Nie trzeba być lekarzem, by stwierdzić, że nie da się funkcjonować bez kręgosłupa. Paulo Sousa wolał jednak przekonać się o tym na własnej skórze. Na mecz z Węgrami wystawił drużynę bez Kamila Glika i Roberta Lewandowskiego, czyli ludzi, na których od lat oparty jest szkielet reprezentacji. Do tego Grzegorz Krychowiak pauzował za żółte kartki, świadomie wykluczając się z poniedziałkowego meczu w poprzednim spotkaniu z Andorą (otrzymał tam kartkę). Co prawda drużynie bez kluczowych graczy udało się zrobić kilka kroków, ale na kolejnych metrach nasi piłkarze wybijali sobie zęby.
Do pewnego momentu występ polskich zawodników w defensywie wyglądał jeszcze całkiem nieźle. Sousa postawił na szybki odbiór i doskok do przeciwnika, co się sprawdzało i wybijało Węgrów z rytmu. Biało-Czerwoni grali blisko rywali, często zabierali im piłkę zdecydowanym atakiem, ale problemy zaczynały się później.
Akcje najczęściej wytracały tempo w środku boiska. Mateusz Klich zbyt wolno zabierał się do rozegrania, przez co podania rzadko docierały do napastników. Jedną z lepszych akcji w pierwszej połowie przeprowadził Jakub Moder. Odważnie pobiegł z piłką lewą stroną boiska, wypatrzył w polu karnym Krzysztofa Piątka i wydawało się, że to musi być gol. Strzał napastnika Herthy Berlin został jednak zablokowany.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski ostro o polskim systemie szkolenia. "Nie mogę powiedzieć, że widać światełko w tunelu"
Piątek kilka minut później odwdzięczył się niezłą wrzutką, ale Polakom zabrakło szczęścia. W polu karnym gości zrobiło się zamieszanie, próbowali Jan Bednarek i Karol Świderski, ale Węgrom udało się oddalić zagrożenie.
Goście zostali przez naszych piłkarzy zblokowani, ale dwukrotnie znaleźli lukę na lewej stronie boiska. Po dwóch wrzutkach stworzyli niezłe okazje - w jednej interweniował Wojciech Szczęsny. W drugiej, po kiksie naszej obrony, dopisało nam szczęście i skończyło się na rzucie rożnym.
W końcu jednak stało się to, co naszej drużynie przytrafia się w niemal każdym spotkaniu. Drużyna Sousy nagle "wyłączyła się" z gry, po rzucie wolnym z kilkudziesięciu metrów piłka wpadła w pole karne Polaków i straciliśmy gola. Puchacz niefortunnie przedłużył podanie głową, a Andras Schafer uderzył tak, że piłka jeszcze między nogami Szczęsnego wpadła do bramki.
To nie był koniec kłopotów gospodarzy przed przerwą. W niegroźnej sytuacji żółtą kartkę otrzymał Mateusz Klich, co wyklucza go z występu w marcowym meczu barażowym.
Ale druga połowa mogła rozpocząć się znakomicie dla polskiej drużyny. Piątek "wyczuł" w polu karnym gości, gdzie spadnie piłka, i uderzył mocno z kilku metrów. Denes Dibusz był czujny, szybko wyszedł do napastnika i odbił piłkę na rzut rożny.
Węgrzy odpowiedzieli błyskawicznie i Polacy mogli znaleźć się w jeszcze gorszym położeniu. Kevin Varga mając niemal pustą bramkę uderzył jednak wysoko nad poprzeczką.
Polacy potrzebowali impulsu, zrywu jednego piłkarza, który byłby w stanie odwrócić sytuację na boisku. Gra naszych zawodników była zbyt jednostajna - wymieniali piłkę, zbliżali się pod bramkę gości, ale nic to nie dawało.
Aż do momentu, gdy węgierskiej obronie "urwał" się Karol Świderski. Napastnik PAOK-u dobiegł do piłki, która zawisła w powietrzu po główce Bednarka, i uderzeniem głową przelobował Dibusza. To był szósty gol Świderskiego w czternastym występie dla kadry. Napastnik, tak jak w Tiranie z Albanią (strzelił gola dającego wygraną 1:0), znowu trafił do bramki w bardzo ważnym momencie. Remis zapewniał Biało-Czerwonym rozstawienie w barażach.
Gdy mieliśmy już opanowaną sytuację, grający o nic Węgrzy ponownie uciszyli Stadion Narodowy. Po błędach naszej obrony, odpuszczeniu krycia przez Puchacza, Daniel Gazdag miał mnóstwo miejsca przed polem karnym, spokojnie przyjął piłkę i mocnym strzałem pod poprzeczkę pokonał Szczęsnego.
Porażka w ostatnim meczu w eliminacjach nie zmienia sytuacji w naszej grupie. Polacy zostają na drugim miejscu, ale mają bardzo małe szanse na rozstawienie w marcowych meczach barażowych. Do tego kadra przegrała na Stadionie Narodowym pierwszy raz od ponad siedmiu lat, a polskich piłkarzy żegnały gwizdy, czego w Warszawie dawno nie było.
Polska - Węgry 1:2 (0:1)
0:1 - Andras Schafer 37'
1:1 - Karol Świderski 61
1:2 - Daniel Gazdag 80'
Polska: Szczęsny - Kędziora, Dawidowicz, Bednarek, Puchacz (83. Płacheta) - Cash (46. Jóźwiak), Klich, Linetty (65. Frankowski), Moder (46. Zieliński) - Piątek (65. Milik), Świderski.
Węgry: Dibusz - Fiola, Lang, Attila Szalai - Nego, A. Nagy, Schafer, Z. Nagy - Varga (58. Gazdag), Schon (73. Kiss) - Adam Szalai (89. Hahn).
Żółte kartki: Klich, Cash, Puchacz, Kędziora - Nagy, Schon, Szalai, Gazdag
Widzów: 56 197
Sędzia: Tiago Martins (Portugalia).