Marek Gołębiewski ledwie zastąpił Czesława Michniewicza w roli trenera Legii Warszawa, a już wpadł w spiralę gorących wydarzeń.
Na konferencji prasowej po meczu ze Stalą Mielec w enigmatycznych słowach zaapelował do szefów Legii o konkretne działania, a w kuluarach zaczęły krążyć plotki, że sam ma już dość, i że w szatni nawet pożegnał się z piłkarzami.
Co na to wszystko sam zainteresowany? Jak wyglądały kulisy ostatnich dni z jego perspektywy? Czy i kiedy Legia wyjdzie z kryzysu? Jaki plan naprawczy wdraża nowy szkoleniowiec? O tym wszystkim rozmawialiśmy z trenerem mistrzów Polski.
ZOBACZ WIDEO: Paulo Sousa wie, jak pozwolić wrócić Arkadiuszowi Milikowi do szczytowej formy
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Po meczu ze Stalą Mielec udzielił pan na konferencji enigmatycznej wypowiedzi. Cytuję: "Nie mam na szybko pomysłu co zrobić. Nie zrobiliśmy nawet pół kroku do przodu. To jest szereg działań, które musi zrobić zarząd, klub. Od tygodnia staraliśmy się pomóc zespołowi, ale jest jak jest. Jakich działań? Proszę pytać zarząd. Ja zrobiłem wszystko, co może zrobić trener"… O co panu chodziło? Bo te słowa wywołały spore poruszenie…
Marek Gołębiewski, trener Legii Warszawa: Chodziło mi o to, że my, Legia, musimy iść razem, w jednym kierunku. Wszystkie "odnogi" klubu. W poniedziałek rozmawiałem z osobami z zarządu i działu sportowego, którzy bardzo mnie wsparli. Również w ten sposób, że jasno poinformowano, że pracuję przynajmniej do końca roku.
Dla mnie to wielka szansa. Od początku pracy tutaj wiem, że mogę się obronić tylko wynikami. Wiem też, że na razie wygrałem z Legią tylko jeden mecz, w Pucharze Polski, a reszta to porażka z Napoli i dwie przegrane w lidze…
Natomiast wracając do mojej wypowiedzi. Mówiąc wprost, chodziło mi właśnie o to, że w trudnym momencie taki klub jak Legia musi być razem na wielu poziomach. Kierownictwo, kibice, zawodnicy, ja… Wszyscy musimy iść w jednym kierunku i pracować nad wyjściem z obecnej sytuacji. Dostałem wsparcie od zarządu i dyrektora sportowego, co jest dla mnie bardzo ważne…
A poza wsparciem - jakich działań oczekiwał pan jeszcze od zarządu?
Zgody na wprowadzenie kilku zmian, które uznałem za konieczne. Na przykład zmiana suplementacji, czy zmiana regulaminu wewnątrzklubowego, bo tego nie było. Ustaliliśmy pewne nowe zasady. Chodzi mi o aspekty związane z drużyną, usprawnienie jej funkcjonowania.
Do tego dochodzi przygotowanie mentalne, dziś na przykład rozmawialiśmy z psychologiem, jak pomóc drużynie. To szereg różnych aspektów. Bo to nie jest tak, że przyjdzie trener Gołębiewski i wszystko zacznie funkcjonować od razu. To nie jest fabryka zabawek, które wychodzą seryjnie i ładnie. Mam 24 zawodników, każdy ma swoją osobowość, charakter. I muszę to "poskładać". W ciągu dwóch tygodni, gdy gramy co trzy dni, to dla trenera nie jest łatwe.
To jeszcze druga kwestia. Pojawiły się informacje, że po meczu ze Stalą Mielec pożegnał się pan z piłkarzami, wręcz podał do dymisji.
To w ogóle jest śmieszne. W szatni powiedziałem piłkarzom: "Thank you for your work today". Szatnia, jak widać, nie jest dostatecznie hermetyczna, coś się z niej wydostaje, tyle że to jest akurat zwyczajne przekłamanie…
Jeszcze raz powtarzam: powiedziałem, że dziękuję za dzisiejszą pracę na boisku. Nie podawałem i nie podam się do dymisji, bo za krótko pracuję, aby to zrobić. Natomiast, jeżeli bym widział, że nie jestem w stanie nic zrobić z tą drużyną, to usiadłbym z prezesem Mioduskim i powiedział mu, jak jest.
