- W finale mistrzostw Europy zagrali Włosi i Anglicy, a więc drużyny, które świetnie bronią. To kluczowe. Nie zgodzę się, że Czesław Michniewicz zagrał w pierwszym meczu Ligi Europy ze Spartakiem Moskwa (1:0 dla Legii) bojaźliwie. Jak tylko wyczuł moment, zaryzykował - mówi Wojciech Kowalczyk, były reprezentant Polski i piłkarz Legii Warszawa.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Jest pan wynikiem Legii zaskoczony czy bardziej zszokowany?
Wojciech Kowalczyk: Zszokowany na pewno nie. Oczywiście, z przebiegu meczu wynikało, że Spartak był lepszy, ale tylko do 16. metra. Potem te ich strzały na bramkę szły gdzieś w trybuny...
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bramkarz popełnił błąd. Padł super gol
Boruc wybronił dwie sytuacje sam na sam, trafili też piłką w poprzeczkę.
OK, ale to nie było jednostronne bombardowanie. Legia też miała swoje okazje na gola. W pierwszej połowie powinien być karny za faul na Mladenoviciu, Emreli trafił w słupek, więc nie było tak, że Legia wyszła jak na skazanie.
Jednak ta czysta jakość piłkarska nie była po naszej stronie.
Tak, ale to żadna nowość. Slavia też była lepsza a to Legia awansowała, wcześniej Norwegowie z Bodo/Glimt też lepiej grali piłką, a przegrali. W finale mistrzostw Europy zagrali Włosi i Anglicy, a więc drużyny z najlepiej zorganizowaną obroną, w finale Ligi Mistrzów Chelsea i Manchester City, a więc podobnie. Świetnie zorganizowana obrona musi być i to Czesław Michniewicz robi świetnie.
Czyli jak powiedział kiedyś Lesław Ćmikiewicz: "Jak nie wiesz, co zrobić z piłką, oddaj ją przeciwnikowi, niech się martwi".
Tak niestety jest, słabo technicznie gramy piłką, więc robimy to tak, jak potrafimy. Dobra defensywa i kontra. Wtedy wszystko jest możliwe. Choć, żeby było jasne, nie można powiedzieć, że Legia tylko się broniła. Na kwadrans przed końcem Michniewicz zobaczył, że Spartak popełnia błędy w defensywie i wpuścił dwóch ofensywnych zawodników. To dało sukces. Zaryzykował, zagrał odważnie, to był znakomity manewr. Większość trenerów postawiłaby autobus i cieszyła się z remisu. I byłby to dobry wynik. A Michniewicza nie interesował dobry wynik, zagrał o wszystko i wygrał.
Długo czekaliśmy na taki mecz. Po tym, jak Legia awansowała do Ligi Mistrzów, wydawało się, że nadchodzą lepsze czasy dla klubu. A skończyło się fatalnie.
To, co wtedy dało efekt, to właśnie ryzyko. Bogusław Leśnodorski jako prezes nie bał się zaryzykować, ściągnąć lepszych zawodników. Tego mi teraz brakowało. Przykładem jest sytuacja z Josipem Juranoviciem. Sprzedają zawodnika tuż przed meczem eliminacji Ligi Europy ze Slavią...
Może to pokazuje, że w klubie jest słaba sytuacja finansowa.
Możliwe, ale w poważnym klubie takie sytuacje się przewiduje. Piłkarz jedzie na mistrzostwa, chce odejść, wiadomo było, że nie da się go utrzymać. Tymczasem wcześniej klub pozbył się Wszołka i Vesovicia. Tego drugiego z powodu jakiś wpisów jego żony na Instagramie. A przecież to był kapitalny piłkarz, robił przewagę, dawał bardzo dużo jakości. Efekt był taki, że trzeba było łatać dziury. To jest w ogóle problem polskich drużyn, że nie jesteś w stanie przytrzymać zawodnika, budować drużyny. Działa się na zasadzie, że jak awansujemy, to zainwestujemy. Raz na jakiś czas to się uda.
Z drugiej strony Legia chce być klubem "tranzytowym", wychowywać, sprowadzać, sprzedawać. Taki model biznesowy.
