. Mam nadzieję, że dla drużyny Czesława Michniewicza Moskwa będzie szczęśliwsza i coś uda jej się stamtąd przywieźć - zakończył Jóźwiak.
Mecz Spartak Moskwa - Legia Warszawa rozpocznie się w środę o godz. 16.30. Transmisja w Viaplay.
Czytaj także:
Zamieszanie wokół Dawida Kownackiego. Zagrał w klubie, choć nie pojechał na kadrę. Znamy przyczynę
Robert Lewandowski w tęczowej opasce? Kapitan reprezentacji Polski zajął jasne stanowisko