Na poniedziałkowym spotkaniu wyraźnie mu przekazałem, że się nie poddaję, że widzę, gdzie są problemy i chcę tu pomóc. Prezes od samego początku mi mówił: To jest Legia, musisz się bronić wynikami. I ja sobie zdaję z tego sprawę. Natomiast wciąż wszystko jest w rękach moich i mojego sztabu.
Mówi pan o wsparciu prezesa, i że jest ono dla pana ważne. Wciąż jednak krąży nad panem to widmo tymczasowości. I zastanawiam się, na ile to utrudnia pracę, bo czasem jest tak, że zawodnicy myślą, że jego i tak zaraz tu nie będzie…
Dlatego cieszę się, że prezes wraz z dyrektorem sportowym zapewnili i mnie, i drużynę, że nie jestem tu na 1-2 mecze. A z drugiej strony: proszę mi wierzyć, że naprawdę złapałem kontakt z szatnią, bo też niedawno w niej byłem jako zawodnik. Jestem młodym trenerem, ale wiem, kogo trzeba pogłaskać, a kogo zrugać w danym momencie.
Trenerem Legii jest pan od dwóch tygodni. Jakie ma pan odczucia dotyczące presji, oczekiwań, całego zgiełku, jaki zawsze jest wokół tego klubu i jego trenera? To jest dokładnie to, czego się pan spodziewał, czy jednak coś więcej?
Mam to szczęście, że jestem z Mazowsza i zawsze kibicowałem Legii. Wiem, jaki to jest klub, wiem, gdzie przyszedłem. To była moja świadoma decyzja, w lipcu. Spodziewałem się czegoś takiego, takiej presji, ale nie ukrywam też, że nie jest łatwo szybko wyciągnąć Legię z dołka. Jest sporo do zrobienia. I od strony mentalnej, i sportowej. Choć progres jest.
Na gorąco człowiek reaguje inaczej, zaraz po meczu sądziłem, że ta nasza gra ze Stalą Mielec nie była dobra. Natomiast po przeanalizowaniu tego spotkania na chłodno widzę, że jednak wiele aspektów się poprawia. Wiadomo, że kibic patrzy na suchy wynik. Ja też bym wolał wygrać mecz po dobrej grze. Ale popełniamy jeszcze błędy indywidualne.
Stal oddała w pierwszej połowie dwa strzały i zdobyła dwa gole. To rzadko się zdarza. My prowadziliśmy grę, cały czas na połowie Stali, strzelamy bramkę, wszystko jest dobrze i nagle w dwie minuty wszystko się wali. Mam nadzieję, że suma nieszczęść, która spadła na ten klub w tym roku, już została wyczerpana. Mówię tu głównie o lidze, gdzie kryzys nie trwa od dwóch tygodni, a od dwóch miesięcy.
Drużyna przegrała 9 spotkań, to jest bardzo dużo jak na taki zespół. To nie miało prawa się wydarzyć. Ale jesteśmy dobrej myśli. Ostro pracujemy, wprowadzamy pewne zabiegi, które mają na celu usprawnienie naszej gry.
Po meczu z Pogonią i ze Stalą gdzieś to światełko w tunelu widzę. Jest dużo lepiej pod względem kreowania sytuacji, ale jest też duży problem finalizacji tych okazji i nad tym chcemy się przez dwa najbliższe tygodnie skupić.
To, na chłodno, jeszcze raz: co pan dobrego w meczu ze Stalą zobaczył? Ile razy pan odtwarzał to spotkanie?
Zawsze każdy mecz oglądam dwa razy. Mój sztab wyciął też analizę występu poszczególnych graczy, formacji. Na pewno musimy poprawić nasze rozmieszczenie na połowie przeciwnika. To jest dla mnie bardzo ważne. Były momenty, że byliśmy dobrze ustawieni, ale znów: zabrakło konkretów pod bramką.
Gdybyśmy byli w meczu ze Stalą bardziej skuteczni, to można było ten mecz zamknąć do przerwy 2:0 lub 3:0. Wtedy wyszlibyśmy na drugą połowę o wiele pewniejsi siebie. A tak, daliśmy sobie strzelić dwa gole i ta pewność siebie uciekła.
