Tym meczem żyła cała piłkarska Polska. 16 października 2012 r. w eliminacjach do mistrzostw świata Biało-Czerwoni mieli zmierzyć się na Stadionie Narodowym z Anglią. Mimo zapowiadanych rzęsistych opadów deszczu, organizatorzy nie zasunęli jednak dachu, przez co murawa boiska była totalnie zatopiona.
Mecz miał się odbyć o godz. 21:00. Ostatecznie dopiero godzinę później zmarznięci kibice na trybunach dowiedzieli się, że spotkanie zostanie przełożone. Jedyną rozrywkę tego wieczoru publiczności przysporzyli dwaj polscy fani, którzy wbiegli na murawę i długo skutecznie uciekali od padających w głębokich kałużach stewardów. Na koniec sami rzucili się na murawę przy wielkim aplauzie pozostałych kibiców.
Na murawę wbiegli Adam Dziewulak i Mariusz Wawryniuk. Po zatrzymaniu trafili do aresztu, gdzie okazało się, że grożą im poważne konsekwencje - za naruszenie ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych groziły im kary do trzech lat więzienia bądź 5 tys. zł grzywny.
Cała sytuacja:
Ale ten czas... PŁYNIE
— TVP SPORT (@sport_tvppl) October 16, 2021
Równo lat temu zamienił się w Meczu na wodzie z Anglią nie było, co nie znaczy, że zabrakło nam wtedy emocj
Słonecznego dnia od #tvpsportpic.twitter.com/uiGk52dM38
Wspierała ich cała Polska
Dwaj kibice szybko zostali ochrzczeni mianem "Bohaterów Basenu Narodowego". Na Facebooku powstawały strony, w których Polacy żądali uniewinnienia fanów, a jeden z popularnych portali rozrywkowych zobligował się do zapłacenia ewentualnej grzywny. - Apelowałbym, żeby ich nie karać. To był najlepszy moment dla zgromadzonych kibiców, którzy są sfrustrowani i trudno im się dziwić - mówił na gorąco, w studiu meczowym, Jerzy Dudek.
Za Dziewulakiem i Wawryniukiem stanął również ówczesny premier RP, Donald Tusk. "Trzeba dbać o bezpieczeństwo na stadionach, ale to była wyjątkowa sytuacja. Ich akcja nikomu nie zagrażała. Moim zdaniem nie zasługują na karę" - pisał w mediach społecznościowych.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za gol w Polsce! Można oglądać godzinami
Po dwóch dniach od zatrzymania Sąd Rejonowy Warszawa-Praga Południe zdecydował się warunkowo umorzyć karę. Zwrócono uwagę na nieznaczną szkodliwość czynu. Bohaterowie otrzymali dwuletni zakaz stadionowy w zawieszeniu na rok i musieli zapłacić koszty postępowania sądowego w wysokości 110 zł.
- To był protest przeciwko absurdowi całej sytuacji. Jeśli ja przebyłem 2000 km na mecz i ktoś mi mówi, że mecz się nie odbędzie, choć na stadion zostały wydane miliony, to jestem rozczarowany, w szoku. Skoro jestem pozytywnym bohaterem i wszystkich to rozśmieszyło, to dlaczego mam żałować? - mówił tuż po ogłoszeniu wyroku Dziewulak.
Mieli swoje pięć minut
Dziewulak i Wawryniuk okazali się być znajomymi z Łosic (w. mazowieckie). Tuż po wydarzeniach na Narodowym trafili do mediów, a ich wizerunek wykorzystywano do kampanii reklamowych. Jak informował "Tygodnik Siedlecki", powstała nawet inicjatywa, by w ich rodzinnej miejscowości jedno z rond nazwano Rondem Bohaterów Basenu Narodowego. Ostatecznie Rada Miasta nie przychyliła się do propozycji i przyjęto nazwę Świętego Jana Pawła II.
Sami również nie żałowali swojej decyzji, o czym Dziewulak wspominał rok po wydarzeniach. - Incydent sprzed roku był impulsem, po prostu pojawiła się ku temu okazja. Nie używaliśmy słów, spojrzeliśmy sobie w oczy, i tak jak czasami spontanicznie wychodzimy na piwo, tak wyskoczyliśmy na murawę. Na szczęście ta sytuacja nie wpłynęła na nasze życie prywatne, chociaż był taki moment, że obawialiśmy się, że może być inaczej - przyznał w rozmowie z "Dziennikiem Polskim".
Czytaj też:
-> Jest legendą, a nazywają go zdrajcą. Zbigniew Boniek wrogiem ultrasów
-> Polski talent drożeje w ekspresowym tempie! Ta kwota robi wrażenie