Po likwidacji getta w Brańsku w 1942 roku Zygmunt Kalisiewicz, stryj Janiny, przyszłej babci Matty'ego Casha, spełnił prośbę zaprzyjaźnionego Żyda. Nocą zakradł się do getta, by wynieść koledze coś zza muru. Prawdopodobnie chodziło o kosztowności, za które Żyd mógłby wykupić się z rąk nazistów. W drodze powrotnej Kalisiewicz miał do pokonania już tylko płot. Bez większych problemów przeskoczył więc na drugą stronę. Ale być może źle oszacował drogę, jaką miał do pokonania wartownik albo może go nie zauważył.
Spadł wprost pod nogi uzbrojonego strażnika. Niemiecki funkcjonariusz nie zadawał pytań. Ciszę nocną przerwały tylko na moment wystrzały z broni. Kalisiewicz zginął na miejscu. Śmierć głowy rodziny nie była wystarczającą karą - Niemcy zabronili pochówku.
Gnijące ciało 24-latka miało być przestrogą dla reszty mieszkańców Brańska, że każda niesubordynacja będzie karana właśnie w taki sposób. Nim zwłoki zamordowanego Zygmunta Kalisiewicza trafiły na cmentarz, leżały kilka dni w tym samym miejscu, w którym doszło do zabójstwa - przy głównej ulicy miasta, w centrum Brańska. Dziś jest tam apteka.
Łosie na działce
Korzenie Matty’ego Casha, powołanego do reprezentacji Polski na mecze z Andorą i Węgrami w eliminacjach mistrzostw świata 2022, prowadzą właśnie do Brańska. To z Podlasia pochodzą bliscy krewni piłkarza Aston Villi. Godzinę drogi od Białegostoku wychowała się babcia Casha, Janina Kalisiewicz, matka Barbary Tomaszewskiej, dziś Barbary Cash.
Janina mieszkała przy ulicy Mickiewicza w Brańsku, w drewniaku z dachem pokrytym słomą. W tamtych czasach dom ze strzechy był stałym elementem krajobrazu małych miasteczek. Ogrodzona płotem z desek drewniana chatka żyje już tylko na zdjęciu. Została rozebrana i w jej miejsce, przy rynku, powstał murowany, ocieplony dom jakich wiele w okolicy. Na tyłach działki pozostały jednak budynki gospodarcze z dawnych lat. Całość należy teraz do wujka piłkarza, Bernarda Artysiewicza, mieszkającego na stałe w Belgii, pod Brukselą.
Jedyna rodzina Casha w Polsce mieszka trzy kilometry od Brańska, w Popławach. To siostry: Sylwia i Edyta. Gospodarstwo Sylwii jest na tak zwanej "kolonii", czyli na obrzeżach, poza wsią. Mijamy zaorane pole, obszar potężny jak kilka złączonych boisk piłkarskich, skręcamy w boczną ścieżkę porządnie wyjeżdżoną przez cysterny z mlekiem i przejeżdżamy przez lasek. Zza drzew wyłania się ogromna posiadłość. W wielkim szarym hangarze stoją maszyny, między innymi kombajny do zbiorów kukurydzy. Przechowywane jest tam również zboże. W szklarni, za domem, rosną pomidory i papryczki.
To aż niemożliwe trzymać ponad 20 hektarów w takim porządku, jakby chodziło o wysprzątanie pokoju w kawalerce. Na kostce brukowej nie ma nawet piasku, trawa równiutko przycięta, plac zabaw przygotowany jak na przyjęcie urodzinowe dla dzieci. Jedynie luźno zaparkowany traktor wyłamuje się z tej harmonii. To dom pośrodku lasu, na którego działkę zakradają się zwierzęta: dziki, sarny czy łosie. Głównie w poszukiwaniu jedzenia, co też znajdują - jedzą na przykład kolby po kukurydzy. Łosie podchodzą nawet pod samą posesję. Rozejrzą się, wyrwą coś zębami z pola i wracają do siebie.
Kolorowe lody?
W środku sporego domu czeka Sylwia. Zadbana kobieta po czterdziestce, której zegar biologiczny jakby dawno się zatrzymał. Blond włosy do ramion, ubrana elegancko i schludnie - w czarne spodnie i czarny sweter ozdobiony dużymi złotymi guzikami. Uśmiechnięta, pomocna i skromna kobieta, obok ciasta i kawy rozkłada na stole archiwalne zdjęcia rodziny. Pokazuje Janinę Kalisiewicz, rodzoną siostrę swojej mamy. Wyciąga zdjęcia cioci z mężem Ryszardem Tomaszewskim - z dnia zaręczyn, z wigilii, z wycieczki po Londynie.
