Maciej Korzym to były reprezentant młodzieżowych kadr Polski, który rozegrał 240 meczów w polskiej Ekstraklasie. Gdy był nastolatkiem, widziano w nim ogromny talent. Adam Nawałka, wtedy trener Sandecji Nowy Sącz, mówił, że chłopak ma "papiery na piłkarza europejskiego formatu". Korzym był wówczas zaproszony na testy w AS Monaco i Chelsea. Później trafił do Legii, z którą zdobył Puchar Polski, następnie występował w kilku innych drużynach, a najlepiej szło mu w Koronie Kielce. Jeszcze w poprzednim sezonie grał w I lidze - ponownie w Sandecji. Obecnie przygotowuje się do debiutanckiej walki w formule K1 (kickboxing). Stoczy ją 8 października na gali South Battle Fight Night w Dworku Konckim w Kątach.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Od zawsze lubił się pan bić?
Maciej Korzym, piłkarz i zawodnik K1: Ja taki nie jestem, ja delikatny chłopak jestem!
No tak, dlatego po grze w piłkę będzie pan teraz walczył w K1.
W telewizji zawsze lubiłem włączyć sobie kickboxing, zobaczyć, jak się chłopaki przepychają. Później potrzebowałem dodatkowo popracować nad sobą. Podczas gry w piłkę doznawałem sporo kontuzji i chciałem poluzować niektóre partie mięśniowe, z którymi miałem problemy. Okazało się, że mój sąsiad z osiedla, Rafał Dudek, jest trenerem kickboxingu, a dodatkowo znanym zawodnikiem na całym świecie. Zachęcił mnie. - Wpadnij, poruszasz się - powiedział. I się zaczęło.
Zaczęło się już kilka lat temu. Jak pan to łączył z występami w I lidze?
Zaraz miną trzy lata, odkąd trenuję. Zdarzało się, że przychodziłem na treningi obolały, po ciosach w sparingach, ale trzeba było zacisnąć zęby. Poza tym nie katowałem się, bo wiedziałem, że mam w tygodniu mecz. To był świetny wybór, każdemu polecam. Na treningach K1 pracują zupełnie inne mięśnie. W piłce zawsze miałem kłopoty z biodrami, po zajęciach z Rafałem poczułem luz. Teraz mogę kopać nogą w głowę bez żadnego problemu. W piłce trudno było o takie wygimnastykowanie. Ćwiczenia w ringu zaprocentowały również na boisku. Człowiek staje się gibki, rzadziej też przytrafiały się kontuzje.
A co przydało się panu z boiska w ringu?
Jest siła w nogach, moje kopnięcia są w miarę mocne. Na pewno będzie to jeden z moich głównych atutów. Sam jestem ciekaw, jak to wyjdzie. Walczę już za tydzień, 8 października. Od poniedziałku luzuję obciążenia, bo przez ostatnie trzy tygodnie solidnie dostałem po dupie, będę łapał świeżość. Sparingi to jedno, ale walka przed publicznością to co innego. Grało się co prawda przy publice na 20 tysięcy ludzi, ale z drużyną. Teraz będę w ringu sam, nikt mi nie pomoże.
To nowy etap w pana życiu?
Poznaję nowe środowisko i traktuję to jako drugą pasję po piłce. Mam trochę więcej czasu w życiu, a po treningach w sali zdecydowanie więcej humoru. Trener uznał niedawno, że mogę wyjść do ringu i walczyć. Sam też chcę się sprawdzić. Widzę, że odkąd zacząłem trenować, zrobiłem postęp. A co będzie dalej? Życie pokaże. Nie mam jakichś dalekosiężnych planów. Szanuję zawodowych sportowców, którzy biją się od lat. Wiem, że to ciężki kawał chleba i ogrom pracy. Jestem amatorem, który zaczyna się w to bawić. Robię to z głową i pokorą.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: Kibice Realu pytają czy to Cristiano Ronaldo?
Dalej będzie KSW lub Fame MMA?
Zobaczymy, jak wyjdzie mi pierwsza walka. Jeżeli się komuś spodobam, czemu nie. Wszedłem w to po to, by przeżyć fajne chwile i zobaczyć nowy świat od środka.
Tak wyszło, czy już wcześniej planował pan zmianę branży?
Rozwiązałem kontrakt w Sandecji w zeszłym sezonie, nie mogłem dogadać się w klubie z kilku powodów, bardziej politycznych. Zostałem na miejscu. Mam trójkę dzieci i nie chciałem ruszać w Polskę. Dzieciaki dorastają w swoim środowisku, a ja co miałem ugrać, to ugrałem.
Ale znowu zrobiło się o panu głośno.
Takiego zainteresowania moją osobą nie było od czasów testów w Chelsea. Każdy mnie wtedy zaczepiał, dzwonił, pytał, kiedy podpiszę kontakt, jak było, dlaczego nie zostałem w Londynie. To był rok 2004, wtedy rzadko wyjeżdżało się na testy i to jeszcze do takich klubów. Byłem trochę jak wujek, który przyjechał z Ameryki. Teraz jest podobnie: telefony dzwonią, stałem się fajną atrakcją dla publiki i dziennikarzy.
A co z piłką? Gra pan już czysto rekreacyjnie?
Z Barciczanką Barcice walczymy w lidze okręgowej o awans do IV ligi. Są jakieś plany prezesa i trenera. Jak mnie nic nie boli, to gram z czystą przyjemnością. Bawię się futbolem.
To była dobra kariera?
Prawie 250 meczów w Ekstraklasie, czyli nie było źle, ale zawsze mogło być lepiej. Trochę trapiły mnie kontuzje. Złamałem nogę w Kielcach, w meczu z Jagiellonią. Szkoda, bo mi wtedy fajnie "żarło" w rozgrywkach. Akurat na tym meczu byli ludzie z trzech klubów, którzy obserwowali mnie: dwóch z Bundesligi i jednego z Serie B. Zagraniczny kontakt czekał, było bardzo blisko, ale nie wyszło. Mogło być lepiej, ale też gorzej. Najważniejsze, że jestem zdrowy. Teraz syn gra, może mnie przebije. Ma 9 lat, trenuje w Dunajcu, jak zrobi większą karierę, to będę się cieszył.
Na kickboxing też go pan zapisał?
Na razie nie ma takiej zajawki jak ojciec, ale mam taki pomysł, żeby zapisać go na to raz w tygodniu. Ale niech jeszcze podrośnie.
Jest reakcja PZPN-u po naszym tekście o Janie Furtoku!
To znowu się stało! Legia szaleje w pucharach