Robinho - gwałciciel na wolności

Osiem lat temu Robihno brał udział w zbiorowym gwałcie. Jednak wiele wskazuje na to, że ujdzie mu to na sucho. Piłkarz uciekł bowiem do Brazylii i chroni go tamtejsze prawo.

Jakub Tuchaj
Jakub Tuchaj
Robinho Getty Images / Stanley Chou / Na zdjęciu: Robinho
Kiedy miał 15 lat, legendarny Pele mianował go na swojego następcę. Wspólnych mianowników była masa. Obaj karierę rozpoczynali w Santosie. Strzelali jak na zawołanie, obu charakteryzowało też zamiłowanie do dryblowania.

Jako 21-latek otworzył sobie drzwi do światowego futbolu, podpisując kontrakt z Realem Madryt. Rok później wziął udział w mistrzostwach świata w Niemczech. Zagrał w każdym meczu grupowym Brazylii, dotarł z Canarinhos do ćwierćfinału. Potem Real zamienił na Manchester City - był pierwszym głośnym nabytkiem marzących o potędze szejków z Abu Dhabi Group.

Gwałt w dniu urodzin

Dwa lata później ruszył w dalszą podróż po wielkich europejskich klubach. Trafił do AC Milan, sięgnął z nim po ostatnie w historii Rossonerich mistrzostwo Włoch. Wydawało się, że znalazł swoją przystań, ale nocne życie Mediolanu go pochłonęło. Jedno z wyjść miało tragiczne skutki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny gol na Ukrainie. Jak to wpadło?!

22 stycznia 2013 roku w jednym z mediolańskich klubów Robinho i jego koledzy dopuścili się zbiorowego gwałtu na 22-latce. Podczas przesłuchania w Mediolanie zawodnik nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Długo milczał, ograniczając się do lapidarnych komunikatów.

Twierdził, że seks odbył się za zgodą dziewczyny. Jego prawnik tłumaczył, że uprawianie z kimś stosunku seksualnego nie stanowi złamanie prawa i jego klient nie musi się z niczego tłumaczyć. - Bo ona się zgodziła. Chciała wykorzystać, że jestem bogatym piłkarzem. Była kompletnie pijana - usprawiedliwiał się Brazylijczyk.

W momencie gwałtu Robinho był w związku małżeńskim. Vivian Guglielminetti, z którą pobrał się w 2009 roku, towarzyszyła mu tamtej nocy. Ofiarę poznał w barze, w którym spędzał czas z żoną i znajomymi. Późnym wieczorem odprowadził Vivian do domu, a sam wrócił do lokalu, w którym czekali na niego koledzy. Chwilę później wspólnie zaatakowali Albankę.

Włoski dziennik "La Repubblica" informował, co ustalono w śledztwie. Najpierw Brazylijczyk i jego przyjaciele sprawili, by dziewczyna wypiła tyle alkoholu, żeby ​​straciła przytomność. Następnie zgwałcili i upokorzyli swoją ofiarę, która tamtej nocy obchodziła 22. urodziny.

- Nie byłam w stanie mówić i wstawać. Gdy się ocknęłam, widziałam, jak Robinho i jego kolega mnie wykorzystują. Zaczęłam płakać. Pamiętam, że do domu wróciłam samochodem z Brazylijczykami. Pamiętam również, że piłkarz prosił swojego kumpla o prezerwatywę - zeznała ofiara.

Dodatkowo piłkarz próbował przeszkadzać w dochodzeniu oraz zmienić kierunek śledztwa, oferując śledczym fałszywą i uzgodnioną wcześniej ze swoimi wspólnikami wersję faktów.

Bezpieczna przystań

23 listopada 2017 roku włoski sąd skazał Robinho na dziewięć lat więzienia. Pełnomocnicy Brazylijczyka wnieśli apelację. Sąd drugiej instancji zdecydował jednak, że wyrok zostanie utrzymany. 100-krotny reprezentant Brazylii nie spędził jednak za kratkami ani jednego dnia. I wszystko wskazuje, że nie spędzi.

Gdy zapadały kolejne werdykty w jego sprawie, grał kolejno w Chinach, Brazylii i Turcji. Kiedy zbliżało się uprawomocnienie wyroku, na stałe wrócił do ojczyzny. Dzięki temu najprawdopodobniej w ogóle uniknie kary. Brazylia nie prowadzi bowiem ekstradycji swoich obywateli, niezależnie od czynów, jakie im udowodniono.

Dopóki mieszka w ojczyźnie, nie musi się martwić, że trafi do więzienia. Ma to swoją cenę, bo nie może sobie pozwolić na wjazd na teren Unii Europejskiej. Zostałby aresztowany zaraz po przekroczeniu granicy wspólnoty.

Choć jego reputacja sięgnęła dnia, Santos przyjął swojego wychowanka z otwartymi ramionami. Działaczy od podpisania kontraktu z Robinho nie odstraszyło nawet to, że główny sponsor klubu działający w branży medycznej poinformował, że zrywa kontrakt. Decyzję argumentowała szacunkiem do swoich klientek.

Z kłopotami za pan brat

Tylko 7 piłkarzy zagrało w reprezentacji Brazylii więcej razy niż Robinho. 37-letni dziś piłkarz być może osiągnąłby więcej, gdyby nie jego styl życia. Udział w gwałcie to najpoważniejsza pozycja w jego kartotece, ale tylko jedna z wielu.

W październiku 2007 roku rozkręcił imprezę, o jakiej mówiło się nie tylko w Brazylii, ale także w Madrycie. Po reprezentacyjnym meczu z Ekwadorem, wraz ze swoim kumplem, zawładnęli jednym z najmodniejszych klubów w Rio de Janeiro.

Zaprosili całą drużynę i tyle dziewczyn, ile tylko pomieścił klub. Alkohol lał się strumieniami. Wszystko na koszt 23-letniego wówczas piłkarza Realu. Robinho, jak na organizatora przystało, dbał o to, by każdy z gości z radością opuszczał lokal.

Według świadków Robinho w środku nocy miał wyskoczyć do najbliższego sklepu i zakupić 40 prezerwatyw, które rozdał kolegom. W tym samym czasie jego narzeczona siedziała w domu w piątym miesiącu ciąży z ich pierwszym synem.

Brazylijczyk w nieprzeciętny sposób potrafił przyciągać kłopoty. Miał przebłyski piłkarskiego geniuszu i dzięki ciężkiej pracy mógł zajść naprawdę wysoko. Ale zbyt głośno odzywało się w nim jego latynoskie usposobienie. W tym przypadku słowa legendarnego Pelego jakoby widział w nim swojego następcę, okazały się trochę na wyrost.

Czytaj także:
Zemsta pchnęła go do zabójstwa. Przeszłość dopadła go w nowym życiu 
Przyznał się do posiadania materiałów z pornografią dziecięcą 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×