Rozumiem, ale najlepszy model biznesowy jest taki, że awansujesz do pucharów i zarabiasz na tym. Dlatego trzeba inwestować. Zresztą wtedy i piłkarze, których chcesz sprzedawać, są zdecydowanie mocniejsi. Dobry przykład mamy teraz. Legia ma rywali z Rosji, ale przede wszystkim Włoch i Anglii. Lepiej trafić nie mogła.
Sportowo mogła.
Mecz ze Spartakiem pokazał, że może zająć trzecie miejsce w tej grupie. A skoro trzecie, to dlaczego nie drugie? Zresztą, gdyby przegrała z jakimiś przeciętniakami, to byście pisali o kompromitacji. A tak ma mocnych rywali, z wysokiej półki i nic do stracenia. Klub i piłkarze pokażą się w najsilniejszych piłkarsko krajach, kibice przyjdą na stadion, zobaczą duże nazwiska. Po to się gra w piłkę, żeby grać takie mecze.
Aż się prosi o przypomnienie meczu Lecha z Benfiką, piłkarze z pierwszego składu byli wtedy mocno rozczarowani, że nie zagrali.
Trener oszczędzał ich na mecz z Podbeskidziem. To kompromitacja. Myślę zresztą, że z punktu widzenia budżetu klubu mecz z Benfiką waży więcej niż mecz z Podbeskidziem, które wiele do Ekstraklasy nie wniosło.
Nie będziemy się znęcać, takie mieli możliwości.
To po co powiększać Ekstraklasę do 18 zespołów, skoro takie zespoły do niej wchodzą? Oczywiście oni awansowali z drugiego miejsca, ale takich drużyn, które nie dają wielkiej jakości, jest więcej. W ostatnich dwóch sezonach liga powiększyła się o pięciu beniaminków, nie wszyscy mają jakość. Potem taki Lech czy Legia jadą na mecz ligowy, tamci są napięci, walczą, biegają, zawodnicy z dużych klubów są przemęczeni i brakuje sił na mecze w pucharach.
Zmniejszyć ligę?
Ja bym zmniejszał, ale już dajmy spokój z kolejną reformą. Przecież u nas cały czas coś się zmniejsza, zwiększa, dokłada meczów, odejmuje, dzieli, mnoży. Nigdzie na świecie tak nie jest. Zrobią jedną reformę i potem przez 20 lat to funkcjonuje. U nas zmiana co 2-3 lata, a na jakość piłki się to nie przekłada.
Te kilka lat bez pucharów to dla Legii była...
Katastrofa. Dla klubu też, bo Dariusz Mioduski w budżecie uwzględniał pieniądze z pucharów, a tych nie było. W ogóle to był dziwny czas, byli trenerzy z przypadku albo tacy, którzy się boją podjąć decyzji. Nie może w dużym klubie właściciel decydować o transferach czy o kształcie drużyny.
Michniewicz i Mioduski nie darzą się chyba przesadną sympatią.
Trener musi być odważny, niezależny. Michniewicz to był świetny pomysł. Pozbierał drużynę, zbudował ją na nowo, przeorganizował grę w defensywie. Proszę zobaczyć na końcówkę poprzedniego sezonu, siedem meczów bez straty bramki.
OK, ale jakości w ofensywie brakuje. Jeden Luquinhas, który gra dobrze jeden na jednego i w kombinacji, to mało jak na klub o europejskich aspiracjach.
Na pewno po kontuzji Bartka Kapustki zrobił się problem. Andre Martins i Bartosz Slisz to nie są tego typu zawodnicy.
I to widać w Ekstraklasie. W Europie Legia się broni i gra z kontry. W kraju, gdzie Legia musi prowadzić grę, nie jest w stanie robić przewagi. Bilans to dwa zwycięstwa i trzy porażki. Cztery strzelone bramki w pięciu meczach to katastrofa.
Jasne, ale teraz wrócą do gry w lidze Josue i Mladenović, więc myślę, że dadzą dużo nowych sił i jakości. Obaj są i techniczni i tworzą przewagę. Mladenović ma idealne dośrodkowanie, a to też bardzo groźna broń. Legia jest w końcówce tabeli, ale ma dwa mecze zaległe, oba u siebie. Jeśli je wygra, a jestem o tym właściwie przekonany, będzie miała już tylko trzy punkty straty do Lecha.
Którego w pucharach nie ma.
Legia nie może sobie pozwolić na to, żeby stracić kontakt z czołówką i nie wejść do pucharów.