Paulo Sousa poprowadził Polskę już w trzynastu meczach (5 zwycięstw, 5 remisów, 3 porażki). Przed kadrą i portugalskim szkoleniowcem decydujące starcia w eliminacjach mistrzostw świata, a potem - wszystko na to wskazuje - mecze barażowe (w marcu).
Sousa bardzo rzadko udziela wywiadów, ale zgodził się porozmawiać z WP SportoweFakty przed meczami z Andorą (12.11, wyjazd) i Węgrami (15.11, u siebie).
Jak selekcjoner wspomina mecz z Albanią? Czy "nadmiar" napastników" nie sprawia mu bólu głowy? Co z szansami na "Złotą Piłkę" Roberta Lewandowskiego? Który dotychczasowy mecz Polski uważa za najlepszy z trenerskiego punktu widzenia?
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Wróćmy jeszcze do starcia z Albanią, bo to w jakimś sensie było nasze "być albo nie być" w tych eliminacjach. Przez cały mecz był pan spokojny, widząc, że sytuacja jest raczej pod kontrolą, czy wewnętrznie był w którymś momencie niepokój?
Paulo Sousa, trener reprezentacji Polski: Presja zawsze istnieje, nie ma sensu tego negować. U mnie też jest. Adrenalina, niepewność co do ostatecznego wyniku. To zawsze towarzyszy trenerowi. Natomiast całą energię staram się poświęcić na przekazanie piłkarzom tego jak zamierzamy pokonać rywala. Zawsze poświęcamy dużo czasu analizie przeciwnika, to nam pomaga w dobraniu odpowiedniej strategii na dany mecz. Generalnie wiemy jak chcemy grać, mamy swoją tożsamość, natomiast strategia na każde spotkanie jest troszkę inna, pod danego przeciwnika.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Oryginalna akcja zespołu Piotra Zielińskiego
Pamiętałem przed tym meczem jak to wyglądało z Albanią w Warszawie. Tamto spotkanie było wyrównane, podobnie jak wyrównana jest nasza grupa. OK, Anglia jest na innej półce, ale Polska, Węgry i Albania... Te zespoły są wyrównane. Nierówność natomiast polega na tym, że pracę z reprezentacją Polski zacząłem o wiele później niż moi koledzy z kadry węgierskiej i albańskiej.
Wprowadzam do kadry nowe pomysły, nową dynamikę, gramy inaczej, niż w przeszłości. Natomiast ciężko mi przyspieszyć ten proces, bo zawsze coś się dzieje. Kontuzje, COVID. Gdy ciągle kogoś ci brakuje, to pewnych spraw nie przyspieszysz, nie przeskoczysz.
Jestem osobą myślącą pozytywnie, wierzę w nasze pomysły, w naszą pracę, w naszych piłkarzy. Natomiast nie jest łatwo przeprowadzić to wszystko, gdy masz tak mało treningów, gdy po dwóch meczach piłkarze wracają do klubów, gdzie grają często w inny sposób. Mija miesiąc i znów muszą zrobić "klik", przestawić się na myślenie kadrowe. Ale idziemy do przodu. Mamy coraz lepsze wyniki. Mówię tu zarówno o konkretach, czyli wygranych meczach - jak i o naszej tożsamości. Jak atakujemy, jak "transportujemy" piłkę, jak bronimy. Jesteśmy coraz bardziej świadomi tego co chcemy. Jako zespół rośniemy.
Natomiast wracając do meczu z Albanią...
Moment, który trochę mnie zaniepokoił to ten, gdy sędzia przerwał grę i nakazał wszystkim zejść do szatni. Do tego momentu kontrolowaliśmy mecz, świetnie broniliśmy bez piłki, nie pozwalaliśmy na żadne zagrożenie pod naszą bramką. Rywale mieli może jeden celny strzał, obroniony przez Wojtka. Wprawdzie mieliśmy dwa złe zachowania w pierwszej połowie przy wyprowadzaniu piłki, które mogły się lepiej skończyć dla Albańczyków, ale poza tym, byliśmy dużo, dużo lepsi od naszych rywali.
