Zgłoszenie za zgłoszeniem. Chcą grać dla Polski!

PAP / Andrzej Lange / Na zdjęciu: Matty Cash
PAP / Andrzej Lange / Na zdjęciu: Matty Cash

- Zaczynaliśmy od przeglądania forów internetowych, dziś w bazie mamy ponad 1000 zawodników mających polskie korzenie - opowiada Maciej Chorążyk, odpowiedzialny w PZPN za wyszukiwanie za granicą piłkarzy o polskim pochodzeniu.

Sprawa Matty'ego Casha, który właśnie otrzymał polskie obywatelstwo i otrzymał powołanie do kadry narodowej na najbliższe mecze, to dopiero początek? Możliwe. W Anglii pracuje dziś 30 polskich skautów przeszukujących miejscowe kluby i klubiki.

Wszystko zaczęło się w 2006 roku. Wtedy to była pełna partyzantka. Przeszukiwanie forów internetowych, brak zwrotów za dojazdy na mecze. Polacy jeżdżący od stadionu do stadionu w Niemczech patrzyli z zazdrością na Turków, którzy na taki program przeznaczali 1,5 mln euro rocznie.

Dziś departament PZPN, wyszukujący zawodników z polskimi korzeniami, ma 40 skautów na całym świecie. Większość działa na Wyspach, w Anglii i Irlandii. Jest mocna grupa w Niemczech, są też w Austrii, Stanach Zjednoczonych, Czechach. Struktura rośnie. Jeśli gdzieś pojawia się zawodnik mający polsko brzmiące nazwisko, łowcy z Polski sprawdzają temat.

ZOBACZ WIDEO: Koniec piłki nożnej, jaką znamy? Robert Lewandowski nie wróży dobrej przyszłości


Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Skąd w ogóle wzięła się sprawa Matty'ego Casha, reprezentanta Polski i zawodnika Aston Villi, klubu Premier League?

Maciej Chorążyk (PZPN): Ponad dwa lata temu jego mama wypełniła formularz na stronie polskaut.pl, że jest taki chłopak i chciałby zagrać dla Polski.

Zdziwił się pan?

Nawet bardzo. Do tej pory wypełniali to rodzice chłopców nastoletnich, a wtedy pierwszy raz zdarzyło się, że sprawa dotyczyła profesjonalnego i w dodatku rozpoznawalnego piłkarza.

Dużo ludzi się zgłasza?

Sporo. Teraz więcej, bo sprawa Casha bardzo nagłośniła nasze działania. Od tego momentu w naszej bazie pojawiło się około 80 nowych profili piłkarzy. Obecnie obserwujemy około tysiąca młodych piłkarzy, pracuje dla nas około 40 skautów.

A zaczynaliście jako kłusownicy z Polski.

Tak napisał o mnie "Kicker", gdy zaczynaliśmy naszą działalność i szukaliśmy talentów z polskim pochodzeniem na terenie Niemiec.

Było panu przykro?

Ależ skąd. Zostałem opisany na łamach jednego z największych magazynów sportowych w Europie. A poza tym zauważono naszą działalność, to był dla nas znak, że jest to już poważna sprawa. Nie wiem, jaki zamysł miał autor, ale tamten artykuł otworzył nam wiele drzwi, pokazał za naszą zachodnią granicą, że istniejemy.

Proszę opowiedzieć o początkach waszego departamentu.

W 2006 roku podczas mistrzostw świata pracowałem dla telewizji. Wtedy w Niemczech gwiazdami byli Miro Klose i Lukas Podolski. Porozmawiałem z Jerzym Engelem i spytałem, czy nie chcieliby zająć się poszukiwaniem takich talentów, żeby więcej nie przegapić zawodników jak Klose czy Podolski. On powiedział, że mają to w planach.

Słynne plany Engela.

Przygotowałem prezentację i zaczęliśmy działania. I tu trzeba oddać Jerzemu Engelowi, że gdy podczas pierwszych spotkań z rodzinami w Niemczech przemawiał, mamy zawodników autentycznie płakały.

Na początku było trochę partyzancko?

Wiadomo, początki są trudne. Tworzenie sieci kontaktów Polaków za granicą trochę trwało. Szukaliśmy ludzi, którzy mogą mieć wiedzę na temat młodych polskich piłkarzy. Skoncentrowaliśmy się głównie na Niemczech, ponieważ tam była największa emigracja. Szperaliśmy po forach internetowych. Zwłaszcza na stronie Piłki Nożnej była zakładka "akcja zagranica", gdzie ludzie wyszukiwali młodych, zdolnych zawodników grających w różnych krajach.

Mieliście na to duży budżet?

