Omal nie umarł w Rosji. Po latach został jednym z najlepszych obrońców świata

East News / Pool Getty / Na zdjęciu: Thiago Silva
East News / Pool Getty / Na zdjęciu: Thiago Silva

- Mówili, że gdyby minęły jeszcze dwa tygodnie, mógłbym nie wyzdrowieć - wspomina Thiago Silva. Jeden z najlepszych obrońców XXI wieku mógł przedwcześnie zakończyć karierę. Wszystko z powodu choroby, którą na swoje nieszczęście przechodził w Rosji.

W tym artykule dowiesz się o:

- To było jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu. Gdy byłem dzieckiem, marzyłem, by grać jako zawodowy piłkarz. Kiedy jednak zachorowałem, wydawało mi się, że sen się skończy - wyjawił jakiś czas temu Thiago Silva.

Niewiele brakowało, by jeden z najlepszych obrońców świata ostatnich dwóch dekad nigdy na dobre nie rozpoczął swojej kariery.

Przyzwyczaić się do obciążeń

1 lipca 2005. Dinamo Moskwa za 3,5 mln euro ściąga z FC Porto 20-letniego brazylijskiego obrońcę Thiago Silvę. Nikomu nie przeszkadza, że młodzieniec był wówczas tak naprawdę zaledwie piłkarzem rezerw portugalskiego giganta.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak Lewandowski to trafił?! Kapitalny strzał!

Ówczesny prezydent Dynama Aleksiej Fedoryczew bardzo wierzył, że portugalski zaciąg zapewni jego zespołowi sukcesy, kupując z tego kraju w jednym okienku aż siedmiu piłkarzy, w tym m.in. Maniche'a, Costinhę czy niedawnego trenera Tottenhamu - Nuno Espirito Santo.

Tamte transfery były jednak dalekie od dzisiejszych standardów. Wówczas nikt w Dynamie nie przejmował się za specjalnie badaniami lekarskimi. Jak duży był to błąd, pokazał właśnie przykład Silvy. Młody, wysportowany piłkarz nagle zaczął bardzo szybko się męczyć. Po jakimś czasie doszły też inne objawy jak gorączka, napady kaszlu czy silne pocenie się.

Gołym okiem było widać, że z Brazylijczykiem coś jest wyraźnie nie tak. Trener Dynama przekonywał jednak, że to wszystko kwestia obciążeń, do których Silva nie był przyzwyczajony.

Nagroda za ciężką pracę

Przytoczony na wstępie cytat o kończącym się "śnie" w żadnym stopniu nie jest nadużyciem. Silva to typowy przykład młodego Brazylijczyka, dla którego piłka była jedynym sposobem na wyrwanie się z biedy.

Były gwiazdor PSG dorastał w slumsach w okolicach Rio de Janeiro. Jakby tego było mało, w bardzo wczesnym dzieciństwie stracił ojca.

- Kiedy byłem małym chłopcem, strasznie tęskniłem za ojcem. Moi rodzice rozstali się, gdy byłem bardzo młody. To wpłynęło na moją psychikę - wyjawił po latach.

Dojrzewającemu chłopakowi na pewno nie pomagał także fakt, że żył w bardzo niebezpiecznej okolicy. Slumsy Rio to nie jest miejsce, w którym przeciętny Europejczyk chciałby się zgubić.

Na zdjęciu: Thiago Silva i Neymar w reprezentacji Brazylii
Na zdjęciu: Thiago Silva i Neymar w reprezentacji Brazylii

- Gdy wracałem do domu, dziękowałem Bogu za bezpieczny powrót - wspominał Silva. - Nierzadko słyszeliśmy strzały. Policja często zjawiała się w dzielnicy, gdzie mieszkałem - dodawał.

Na szczęście dla chłopaka, nigdy nie zdecydował się on zboczyć na złą ścieżkę, dzięki uporowi i ciężkiej pracy zdołał pokonywać kolejne szczeble piłkarskiej kariery. Nagrodą za wytrwałość był transfer do drugiej drużyny FC Porto, skąd po pół roku udał się do mroźnej Rosji. Rosji, która mogła być ostatnim przystankiem w jego karierze.

Gruźlica? Pan to rozchodzi

W Rosji, w wyniku nasilających się problemów został ostatecznie odesłany do szpitala. To jednak wcale nie zakończyło jego kłopotów.

- W 2005 roku trafiłem na wypożyczenie do Dynama Moskwa. Miasto było okropne, było tam zimno, a co gorsza, poważnie zachorowałem - wspominał po latach w rozmowie z "La Gazzettą dello Sport".

- Spędziłem w szpitalu 6 miesięcy. Miałem 10 kg nadwagi, choć wszyscy inni tam byli chudzi i nie chcieli jeść. Ja za to byłem wiecznie głodny - dodawał. Jego stan był jednak wywołany przyjmowanymi lekami.

Ostatecznie, po serii badań, udało się ustalić, że przyczyną tak złego stanu zdrowia młodego piłkarza jest zaawansowana gruźlica. Silva miał być chory już od... ponad pół roku! Oczywiście katorżnicze treningi nie polepszyły jego sytuacji.

Jednak nie tylko w klubie "zadbali" o to, by Silva za szybko nie wrócił do siebie. Także w rosyjskim szpitalu nie za bardzo wiedzieli, jak zająć się ciężko chorym pacjentem, z którym w dodatku nikt nie umiał się zbytnio porozumieć.

- Od czasu do czasu, kilka razy dziennie, przychodził lekarz i dawał mi zastrzyk plus 10-15 tabletek - wspominał Silva. - Lekarze kazali mi wstać i iść na spacer, ale nie byłem w stanie.

Ucieczka ratunkiem

Ostatecznie karierę, i być może życie, Silvy uratował powrót do Portugalii.

W Rosji bowiem uznano, że jedynym ratunkiem dla Brazylijczyka będzie wycięcie części prawego płuca. To definitywnie przekreśliłoby jego dalszą karierę.

- Powiedziałam wówczas, że nikt nie otworzy tam mojego męża. Nikt nie zakończy jego marzeń - wspominała w rozmowie z Associated Press ówczesna dziewczyna, a dziś żona piłkarza - Isabelle.

Wówczas piłkarz i jego najbliżsi zdecydowali, że trzeba się ewakuować z Rosji. Dynamo, które spisało już Silvę na straty, nie robiło specjalnych problemów, by wyjechał na drugi koniec Europy.

- W Portugalii otrzymał nową diagnozę i tam był leczony. Mieszkaliśmy tam przez sześć miesięcy aż doszedł do siebie - wspominała Isabelle w rozmowie z goal.com.

- Lekarze mówili, że gdyby minęły jeszcze dwa tygodnie, mógłbym już nie wyzdrowieć - wyjawił Silva.

Ostatecznie jednak wszystko zakończyło się szczęśliwie, choć tamta przygoda na zawsze pozostała w pamięci zawodnika.

-  Prawie umarłem. Dlatego zawsze gdy gram, wracam myślami do tych chwil w Rosji - przyznał.

Czytaj także: 
Norweska spadająca gwiazda. Czy Martin Odegaard w końcu się odnajdzie?
Prezes Bayernu zapytany o Haalanda. Odpowiedź nie pozostawia złudzeń

Źródło artykułu: