Grzegorz Krychowiak usiadł na ławce rezerwowych i to odmieniło mecz. Ale gdyby nie ten zawodnik, to Polacy nie byliby na mundialu w Katarze. To było spotkanie dwóch najbardziej krytykowanych graczy w reprezentacji, bo Piotr Zieliński też zniknął w objęciach kolegów. Zaczęło się jednak tradycyjnie - od Roberta Lewandowskiego. Nasz kapitan od lat dźwiga polską kadrę na plecach i pokazuje, że jeszcze długo się nie ugnie.
Szwedzi zaczęli nerwowo, tracili dużo łatwych piłek, jakby przygłuszyła ich atmosfera pulsującego Stadionu Śląskiego. Ale nasi zawodnicy sami zgotowali sobie kocioł i zaprosili rywali pod własną bramką.
Krystian Bielik od początku meczu grał odważnie, w swoim stylu, jednak czasami za bardzo ryzykownie. Raz się poważnie przeliczył - zrobiło się gorąco, gdy wszedł z piłką pomiędzy szwedzkich graczy i ją stracił. Goście błyskawicznie przenieśli się pod pole karne Polaków i Emil Forsberg widział już tylko Wojciecha Szczęsnego. Szwed, który strzelił nam dwa gole na Euro 2020, uderzył mocno po ziemi, piłka na mokrej trawie przyspieszyła, ale Szczęsny spisał się znakomicie. Z kilku metrów odbił piłkę do boku.
Po tej akcji Szwedzi zostali na naszej połowie, a Polacy wpadli w spiralę pomyłek. Wybijał jeden, poprawiał drugi, a piłka nie opuszczała pola karnego Szczęsnego. Gdy czekaliśmy aż w końcu któryś z naszych graczy przerwie akcję i uporządkuje ten bałagan, Dejan Kulusevski oddawał strzał. Gdyby nie wyblok Jana Bednarka, Biało-Czerwoni mogli przegrywać.
Przez dłuższy fragment pierwszej połowy gra polskiej drużyny wyglądała jak popularna taktyka w memach, czyli "długa na Robercika". Aż raziło w oczy, jak piłkarsko nasza reprezentacja ma mało do zaoferowania. W zasadzie po odbiorze piłki następowało szybkie "uwolnienie" i długie podanie do przodu.
Ten schemat przełamywali głównie Matty Cash, groźnie dośrodkowując, czy Sebastian Szymański. Jego strona boiska pulsowała od rajdów. Po akcji Szymańskiego i dośrodkowaniu, Cash oddawał strzał z bliskiej odległości. To powinien być gol, ale piłka spadła mu na lewą nogę i zawodnik Aston Villi uderzył niecelnie.
W końcówce pierwszej połowy, w środku boiska, w zupełnie niegroźnej sytuacji doszło do zdarzenia, które miało ogromny wpływ na losy meczu. Jacek Góralski ostro wszedł w rywala i otrzymał żółtą kartkę. Czesław Michniewicz długo się nie zastanawiał i wysłał na rozgrzewkę Grzegorza Krychowiaka. Wejście tego zawodnika odmieniło mecz.
Można mówić o Krychowiaku wiele, a im bardziej kwestionuje się jego pozycję w reprezentacji, tym częściej ten zawodnik ma przebłyski, po których mówi się: "No nie, on jednak musi być na boisku".
Już na początku drugiej części Krychowiak nie dotknął nawet piłki, a został bohaterem. "Krycha" dostał podanie w polu karnym i dobrze się zastawił. Jesper Karlstrom spóźnił się z interwencją i powalił naszego pomocnika. Sędzia podyktował rzut karny.
Już wtedy nasi zawodnicy potrząsali Krychowiakiem gratulując mu tego ruchu. Za chwilę cała drużyna rzuciła się w narożniku boiska na Roberta Lewandowskiego. Kapitan kadry bardzo pewnie wykonał jedenastkę i pierwsza wygrana ze Szwecją od 31 lat zaczynała być realna. A Kalstrom, piłkarz Lecha Poznań, może być pewien, że na każdym polskim stadionie kibice będą mu za to dziękować.
Ale co by się stało, gdyby swojego dnia nie miał także Szczęsny? Po godzinie gry Forsberg miał jeszcze łatwiejszą sytuację niż w pierwszej połowie. Po zagraniu ze skrzydła piłka przeleciała całe pole karne i Forsberg miał całą bramkę przed sobą. Szczęsny nie kalkulował, rzucił się rywalowi pod nogi i w niesamowitych okolicznościach obronił to uderzenie.
Potwierdza się, że wyniki zespołu zależą od formy liderów kadry. Lewandowski strzelił gola, Krychowiak wywalczył rzut karny, a Szczęsny ratował zespół. Ten starzejący się kręgosłup reprezentacji, choć ostatnio często trzeszczał, to we wtorek pracował jak ciało nastolatka.
I skoro przełamał się Krychowiak, to reszta też poszła za ciosem. Piotr Zieliński, zawodnik, od którego wymaga się prawie najwięcej w naszej kadrze, odebrał piłkę rywalowi, popędził na bramkę i w sytuacji sam na sam mocnym strzałem pokonał Robina Olsena.
To, co stało się z polską drużyną po golu na 2:0, było niesamowite. Za chwilę głową strzelał Bednarek, następnie Lewandowski. To powinny być bramki, ale Olsen jakoś odbijał piłki nad poprzeczką. Wyglądało to tak, jakby wszystko, co do tej pory blokowało naszych graczy - na Euro 2020 i w eliminacjach MŚ 2022 - nagle puściło.
Polacy jadą na czwarty duży turniej z rzędu - w listopadzie i grudniu tego roku zagrają w mistrzostwach świata w Katarze.
Polska - Szwecja 2:0 (0:0)
1:0 - Robert Lewandowski 49' - rzut karny
2:0 - Piotr Zieliński 72'
Polska: Szczęsny - Bielik, Glik, Bednarek - Cash, Góralski (46. Krychowiak), Moder, Bereszyński - Zieliński (89. Buksa), Szymański - Lewandowski.
Szwecja: Olsen - Krafth, Lindelof, Danielson (79. Ibrahimović), Augustinsson - Kulusevski, Kalstroem (67. Svanberg), K. Olsson (80. Karlsson), Forsberg - Isak, Quaison (66. Elanga).
Żółte kartki: Góralski, Moder, Lewandowski, Bielik - Isak, Kulusevski.
Sędzia: Daniele Orsato (Włochy).
Widzów: 54 078
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: naprawdę tak chciał czy... mu zeszło?!