Trudno w to uwierzyć, ale przed 10. kolejką La Liga "Blaugrana" była dopiero na 7. miejscu w tabeli ("Królewscy" na 2., za liderującym Realem Sociedad) i ta różnica będzie się prawdopodobnie pogłębiać.
- Real jest faworytem. To dziś pociągi jadące w dwóch różnych kierunkach. Ekipa z Madrytu pędzi ku sukcesom, a Barca ku upadkowi. Może "upadek" to zbyt mocne słowo, jednak nie mam wątpliwości, że Katalończycy przeżywają największy sportowy kryzys od dawna. Nie ma tam ducha, choć El Clasico mogłoby tego ducha wyzwolić. Nie ma jednak racjonalnych argumentów, które skłaniałyby do stawiania na Barcelonę - nawet mimo że to ona gra u siebie - powiedział WP SportoweFakty Leszek Orłowski, dziennikarz Piłki Nożnej i komentator hiszpańskiej ekstraklasy w Canal+.
Historia ekscytuje, teraźniejszość niekoniecznie
Mnóstwo wspomnień ze starć z Realem i Barceloną ma Roman Kosecki - 69-krotny reprezentant Polski, który występował m. in. w Osasunie Pampeluna i Atletico Madryt.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Oryginalna akcja zespołu Piotra Zielińskiego
- Gdy wpadałem na Real, w jego składzie byli naprawdę wielcy piłkarze - Raul Gonzalez, Fernando Hierro, Ivan Zamorano czy Emilio Butragueno. To było jeszcze w czasach, gdy występowałem w Osasunie. Więcej ciekawego działo się jednak w starciach z Barceloną. Wtedy byłem już w Atletico. W najbardziej pamiętnym meczu przegrywaliśmy do przerwy 0:3, a ostatecznie skończyło się naszą wygraną 4:3. Strzeliłem dwa gole i dołożyłem asystę. Pamiętam też nasz wielki triumf 4:1 w Pucharze Króla na Camp Nou. Po drugiej stronie stali Romario, Christo Stoiczkow czy Jose Maria Bakero, a na ławce słynny Johan Cruyff - wspominał kilka miesięcy temu.
Niegdyś Kosecki mógł nawet trafić do Barcy. - To zainteresowanie pojawiło się w trakcie dwumeczu w Pucharze Zdobywców Pucharów. Na Camp Nou zremisowaliśmy 1:1, a gdy prowadziliśmy, strzeliłem bramkę, której nie uznał mi sędzia. Miałem też wtedy propozycję z Espanyolu, jednak moja macierzysta Legia Warszawa postawiła zaporową cenę i nic z tego nie wyszło. Ostatecznie wyjechałem później do Galatasaray. Trafiłem na ciężkie czasy, nie było tak łatwo o zagraniczny transfer. Mogłem przeżyć coś pięknego, bo w Barcelonie grały wielkie gwiazdy. Byłem młody, wierzyłem w siebie i miałem przekonanie, że powalczyłbym o pierwszy skład - zaznaczył.
"Oba kluby przyjęły ciężkie ciosy"
W najnowszej historii o emocje w El Clasico dbali przede wszystkim Cristiano Ronaldo i Lionel Messi. Obu jednak w Hiszpanii już nie ma. Jak to wpłynie na rangę samego meczu?
- To zależy, czy mówimy o całym świecie, czy samej Hiszpanii. W kraju panuje taka ekscytacja jak zawsze. To jest podobna sytuacja jak w Polsce przy okazji spotkań Legii Warszawa z Lechem Poznań. Bez względu na ich aktualne miejsce w tabeli, zawsze mówimy o wielkim wydarzeniu, bo w grę wchodzą też kwestie pozapiłkarskie. El Clasico byłoby w Hiszpanii wydarzeniem roku nawet gdyby obie drużyny spadły do Segunda Division. Tam po prostu każdy ma swój klub, któremu życzy jak najlepiej, ale zaraz potem opowiada się za Realem lub Barceloną. Nie potrafi przejść obok tej potyczki obojętnie - stwierdził Orłowski.
Trudno jednak wywołać globalne zainteresowanie takim spotkaniem przy aktualnej sytuacji - zwłaszcza w Barcelonie. - Osoba Leo Messiego stanowiła w dużej mierze o urodzie El Clasico. Zawsze się czekało, co on zrobi z wielkim rywalem. Tak samo było zresztą z Cristiano Ronaldo w Realu. Ich odejście było dla obu klubów wielkim ciosem. Pamiętajmy też jednak, że El Clasico było wydarzeniem na skalę światową nawet przed erą Messiego i Ronaldo. Życie nie znosi próżni. Dziś cała Hiszpania zastanawia się, czy lepszy będzie Vinicius, czy może Ansu Fati. To nie jest oczywiście pojedynek o tak dużej skali jak dwójka, którą ekscytowaliśmy się wcześniej. Messi i Ronaldo byli lokomotywami tego wydarzenia i to jest ta różnica, która sprawia, że na świecie niedzielny mecz może budzić mniej emocji - przyznał dziennikarz.
Chude lata przed Barceloną
Najgorszy dla "Blaugrany" jest fakt, że po erze Messiego nie widać perspektywy lepszych czasów. Zdaniem Orłowskiego nic się w tej kwestii nie zmieni.
- Odejście Messiego nie jest przyczyną kryzysu, a jego skutkiem. W takiej sytuacji jak obecnie nawet Messi by nic nie zdziałał - z trenerem bez autorytetu, który pracuje tylko dlatego, że klubu nie stać na jego zwolnienie, o czym wiedzą wszyscy. Przyczyny kryzysu Barcy są głębsze niż odejście Messiego. Wylano już morze atramentu na ten temat. Argentyńczyk odejść musiał, bo nie było sensu, żeby tak dobry piłkarz grał w tak fatalnie zarządzanym finansowo klubie - zakończył.
W niedzielę przekonamy się, czy pogrążona w zapaści "Blaugrana" będzie w stanie postawić się odwiecznemu rywalowi. Początek spotkania na Camp Nou o godz. 16.15. Transmisja w telewizji Eleven Sports.
Czytaj także:
"Ale będzie dobrze?" Pytał w karetce 15 razy. Prawda była dramatyczna
To może być rewolucja! Kryptowaluty wkraczają do świata sportu, szlak przeciera Lionel Messi