Natomiast co do plusików, posiadanie piłki też nam skoczyło z nieco ponad 50 proc. do 68 proc. Ale sama dominacja, posiadanie piłki nie wystarczą. Tomek Pekhart wraca dopiero po kontuzji, ale dałem też do wyjściowego składu Emreliego z Luquinhasem. Wyszliśmy bardzo ofensywnie, myślałem, że ta trójka zapewni nam kilka goli w tym meczu. Okazało się inaczej, strzeliliśmy po stałym fragmencie gry. Tyle że po takim ćwiczonym, więc to też jakiś plus.
Wiadomo, minusów jest na razie więcej, ale chcemy to zamieniać. Zrobimy wszystko, aby grać coraz lepiej w każdym kolejnym meczu. Niczego nie odpuszczamy. Priorytetem na pewno jest Puchar Polski i Liga Europy, bo to w pełni zależy od nas, ale oczywiście równie ważna jest jak najlepsza pozycja w lidze. Przede wszystkim musimy się wykaraskać z czerwonej strefy.
Patrzy pan czasem na tabelę?
Nie, podarliśmy ją.
Podarliście?!
Tak. Zrobiłem taki zabieg psychologiczny przed meczem z Pogonią Szczecin. Wydrukowałem tabelę, a na odprawie poprosiłem kapitana, Artura Jędrzejczyka, żeby ją podarł. Powiedziałem piłkarzom, że następną wydrukujemy dopiero w maju.
Na pańskim pierwszym spotkaniu z mediami, był tam też dyrektor sportowy Radosław Kucharski, mówiliście, że Legia nie odpuszcza mistrzostwa Polski, ale teraz…
Powiedziałem wtedy, że wierzymy. I nadal wierzymy, ale w lidze nie wszystko zależy już od nas. Chcemy więc się skupić na tym, aby odbudować chłopaków i fizycznie, i psychicznie. Żeby znów uwierzyli, że mogą wygrywać mecze seriami. Natomiast w Pucharze Polski i Lidze Europy wszystko jest w naszych rękach. Zwłaszcza w Pucharze Polski nie możemy się już pomylić.
Ale gdy pan patrzy w oczy zawodnikom, rozmawia z nimi, widzi pan w nich ogień? Tam jest apatia, czy determinacja, żeby się w końcu odbić?
Nikt się nie poddaje. Po prostu to wszystko się nawarstwiło. Każda kolejna stracona bramka, przegrana, kumulują się, podkopuje to pewność siebie… Trzeba po prostu przerwać tę nieszczęsną serię.
Widzę na przykład duże braki w przechodzeniu z fazy ataku do obrony. To musimy poprawić. Bo jeżeli chcesz grać w ataku pozycyjnym, ale dajesz przeciwnikowi szansę na kontrataki, to będziesz tracił bramki. Dlatego chcemy do minimum zniwelować takie akcje rywali.
Ta przerwa teraz nam się przyda. Zwłaszcza że mam wielu zawodników do dyspozycji. Lirim Kastrati, na własną prośbę, nie poleciał na mecze Kosowa. Poprosił o to selekcjonera, mówiąc, że w Legii jest nowy trener i chce się pokazać. Zostaje też Johansson. Mamy więc z kim pracować.
Mam wrażenie, że piłkarzem, który mocno dzieli kibiców Legii, jest Josue. A pan co o nim sądzi?
To bardzo dobry piłkarz, jeden z lepszych, jakich mamy. Ma duży zmysł do gry kombinacyjnej, takiej jaką lubię. Wiadomo, że ma jeszcze rezerwy w postaci przygotowania fizycznego. Gdy przyszedł do nas, miał duże zaległości, ale teraz jest już dużo lepiej.
Zadania, które mu powierzamy w defensywie, musi wykonywać lepiej, ale w ofensywie bardzo mocno się broni. Miałby dużo asyst, ale koledzy nie wykorzystali kilku jego dobrych podań. Legia będzie miała z niego dużo pożytku. Po przepracowaniu okresu przygotowawczego zimą to będzie na wiosnę jeden z najlepszych piłkarzy tej ligi.
Niezwykle ważnym piłkarzem dla Legii też Artur Boruc. Nie gniewa się już na pana, że to właśnie jemu strzelił pan swojego jedynego gola w Ekstraklasie?
Nie. Zwłaszcza, że tamten gol nic Świtowi nie dał, przegraliśmy wtedy. Natomiast z Arturem Borucem graliśmy też razem w kadrze do lat 18, u Jana Pieszko, zresztą byłego świetnego snajpera Legii. To był 1998 rok, wtedy Artur grał jeszcze w Pogoni Siedlce. Nasze losy potoczyły się jednak zupełnie inaczej. Ja tylko liznąłem dużej piłki, a Artur zrobił wielką karierę.