Natomiast ta przerwa była nieco niepokojąca w tym sensie, że nie byłem pewien jak to będzie wyglądało po powrocie na boisko. Bo pauza trwała bardzo długo. Zastanawiałem się, czy nasi piłkarze utrzymają taki sam poziom koncentracji, czy będą tak dobrze grali jak przed tym incydentem. Uczulaliśmy ich, aby byli tak uważni jak wcześniej i tak było. Dostaliśmy na koniec to, na co zapracowaliśmy.
Zwycięską bramkę z Albanią strzelił Karol Świderski, który wyrasta na jednego z pańskich ulubionych piłkarzy, choćby pod względem liczby rozegranych spotkań. Wygląda na to, że zrobił w kadrze ogromny postęp i stał się ciekawą opcją w ataku...
Nie tylko on, Adam Buksa też. Zacznę może od tego drugiego. Pojechać do MLS w wieku 24 lat, bez doświadczenia w mocnych europejskich ligach, i od razu tam błyszczeć - to wcale nie jest takie łatwe. Natomiast mówimy tu o dwóch rożnych typach napastników. Jeśli chodzi o Karola, to mieliśmy co do niego jasność od samego początku.
To bardzo mobilny zawodnik, potrafiący grać między liniami rywala, z bardzo dobrą techniką, dobrze rozumiejący grę, mający świetny timing, odpowiednie wyczucie przestrzeni. To, czego wcześniej mu brakowało, a co nadrabia teraz, zwłaszcza w narodowym zespole, to takie pożądanie goli, asyst. A wszyscy wiemy, że napastników definiuje się przez liczby, gole i asysty.
Udało nam się wypracować z nim odpowiedni poziom agresywności w decydujących momentach. Kontrola piłki, nie tracenie jej, współpraca z kolegami, aż w końcu wejście w pole karne i gol! Karol dokonał dużego progresu, ale wciąż może grać lepiej. Natomiast oczywiście słyszałem też opinie, ten "hałas", że to nie piłkarz na miarę reprezentacji. A to nieprawda. Po prostu im kadra będzie się rozumiała lepiej jako całość, tym bardziej pomożemy poszczególnym piłkarzom znaleźć ich właściwy moment. W tym zespole i w ich karierze.
Mamy Lewandowskiego, Piątka, Świderskiego, Buksę, a wróci jeszcze Milik. Tylu opcji w ataku nie było w ostatnich latach.
To nie tak. Przecież oni cały czas byli polskimi piłkarzami, czy nie?
No tak. Ale niekoniecznie w narodowym zespole, w tym samym czasie. I pytanie czy nie ma pan, jak to się mówi, pozytywnego bólu głowy na kogo postawić?
To nie żaden ból głowy. To coś pozytywnego dla każdego trenera, gdy ma tak wiele "zasobów". Nie mam problemów z podejmowaniem decyzji, dokonywaniem wyborów. To część mojej pracy. Myślę, że te, które podejmowałem do tej pory były właściwe. Choć oczywiście czasem człowiek się zastanawia, czy mógł zrobić coś jeszcze lepiej.
Pamiętam co mówiłem od pierwszego dnia mojej pracy tutaj. Że atak to nasza najmocniejsza strona. Bo mamy mocnych napastników o różnej charakterystyce. Oczywiście, nie mieliśmy jeszcze okazji mieć "Piony" i Milika w ich najlepszej formie, ze względu na kontuzje. Natomiast musimy znaleźć wszystkim naszym napastnikom szansę, aby "rośli" z kadrą. I moim zdaniem tak się właśnie dzieje.
Skoro o napastnikach mowa, niedawno skończyło się głosowanie na zwycięzcę "Złotej Piłki". Wyniki poznamy 29 listopada. Co pan sądzi o szansach Roberta Lewandowskiego? Wierzy pan w jego zwycięstwo?