Żadnego. Przez dwa lata pracowałem społecznie, potem pojawiły się jakieś pieniądze. Ale tak naprawdę program ruszył na dobre w momencie kadencji Zbigniewa Bońka. Sprawą poważnie zainteresował się wiceprezes związku Marek Koźmiński. Nagle pojawiły się pieniądze na gadżety, koszulki dla zawodników, a ludzie sobie nie zdają sprawy, ile taka koszulka dla tych chłopców i ich rodziców znaczy.

Wystarczyło popatrzeć na śp. Krzysztofa Zalewskiego, tatę Nicoli. Co on wyprawiał na tych meczach, jak to przeżywał. Nie dało się go nie zauważyć. To, że syn gra dla Polski, to była dla niego najważniejsza sprawa w życiu. Rodzice chłopaków, którzy przyjeżdżają do nas z zagranicy, często podróżują za drużyną po całej Europie, choćby rodzina Maika Nawrockiego, obecnie zawodnika Legii Warszawa. Dla nich to wiele znaczy.

Ale przecież już wcześniej, podczas EURO 2012 w Polsce, grała grupa zawodników z polskimi korzeniami.

Ale to nie miało nic wspólnego z naszym programem. Pomagałem prowadzić sprawę Ludovica Obraniaka i to wszystko.

Akurat właśnie Obraniak stał się jednym z symboli "farbowanych lisów".

Niesłusznie. Ludovic był naprawdę mocno zdeterminowany, żeby grać dla Polski.

Podobno konsul, który przywiózł jego dokumenty do Polski, zmarł u nas w kraju i dokumenty przepadły…

Tak. Potem Ludovic musiał jeździć z każdą kopią do Paryża osobiście wszystko podpisywać. Było z tym bardzo dużo pracy, ale on pokazał wtedy, że mu zależy. Dlatego dobrze go wspominam.

Ale chyba za dużo było wtedy "obcokrajowców" w kadrze.

Na pewno nagonka na "farbowane lisy" nie pomogła nam. Rykoszetem oberwało wielu chłopców, którzy przyjeżdżali na kadrę od lat z różnych innych krajów, dzieciaki z polskich rodzin, którzy czuli się tu jak u siebie w domu, którzy wybrali Polskę świadomie, często wbrew swoim klubom, sporo ryzykując.

No właśnie, wracamy do tych początków i "kłusownictwa".

Nie wszystkie kluby w Niemczech były zadowolone z takiego obrotu spraw. Zdarzyła się sytuacja, że jeden z chłopców, który był kapitanem u siebie w drużynie, przyjechał na kadrę Polski. Po powrocie nie tylko stracił opaskę, ale i miejsce w jedenastce. Z czasem jednak zarówno w DFB, jak i w klubach niemieckich zrozumieli, że nie działamy na ich szkodę. Teraz każdy z nami współpracuje, nasi skauci mają kontakty z trenerami, fajnie to wygląda.

Teraz widzę obraliście kurs na Wyspy.

Tak, w Niemczech mamy już mocne struktury, teraz mocno postawiliśmy na Anglię i Irlandię, gdzie jest coraz więcej dzieci z fali imigracyjnej, która nastąpiła po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Mamy tu około 30 skautów.

Będzie więcej Mattych Cashów?

Myślę, że raz na jakiś czas będą się pojawiali zawodnicy do gry w kadrze narodowej. Praktycznie w każdej dużej akademii mamy zawodnika, wielu z nich się wyróżnia, choćby Wiktor Gromek z Leicester został uznany przez Guardiana jednym z największych talentów na Wyspach.

ZOBACZ Anglicy wychowają nam reprezentację piłkarską?

ZOBACZ Spędzili dzieciństwo w Niemczech, teraz grają dla Polski

Komentarze (21)
avatar
Łukasz Glod
14.11.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Wtedy to Smuda naściągał tych zagranicznych. Obraniak, Perquis, Boenisch, Polański. Nie byli źli, może oprócz Polańskiego i Perquisa, a Glika wtedy nie wziął na Euro 2012, bo uznał, że za słaby Czytaj całość
avatar
kajtekk34
14.11.2021
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Do Krogi kielecki wstyd. Nie reaguj w ogóle na wpisy Legionowiak3.0 lub legionowiak2.0. To są opłacani goście którzy mają robić kontrowersyjne wpisy i was prowokować. To płatne trolle. 
avatar
Lukasz Misciur
14.11.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mój syn jest jednym z nich.Dziekuje!!!Gramy dla Polski 
avatar
Brak kreatywności
14.11.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ja osobiście nie mam nic przeciwko szukania zawodników z Polskimi korzeniam. Ale jednak fajnie by było żeby ci zawodnicy poza korzeniami mieli coś związanego z naszym krajem. Np Matty Cash coś Czytaj całość
avatar
MKSKorona1973
14.11.2021
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
Ja zawsze jestem za tym by w naszej reprezentacji grali ci prawdziwi Polacy, niemniej jeśli trafi się ktoś pokroju Casha to nie mam nic przeciwko, byleby to nie byli zawodnicy obniżający poziom Czytaj całość