Spotkaniem z Węgrami na stadionie PGE Narodowym reprezentacja Polski zakończy pierwszą fazę eliminacji do mistrzostw świata w Katarze. Bilety na poniedziałkowy mecz Biało-Czerwonych cieszyły się ogromnym zainteresowaniem kibiców. Na PGE Narodowym ma zasiąść komplet widzów.
W rozmowie z naszym portalem dr Paweł Grzesiowski zwraca uwagę, że organizacja meczu z tak ogromną liczbą kibiców może przynieść opłakane skutki.
- Jesteśmy w środku kolejnej fali pandemicznej i organizujemy imprezę na ponad pięćdziesiąt tysięcy ludzi, więc to jest wielkie zagrożenie. Obecnie to niezgodne z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia, która mówi, że imprezy masowe ze sporą liczbą osób nietestowanych są niebezpieczne. Niestety wpisujemy się takim wydarzeniem w kolejne zachorowania. Na mecz zjadą się kibice z całego kraju, a potem wrócą do swoich środowisk i tak może powstać gigantyczne ognisko epidemiczne - opisuje nam Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19.
ZOBACZ WIDEO: Koniec piłki nożnej, jaką znamy? Robert Lewandowski nie wróży dobrej przyszłości
Certyfikaty nie będą sprawdzane
- Oczywiście mecz odbywa się na stadionie, ale dystans międzyludzki nie będzie zachowany. Nikt nie planuje sprawdzać zielonych certyfikatów. Przy obecnym wskaźniku pokazującym, że mamy 20 procent testów dodatnich, z góry można założyć, że na obiekcie będzie kilkaset osób zakażonych - dodaje dr Grzesiowski.
Nasz rozmówca jest zwolennikiem szczepień oraz wyżej wymienionych zielonych certyfikatów. W skrócie, aby wejść na mecz, kibic musiałby mieć przy sobie negatywny test na koronawirusa.
Na najbliższym meczu jednak takie certyfikaty nie będą sprawdzane. Kibice jedynie przed kupnem biletu zostali poproszeni o złożenie deklaracji, czy są zaszczepieni. Jednak już potem nikt tego nie weryfikuje ani nie sprawdza przy wejściu na stadion na przykład paszportów covidowych.
Drugą sprawą jest fakt, że jeszcze kilka miesięcy temu przy mniejszej liczbie dziennych zakażeń liczba widzów na stadionach była ograniczona. Czy teraz również należało rozważyć taki scenariusz w przypadku PGE Narodowego?
- To działa w dwie strony. Wiadomo, że jeśli byśmy sprawdzali certyfikaty, to nie musimy robić redukcji. Natomiast druga strona jest taka, że możemy zrobić redukcję, gdy mamy "niepewną" publiczność. Wtedy można by było także wprowadzić dystans i maseczki. Na temat organizacji imprez powiem więcej. Rok temu zrobiono eksperyment w Barcelonie. Podczas organizacji koncertu na 50 tysięcy osób, każdy był przetestowany i później nie było żadnych zakażeń - podkreśla ekspert.
Winny organizator
Warto podkreślić, że zasady wydarzeń sportowych w Polsce funkcjonują obecnie nieco inaczej niż np. w kulturze. Przykładem jest 29. Festiwal Filmowy EnergaCamerimage, gdzie regulamin mówi:
"Zakup karty wstępu na Festiwal w formule stacjonarnej jest możliwy wyłącznie dla osób posiadających certyfikat poświadczający przyjęcie pełnej dawki szczepionki przeciwko COVID-19".
Dr Paweł Grzesiowski uważa, że rozwiązanie dotyczące obowiązku szczepień czy też zielonego certyfikatu mogło zostać ogłoszone kilka miesięcy przed meczem Polska - Węgry. Za niedopatrzenia wini PZPN.
- Tutaj musiałby się wykazać organizator spotkania w Warszawie, czyli PZPN. Mamy już za sobą mecze, które odbyły się bez żadnych zabezpieczeń i niestety wygląda na to, że nic się w tej sprawie nie zmieni. Widzę ogólnie, że u nas jest strach, aby zdyscyplinować ludzi niezaszczepionych. Gdyby dużo wcześniej ogłoszono wszystkie informacje organizacyjne, to społeczność miałaby się nawet szansę zaszczepić przed meczem - kończy dr Grzesiowski.
Przypomnijmy, że mecz Polska - Węgry rozpocznie się w poniedziałek 15 listopada o godzinie 20:45. Transmisja na antenach TVP 1, TVP Sport oraz Polsatu Sport Premium 1. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.
Czytaj także:
Kto przejmie opaskę po Lewandowskim? Selekcjoner ma kilku kandydatów
Trener Węgrów tak nazwał mecz z Polską