Gdyby Robert nie wygrał "Złotej Piłki", byłoby to po prostu niesprawiedliwością. Jego regularność w klubie, w Bayernie, ale również poziom i styl jaki pokazuje w reprezentacji... Poza ostatnimi meczami strzelał praktycznie w każdym meczu, od kiedy objąłem zespół. Wspiął się na najwyższy światowy poziom zarówno pod względem regularności w jakości występów, jak i ogromnej liczby strzelanych goli.
W mojej opinii zatem jeśli by nie wygrał, byłoby to po prostu niesprawiedliwe. Ale jestem całkiem pewien, że Robert wygra! Bo nie widzę żadnego innego piłkarza, który w dłuższym przedziale czasowym trzymałby taki poziom jak Lewandowski.
Teraz pytanie o innego reprezentanta. Jak wiadomo, Kamil Glik został oskarżony przez Anglików o rasistowski gest. FIFA uznała, że nic takiego nie miało miejsca, ale w PZPN doszli do wniosku, że to za mało. Cezary Kulesza chce ukarania tych, którzy niesłusznie oskarżyli naszego piłkarza. Popiera pan PZPN w tej kwestii?
Dla nas ta sytuacja była jasna od samego początku. Pokazaliśmy nagraniem z naszych kamer, że tam nic złego się nie wydarzyło. Im więcej wokół tego hałasu, tym gorzej dla piłki. Wolę mówić o pozytywnych sprawach. Rozumiem cały zamysł, natomiast powtarzam: jestem za budowaniem piłki na pozytywnych emocjach.
Rozmawiając o pozytywach... Widziałem statystyki, że polscy rezerwowi strzelili najwięcej goli z wszystkich reprezentacji w tych eliminacjach. 11 bramek na 25. Trenerowi daje to podwójną satysfakcję, bo oznacza, że trafił ze zmianą, czy nie, bo gol to gol?
Tak jak powiedziałem wcześniej - bardzo dokładnie i dogłębnie analizujemy naszych rywali. I staramy się przewidzieć co się wydarzy na boisku. Dajemy naszym zawodnikom odpowiednie wskazówki przed meczem, ale czytamy również grę na bieżąco. I na podstawie tego co się dzieje, spoglądamy na ławkę, patrzymy kogo tam mamy i kto w danym momencie może wyraźnie nam pomóc na boisku.
Jak do tej pory, faktycznie zmiany oznaczały gole, a to kluczowe, bo gole oznaczają zwycięstwa i punkty. I mam wrażenie, że nasi piłkarze coraz lepiej rozumieją idee, które im chcemy przekazać. Choć oczywiście, wciąż wiele rzeczy możemy mocno poprawić, na przykład organizację gry ofensywnej.
A zgadza się pan z Robertem Lewandowskim, który powiedział ostatnio, że w Polsce za szybko ludzie domagają się powoływania piłkarzy z Ekstraklasy do kadry? Raptem po 2-3 dobrych meczach, a to za wcześnie… Czy uważa pan jednak, że każdy przypadek trzeba traktować indywidualnie?
Według mnie każdy przypadek jest inny. To zależy od potrzeb drużyny narodowej, charakterystyki piłkarza i momentu, w którym on się znajduje. Dla mnie na przykład nie istnieje podział na piłkarzy młodych i starych. Dla mnie liczy się charakterystyka danego piłkarza i moment. Czy w danej chwili ten gracz może pomóc reprezentacji, czy nie.
Generalnie myślę, że w Polsce, może mocniej nawet niż w innych krajach, tworzy się taki "hałas" wokół tych spraw. Dziennikarze mają kontakty z menedżerami, z piłkarzami, z trenerami. I można powiedzieć, że w pewnym sensie starają się pomóc, a w tym samym próbują naciskać na powołanie tego czy tamtego piłkarza.
Ja muszę być skupiony na reprezentacji. Powtarzam to po raz tysięczny: kadra musi być ponad każdym. Ponad mną, ponad każdym piłkarzem, ponad każdym pracownikiem federacji. Tak samo jest z krajem. Musi być ważniejszy niż premier, prezydent... Muszę się skupić, żeby robić dla reprezentacji to, co dla niej najlepsze.
