Zdaniem sędziów piłkarz miał zlekceważyć i brutalnie upokorzyć ofiarę, a na dodatek później próbował przeszkadzać w dochodzeniu, oferując śledczym fałszywe i wcześniej ustalone fakty.
Pierwszy wyrok skazujący Robinho zapadł w 2017 roku - wtedy także groziło mu dziewięć lat pozbawienia wolności. Robinho odwołał się do sądu drugiej instancji, ale ten w 2020 roku odrzucił apelację. Teraz sąd ostatniej instancji także podtrzymał swoją decyzję.
Sądowy tasiemiec
Brazylijczyk całkiem dobrze radził sobie w szeregach AC Milan. Sięgnął z nim po ostatnie w historii Rossonerich mistrzostwo Włoch. Jednak jeszcze lepiej radził sobie w tamtejszych nocnych klubach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: solówka a la Messi! Mijał rywali jak tyczki
22 stycznia 2013 roku w jednym z mediolańskich klubów Robinho i jego koledzy dopuścili się zbiorowego gwałtu na 22-latce. Podczas przesłuchania w Mediolanie zawodnik nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Długo milczał, ograniczając się do lapidarnych komunikatów.
Twierdził, że seks odbył się za zgodą dziewczyny. Jego prawnik tłumaczył, że uprawianie z kimś stosunku seksualnego nie stanowi złamania prawa i jego klient nie musi się z niczego tłumaczyć. - Bo ona się zgodziła. Chciała wykorzystać, że jestem bogatym piłkarzem. Była kompletnie pijana - usprawiedliwiał się Brazylijczyk.
Ofiarę piłkarz poznał w barze, w którym spędzał czas z żoną i znajomymi. Późnym wieczorem odprowadził Vivian do domu, a sam wrócił do lokalu, w którym czekali na niego koledzy. Chwilę później wspólnie zaatakowali Albankę.
- Nie byłam w stanie mówić i wstawać. Gdy się ocknęłam, widziałam, jak Robinho i jego kolega mnie wykorzystują. Zaczęłam płakać. Pamiętam, że do domu wróciłam samochodem z Brazylijczykami. Pamiętam również, że piłkarz prosił swojego kumpla o prezerwatywę - zeznała kobieta.
W międzyczasie światło dzienne ujrzały również rozmowy telefoniczne pomiędzy piłkarzem a jego przyjacielem. Te tylko potwierdziły, że ówczesny piłkarz AC Milan dopuścił się haniebnego czynu.
Adwokaci Brazylijczyka odwoływali się do Sądu Najwyższego w Rzymie, trzeciej i ostatniej instancji włoskiego wymiaru sprawiedliwości, ale ten podtrzymał wyrok.
Ponadto, Brazylijczyk, który 25 stycznia skończy 38 lat, ma zapłacić pokrzywdzonej kobiecie 60 tysięcy euro.
Robinho obejdzie prawo?
Gdy w 2017 roku zapadł pierwszy wyrok w sprawie Robinho, ten nie przebywał już we Włoszech i nic nie wskazuje na to, by miał się tam jeszcze kiedykolwiek pojawić, a to oznacza, że najprawdopodobniej uniknie kary.
Brazylia nie pozwala bowiem na ekstradycję swoich obywateli i to bez względu na to, za co zostali skazani w innych krajach, choć Włosi mogą żądać tego, by Robinho odbył karę w Ameryce Południowej. Choć tamtejsi dziennikarze wątpią, aby Robinho odsiedział wyrok w Brazylii.
Dopóki mieszka w ojczyźnie, nie musi się martwić, że trafi do więzienia. Ma to swoją cenę, bo nie może sobie pozwolić na wjazd na teren Unii Europejskiej. Zostałby aresztowany zaraz po przekroczeniu granicy wspólnoty.
Czytaj także:
Robinho - gwałciciel na wolności
Karim Benzema, czyli jak być fenomenalnym piłkarzem i skandalistą w jednym