- Ciocia Janina odwiedziła nas tylko raz, 35 lat temu. Byłam wtedy w podstawówce - opowiada Sylwia Kosińska. - Pamiętam, że do Brańska przyjechała bardzo elegancka kobieta. W żakiecie i białej bluzeczce z kołnierzykiem. Mnie i siostrze Edycie przywiozła czekoladę nadziewaną toffi. U nas nigdzie takiej nie było - wspomina siostrzenica babci Janiny.
- Dostałyśmy sporo ubrań, ale szczególnie zapamiętałam dwie sztruksowe spódnice. Jedna była turkusowa, druga granatowa. Już same kolory robiły wtedy wrażenie. Spódnice miały szeroki skórzany pas w talii. W szkole robiłyśmy furorę, nawet nauczycielki pytały, skąd mamy takie ubrania - opowiada Kosińska. - Ciocia uczyła nas pojedynczych zwrotów: jak powiedzieć po angielsku proszę i dziękuję. Powtarzałyśmy to później z Edytą - uśmiecha się kobieta.
Babcia Casha wyjechała do Anglii zaraz po szkole, odwiedzić siostrę. Miała około 20 lat i została na Wyspach. W Anglii pracowała jako pielęgniarka. Dla rodziny z Polski to był inny, nieznany, nieco niezrozumiały świat. Sylwia Kosińska wspomina opowieści mamy, która odwiedzała rodzinę pod Londynem - najczęściej ciocię Anię z Luton.
- Nie mogłam sobie wyobrazić, gdy mama opowiadała, że w Anglii są lody we wszystkich kolorach. "Jak to?" - dopytywałam. "Przecież u nas jest tylko biała i różowa gałka" - szukałam w pamięci. Zastanawiało mnie też, co mama ma na myśli mówiąc, że w środku sklepów stoją różne modele samochodów - wspomina Kosińska.
Długa podróż dziadka
W Anglii Janina Kalisiewicz poznała Ryszarda Tomaszewskiego. Przyszły dziadek Matty'ego Casha, z dwoma siostrami i mamą, zostali deportowani w okresie międzywojennym ze Stanisławowa (dziś miasto na Ukrainie) na Syberię. Spędzili tam dwa lata i na mocy porozumienia Sikorski-Majski zostali po tym czasie uwolnieni. Przez Iran oraz Indie dotarli do Tanganiki w Afryce. Razem z kilkoma tysiącami rodaków zamieszkali polskie osiedle osadnicze przez następne sześć lat (1942-48).
Następnie rodzina ruszyła w kolejną podróż. Dostała się statkiem z Kenii do Liverpoolu. Na Wyspach Ryszard został specjalistą od spawania. W 1964 roku spotkał tam Janinę. Para pobrała się w Anglii po krótkim czasie, a trzy lata później, w 1967 r., na świat przyszła ich córka: Barbara - mama Matty'ego Casha.
- Tata przez lata pracował w fabryce, mama mieszka w Anglii do dziś. Natomiast tata zmarł w 2009 roku - mówiła nam Barbara Cash (z domu Tomaszewska), matka piłkarza. Polka poślubiła Anglika, Stuarta, byłego zawodnika i trenera. Ma z nim troje dzieci: Matty'ego, Adama i córkę Hannah.
Głośno jest raz w roku
Rodzina Casha od pokoleń zajmowała się rolnictwem. Prowadzili w Polsce gospodarstwo: mieli ziemię, krowy i konie. - Jesteśmy zwykłą podlaską rodziną - powtarza Sylwia.
Obecnie Kosińscy żyją głównie z produkcji mleka - dostarczany przez nich surowiec jest wykorzystywany w produktach mlecznych na przykład Mlekovity. Na pewno można ich zakwalifikować do "bambrów", czyli w lokalnym żargonie - topowych rolników w okolicy. Jednym z głównych źródeł utrzymania jest etat w tartaku (przeważnie dla mężczyzn), prowadzenie gospodarstwa, ale przede wszystkim praca przy produkcji zniczy - od robienia tub po malowanie. Co ciekawe, to jedno z najbardziej popularnych miejsc w kraju dostarczających znicze na rynek.
Miasto tętni życiem szczególnie raz w roku - w czasie brańskich dni kultury. Na co dzień ulice są raczej puste, po świecących się na żółto oknach i dymiących kominach łatwo poznać, gdzie wszyscy się podziali. Przy rzece Nurzec znajduje się zalew, oddany w zeszłym roku, sfinansowany z unijnych dotacji. Powoli staje się miejscem spotkań, zaczyna być coraz bardziej popularny wśród mieszkańców. Są ławeczki ustawione wzdłuż wody, na wale, niezbyt szeroka, ale długa na kilkadziesiąt metrów plaża. Wydaje się, że w sam raz, jak na niecałe cztery tysiące mieszkańców. Po godzinie 16 najlepsza zabawa zaczyna się w domu seniora, gdzie emeryci gotują, śpiewają i tańczą.
Brańsk czeka
W małych miejscowościach wieści szybko się rozchodzą, dlatego nawet w niewielkiej sali schadzek starszych obywateli miasta znany jest temat Matty'ego Casha. - Pamiętam dziadka Wacka, od Sylwii - zaczyna jedna z seniorek. - Mieszkaliśmy koło siebie. Zawsze lubił podejść, pożartować. U nas wolał siedzieć niż przy swoich uprawach. Bardzo pomocny i wesoły człowiek - opowiada.
Kolejne osoby drążą historię. - Szkoda, że Jasia wyjechała, to była fajna dziewczyna - słyszymy od mężczyzny w swetrze. W urzędzie miasta czuć poruszenie. - Niech Matty szybko gola dla nas strzeli, żeby z tych eliminacji nie odpaść - mówi pani Agnieszka z urzędu stanu cywilnego.
Historyk Zbigniew Romaniuk, chluba Brańska, wspomina krewnych piłkarza pozytywnie. Mówi, że to byli zawsze porządni ludzie. Od pokoleń byli typową rolniczą rodziną: początkowo przeciętną, ale uczciwą i nie wikłającą się w problemy. Kamil Pietraszko, lokalny dziennikarz, jest przekonany, że miasto będzie poruszone wizytą zawodnika Premier League. - Myślę, że mogłoby to być wydarzenie na miarę dni Brańska. Sądzę, że zgromadziłoby w centrum wielu ludzi - opowiada Pietraszko z portalu "Bielsk.eu".
Burmistrz już zapowiada huczne powitanie z honorami. - Czekamy na rodzinę Cashów. Wystosowałem publiczne zaproszenie do naszego miasta - mówi Eugeniusz Koczewski. - Ze strony rodziny, Mateusza i rodziców, padła wstępna deklaracja, że chętnie by przyjechali i spotkali się ze swoją rodziną. Rozmawiałem z Sylwią i potwierdziła, że się do nas wybiorą. Co do terminu: jeszcze nie jest ustalony - komentuje burmistrz.
Koczewski ma już jednak wstępny plan ugoszczenia zawodnika. - Zapraszam do urzędu. Przyjdą radni, zjemy obiad. Mamy w Brańsku klub piłkarski Pionier. Chodzi mi po głowie, by zorganizować mecz pokazowy - głośno myśli.
- Nie mieliśmy w historii reprezentanta Polski w piłce nożnej, który byłby powiązany z naszym miastem. Dla nas do powód do dumy - komentuje Koczewski. - Serdecznie zapraszamy Mateusza z rodzicami. Podlasie słynie z gościnności, mamy czym częstować. Na pewno sprezentujemy regionalne potrawy, napitki. Radziłbym zaznaczyć w kalendarzu więcej niż jeden dzień na pobyt w Brańsku, świętowanie będzie huczne - puszcza oko burmistrz.
Test: wydoić krowę
Jedno jest pewne: nowy reprezentant kraju przyjedzie w rodzinne strony przygotowany. - Mateusz po domu chodzi i się z mamą hymnu uczą, ciotka Ania z Luton mówiła - śmieje się Sylwia. - Mam nadzieję, że nas odwiedzą. Oni wiedzą, że są zaproszeni - komentuje. Rodzina z Brańska od kilku lat mocniej śledzi losy piłkarza. - Od zawsze wiedzieliśmy, że jest Matty i że gra w piłkę w Anglii. Kilka lat temu zmienił klub i dużo mówiliśmy o tym w rodzinie. Byliśmy dumni, że mu się tak dobrze powodzi, gdy przechodził do Aston Villi - opowiada.
- Zastanawiałam się, co by mu ugotować, jak przyjedzie, co może jeść. Oni, piłkarze, pewnie mają określoną dietę. Mówił, że jadł w domu bigos i gołąbki, że mama kotlety robi. Może pierogi zrobię? Albo lokalnie, kiszkę z ziemniakami? Z zup to obowiązkowo rosół albo flaczki - uśmiecha się kobieta. - Ciekawe, jaki jest Matty. Tak sobie myślałam, czy by chciał krowę wydoić na próbę - żartuje Sylwia Kosińska. - Spodziewamy się Mateusza i rodziców latem: w lipcu lub sierpniu. Wtedy Matty ma urlop i może się uda - kończy ciocia piłkarza.
W piątek Matty Cash może zadebiutować w reprezentacji Polski. Mecz Andora - Polska w eliminacjach MŚ 2022 rozpocznie się o godzinie 20.45.
Atak na byłego reprezentanta Polski. Na mieście transparenty
Cash ujawnił kulisy trafienia do reprezentacji Polski. Jego słowa nie spodobają się Bońkowi
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski szczerze o Złotej Piłce. "Są w tym momencie ważniejsze rzeczy"