A śledzi pan opinie na swój temat i reprezentacji w polskich mediach? Jedni mówią o panu dobrze, inni źle. Luis Enrique, selekcjoner Hiszpanii, powiedział na przykład, że nie czyta gazet, bo wie o futbolu o wiele więcej niż dziennikarze. Przesadził czy uważa pan podobnie?
Rozumiem, że Enrique nie przywiązuje dużej uwagi do opinii w mediach, ale jestem pewien, że je zna. To ważne, żeby wiedzieć co się dzieje dookoła kadry, bo cały ten zgiełk wpływa na piłkarzy. Im więcej o tym wiesz, tym lepiej możesz sobie z tym poradzić, tym lepiej będziesz zarządzał grupą kadrowiczów, kierował ich z dala od "hałasu", starał się, aby byli skupieni na pracy, a nie na tym co się mówi dookoła.
Według mnie więc wiedza co się mówi, co się dzieje, jest istotna. Oczywiście, nie znam polskiego, ale mam te informacje z Polski, których potrzebuję. Zresztą, nie tylko z Polski, ale z wszystkich miejsc, gdzie grają moi piłkarze. Nie lekceważę tej wiedzy.
Wiele wskazuje na to, że Polska wystąpi w barażach. Jeśli będziemy rozstawieni, to zagramy na Stadionie Narodowym w Warszawie, a może i finał jeśli awansujemy i będziemy mieli szczęście w losowaniu. Polscy kibice mówią, że to nasza forteca. Czy i jak zwiększa to nasze szanse według pana?
Gra na Stadionie Narodowym, ze względu na podejście polskich kibiców, ich miłość do reprezentacji, to coś bardzo pozytywnego i pomocnego. To ważna część, wpływająca na naszą grę, a więc potencjalnie i na wynik. Wszyscy pamiętamy mecze w pandemii, bez kibiców. Tempo było wolniejsze, mniej intensywności było w tym wszystkim, miało to wpływ na niektóre boiskowe decyzje piłkarzy według mnie. Natomiast biorąc pod uwagę entuzjazm polskich kibiców, pozytywnie wspierających polskich piłkarzy: tak, ma to znaczenie, że potencjalnie zagramy na Narodowym.
Prowadził pan Polskę już w trzynastu meczach. Ma pan swój ulubiony? Taki po którym powiedział pan: o to mi chodziło, piłkarze zrobili to, co wspólnie założyliśmy...
Chcę, abyśmy wciąż grali lepiej i lepiej. Tego wymagam od siebie i moich chłopców. Ale mieliśmy już dobre mecze, okresy dobrej gry w poszczególnych spotkaniach. Myślę, że meczem, który zapowiadał się na o wiele trudniejszy dla nas niż ostatecznie był, to spotkanie z Hiszpanią, na EURO. Tam miało być o wiele trudniej, od pierwszego gwizdka sędziego. Ale naszą świetną postawą nie dopuściliśmy do tego, a na koniec to w sumie zasłużyliśmy na więcej, niż to co dostaliśmy.
Największy progres polskiego zespołu za pana kadencji? W czym go pan upatruje? I co trzeba koniecznie poprawić?
Wciąż mamy dużą przestrzeń do rozwoju, do poprawy, zwłaszcza przy budowaniu naszych akcji. Mam na myśli wyprowadzanie piłki z tyłu, presję na przeciwniku głęboko na jego połowie. Ale ze względu na charakterystykę naszych graczy staraliśmy się też być elastyczni. Już na przestrzeni pierwszych trzech meczów zmienialiśmy pewne pomysły w stosunku do moich początkowych zamierzeń.
Poprawiliśmy wiele zachowań na boisku, zarówno w sytuacji posiadania piłki jak i bez niej, poprawiliśmy się bardzo w defensywie, jeśli chodzi o rozgrywanie piłki, bo wcześniej dużo nas to kosztowało. Nasze zachowania przy bronieniu w obronie i pomocy są już o wiele lepsze. Chcielibyśmy rozwijać niektóre nasze pomysły, idee, natomiast nie jest to proste, bo potem zawodnicy wracają do klubów i czasem grają tam inaczej. Nieraz nawet zupełnie odwrotnie niż jak powinno to być według nas.
