W poprzednim sezonie Jagiellonię Białystok wyróżniała jedna z najgorszych linii defensywnych w PKO Ekstraklasie. 48 straconych goli było drugim najsłabszym wynikiem w lidze. Na początku obecnych rozgrywek problem na chwilę jednak zniknął, ale sytuacja znowu jest podobna.
Przeciwnicy zespołu z Podlasia w pierwszych trzech kolejkach strzelili zaledwie jedną bramkę, by w następnych pięciu zdobyć ich aż 10. Kilka z nich było efektem złej obrony przed stałymi fragmentami gry, kolejne to zasługa kuriozalnych błędów indywidualnych. Kibic może czuć się trochę jakby przeżywał "deja vu" z ostatnich kilkunastu miesięcy.
- Na papierze jest tak, że tych bramek straciliśmy dużo i przed tym się nie obronię. Natomiast proszę zobaczyć, ile tych sytuacji stwarzają z nami przeciwnicy - powiedział trener Ireneusz Mamrot podczas ostatniej konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nawet Lewandowski czasem się myli. Tak przegrał z Muellerem!
Udany start z żelazną trójką
Kiedy przed obecnym sezonem Mamrot ponownie obejmował Jagiellonię to zapowiedział, że priorytetem będzie ułożenie gry obronnej w zespole. Po transferach Michała Pazdana i Israela Puerto oraz zmianie ustawienia można było odnieść wrażenie, że problem rzeczywiście zostanie rozwiązany. Wspomniana dwójka wraz z Błażejem Augustynem stworzyła bowiem linię, która w pierwszych trzech spotkaniach zaprezentowała się bardzo solidnie.
Dobra postawa Puerto, Augustyna i Pazdana w pierwszych trzech kolejkach Ekstraklasy była doskonale widoczna w statystykach i nie chodzi tu tylko o tą najważniejszą, która pokazuje stracone gole. Wygrywali oni bowiem także większość pojedynków z przeciwnikami, dopuszczali do niewielu sytuacji pod bramką Jagiellonii, a współczynnik xG (mówi o częstotliwości wykorzystywania podobnych okazji w skali światowej - przyp. WP) u drużyn rywali wynosił łącznie odpowiednio: 1,17, 0,59 i 0,49.
Znaczny spadek jakości
Problemy białostoczan zaczęły się, gdy powyższą trójkę rozbiła kontuzja Hiszpana i kolejne wymuszone absencje. Z ich powodu do podstawowego składu musieli błyskawicznie wskoczyć nieuczestniczący w całych letnich przygotowaniach Bogdan Tiru i Bartosz Kwiecień. Zestawienie stoperów zmieniało się dosłownie z meczu na mecz, a to odbiło się na skuteczności całej linii.
Statystyki ostatnich pięciu spotkań Jagiellonii jasno pokazują jak negatywny wpływ na drużynę ma zmieniający się skład środka obrony i znowu nie jest to jedynie ta określająca liczbę straconych goli. Spadła średnia wygrywanych pojedynków z przeciwnikami, sytuacji pod bramką jest więcej, a współczynnik xG u drużyn rywali wzrósł i tym razem wynosił łącznie odpowiednio: 1,10, 1,67, dwukrotnie po 0,90 i ostatnio aż 1,91.
Przeszłość pokazała jak ważne jest zgranie
Jak duży wpływ na grę obrony mają częste zmiany w tej formacji widać po przeszłości Jagiellonii. Z podobnymi problemami mierzyli się Michał Probierz w dwóch okresach 2016 roku, Iwajło Petew w rundzie wiosennej sezonu 2019/20 czy Bogdan Zając i Rafał Grzyb w poprzedniej edycji rozgrywek. W każdym z tych przypadków efekt był podobny do obecnego, czyli więcej traconych goli i to czasem wręcz po kuriozalnych błędach indywidualnych zawodników.
Ile znaczy pewność siebie i zgranie w linii defensywnej obszernie tłumaczył na naszym portalu Marek Wasiluk, który dwukrotnie grał w białostockim klubie. - Tutaj ważne jest aby nie zastanawiać się długo nad zachowaniami. Trzeba wykonywać jak najwięcej wyuczonych rzeczy, takich zakodowanych w głowie - zauważył.
W najbliższym meczu 1/32 finału Fortuna Pucharu Polski Jagiellonia zagra u siebie z Lechią Gdańsk. Do pełni sił wrócił już Pazdan, pozostali stoperzy również są do dyspozycji szkoleniowca. Czas pokaże czy uda się ustabilizować sytuację.