Zmierzam do tego, że niektórzy jako jeden z powodów nieszczęść Legii widzą jego kontuzję. I w związku z tym: na co pan liczy, jeśli chodzi o powrót Boruca?
Artur już trenuje z zespołem, rozmawialiśmy dosyć długo, też mówił, że mogę na niego liczyć, że chce pomóc również w szatni. Do naszego sztabu dołącza też Tomek Jarzębowski, który Legię ma w sercu. Natomiast Artur, jeśli nic się nie wydarzy, to na mecz z Górnikiem Zabrze powinien już być brany pod uwagę do wyjścia w składzie.
W takich sytuacjach, jak ta Legii, zawsze się pojawia kwestia przygotowania fizycznego. Ci zawodnicy nie chcą, w co raczej nie wierzę, czy nie mogą, bo nie mają sił?
Etyka trenerska nie pozwala mi na publiczną ocenę. W tym sezonie Legia zagrała już 27 meczów, a na przykład Stal Mielec 13. Zresztą, nie chodzi tylko o Stal. Trzeba pamiętać, że Legia po prostu zagrała najwięcej meczów ze wszystkich polskich drużyn i jest to bardzo wymagające dla zawodników.
Teraz skupiamy się na przyszłości. Zmieniliśmy na szybko kilka rzeczy, na przykład protokół regeneracji, który wprowadziłem tydzień temu. To małe rzeczy, ale wierzę, że pomogą lepiej monitorować zawodników i dostosowywać obciążenia treningowe.
Na czym to polega?
Zawodnik ma do wyboru kilka elementów odnowy biologicznej. Może iść na przykład na rolowanie, rowerek, przyjąć węglowodany, białko, skorzystać z zimnej, czy ciepłej kąpieli… To jest odpowiednio punktowane. Każdy zawodnik musi uzbierać po meczu 100 punktów. Sen, spacer… też się w to wliczają.
To jak długo powinien spać piłkarz?
Minimum osiem godzin.
Czyli ten protokół regeneracji to taka nowość, tak?
Ja to stosuję w prowadzonych przez siebie zespołach. Zawsze się tego trzymam. Pewnie każdy to robi, natomiast nie wiem, czy w takiej formule. Ale widzę, że piłkarzom się to spodobało. Nie ukrywam, że zaczerpnąłem to od chorwackiego trenera przygotowania fizycznego, który wykładał te kwestie na kursie UEFA Pro, który kończyłem. To on mnie do tego zainspirował.
Rozmawiamy o regeneracji, spaniu po osiem godzin. Pytanie tylko, czy wszyscy się do tego stosowali? Głośno sugerowano przecież, że niektórzy piłkarze Legii imprezowali. Badał pan temat?
Tak, od razu, poprosiłem też piłkarzy o wyjaśnienia. Bo ta "afera" wypłynęła zaraz po tym, jak zostałem trenerem Legii. Tam było mnóstwo dezinformacji. Na przykład zdjęcie z wyjazdu nad Zegrze było z lipca, to nie były zdjęcia aktualne i nic na nim złego nie było.
Dzisiaj trzeba być bardzo ostrożnym w wydawaniu sądów w oparciu o takie materiały, bo bardzo łatwo nimi manipulować. Słyszałem o takiej historii z Niemiec. Nie pamiętam, jaki to był klub, ale chciał rozwiązać kontrakt z piłkarzem i chodził za nim przez dwa miesiące. I w pewnym momencie gość w barze poprosił tego piłkarza, aby mu podał butelkę wódki. Ten mu podał, a w tym momencie zrobiono mu zdjęcie. I chłopa wywalili z klubu za picie alkoholu.
Tak czy inaczej, sporo się dzieje wokół Legii.
Jestem w Legii dwa tygodnie, a to jakbym był w innym klubie przez rok. Pracy jest dużo, ale jestem pozytywnie nastawiony. Mam nadzieję, że wdrożone koncepcje dadzą nam dużego kopa do przodu. Ten zespół odpali. To są zbyt dobrzy zawodnicy, żeby ciągle przegrywali. Potrzebujemy jednego – dwóch zwycięskich meczów i wtedy już pójdzie...
Szykuje się głośny powrót do Cracovii
Boniek skomentował słowa Lewandowskiego