Podam jeden przykład: w niektórych klubach naszych reprezentantów trenerzy uważają, że po stracie piłki trzeba się bardzo szybko cofnąć, aby przeciwnik nie wykonał przeszywającego podania. A ja uważam, że po stracie trzeba iść do przodu, od razu doskoczyć do rywala. W klubie inaczej, w kadrze inaczej. A w reprezentacji praktycznie nie masz treningów. Nie jest więc to łatwe, ale muszę pochwalić piłkarzy, bo bardzo się starają przyswoić to, co im przekazuję.
Zaczynał pan za Zbigniewa Bońka, teraz prezesem PZPN jest Cezary Kulesza. Dwa różne charaktery. Widzi pan jakąś różnicę w swojej pracy?
W mojej pracy nie widzę żadnej różnicy. Skupiam się na tym co mam zrobić, na podejmowaniu decyzji. Nikt inny nie może mieć i nie ma na nie wpływu. Mogą ze mną rozmawiać, ale nie wpłyną na mnie, na moje decyzje. A zatem sytuacja jest praktycznie taka sama. Mamy ten sam interes i cel: dobro drużyny narodowej.
Zgrupowanie przed meczami z Andorą i Węgrami odbędzie się w Hiszpanii. Skąd ten pomysł?
To dobry moment, żeby powiedzieć o moim stylu zarządzania. Nie jest tak, że sam chcę o wszystkim decydować. Słucham moich asystentów, moich współpracowników, ludzi z PZPN. Czasem człowiek myśli o jednym, a ktoś z boku podpowie lepsze rozwiązanie. Tu nawet nie chodzi o kwestie pogodowe, a bardziej czasu niezbędnego, aby dotrzeć na miejsce. Z Warszawy byłoby to ponad 6 godzin w sumie, do Andory. Kuba Kwiatkowski i Łukasz Gawrjołek zapytali mnie, czy w takiej sytuacji nie lepiej zrobić zgrupowania w Hiszpanii. Oszczędzamy "jedną podróż" i szybko wszyscy są na miejscu, bo nie zlatują się najpierw do Warszawy i dopiero stąd dalej, do Barcelony. To po prostu świetny pomysł!
Wiadomo, że w dwóch ostatnich meczach liczymy na zwycięstwa, ale… Zerka pan jednym okiem na tabelę i liczy, że na przykład Anglia przegra z Albanią?
Jeśli mielibyśmy kalkulować, to i tak musieliby jeszcze potknąć się z San Marino. Oczywiście, cuda w piłce się zdarzają, ale jednak skupiamy się na własnych zadaniach. Chodzi mi nie tylko o to, aby wygrywać mecze. Również o to, żeby przeciwnicy, słysząc, że przed nimi mecz z Polską, myśleli: "Oh! To będzie trudne spotkanie"! Chcemy grać coraz lepiej, strzelać gole w każdym meczu, stworzyć wokół siebie atmosferę pewności co do naszej siły, a jednocześnie wysyłać sygnał do całego piłkarskiego świata, że Polska jest bardzo mocna. To mój cel.
A jak pan odpoczywa, jak pan zbiera energię do dalszej pracy?
Sporo czytam, również w trakcie podróży, gdy lecę obserwować piłkarzy. Tyle że nawet w trakcie lotów dzielę czas na lekturę i oglądanie graczy, bo przecież mamy narzędzia, które pozwalają nam wszystko rejestrować i odtwarzać w odpowiednim momencie. A w trakcie lotu jest na to sporo czasu. Bardzo lubię też kontakt z naturą, uprawiam dużo sportu. To odświeża nie tylko ciało, ale i umysł. A co do energii. Przyda się i mi, i wszystkim związanym z polską reprezentacją. Jak mówiłem, kadra jest ponad wszystkimi. I wszyscy działajmy dla jej dobra!
Sousa odsłonił karty na listopadowe mecze. Są powołania i niespodzianki
Lewandowski królem. Zobacz klasyfikację Złotego Buta