Sokolenko to były obrońca między innymi Polonii Bytom czy Górnika Łęczna. W naszej ekstraklasie rozegrał 64 mecze. Obecnie jest trenerem w Pogoni-Sokół Lubaczów. O V-ligowym klubie było niedawno głośno. Lubaczów znajduje się tuż przy granicy z Ukrainą. W połowie marca Rosjanie zbombardowali ukraińską bazę wojskową w Jaworowie, 40 kilometrów od polskiego miasta. Wybuch był widoczny i słyszalny na ulicach Lubaczowa.
Pomoc pomiędzy treningami
Prezes klubu Robert Machczyński mówił nam, że przeszła mu przez głowę myśl, czy może na wszelki wypadek nie spakować walizek. Ale drużyna dalej funkcjonuje. Wznowiła rozgrywki rundy wiosennej Ligi Okręgowej i walczy o awans do IV ligi. Jest druga w tabeli.
Walerij Sokolenko oprócz pracy w Pogoni-Sokół, trenuje również młodzież w akademii - w SMS-ie Jarosław. I mimo dużego obłożenia, od początku wojny pomaga rodakom. Jeździł na granicę, odbierał znajomych, ale też obcych ludzi. Zawoził na lotnisko, na dworzec autobusowy. Brał też Ukraińców pod swój dach, zapewniał nocleg lub szukał mieszkań.
ZOBACZ WIDEO: Z Pierwszej Piłki #05: Silna grupa, w której się nas boją. Szukamy sparingpartnera
Po kilku tygodniach wojny, Sokolence udało się sprowadzić rodziców z Czernichowa. - Mówili, że nigdy nie czuli takiego strachu. Ukrywali się w bunkrze - opowiadał nam. - Byłem w Czernichowie latem poprzedniego roku, pomyślałem wtedy: "Ale moje miasto się zmieniło". Z roku na rok było tam coraz piękniej.
- Odnowili ulice, parki, ławki, wszystko zrobili dla ludzi. Nie chce mi się wierzyć w to, co widzę na zdjęciach. Przecież ja tam w piłkę grałem, między blokami. Moja szkoła, stadion, wszystko leży. To teraz ruiny - mówił nam.
Każdy każdego zna
Sokolenko wychował się w Czernichowie, a w Borodziance zaczynał seniorską karierę. W zespole Systema-Boreks Borodzianka (dziś Inter Bojarka) grał w latach 2001-03. To miasto również zostało doszczętnie zniszczone.
- U mnie w Czernichowie zaczęli teraz sprzątać. 70 procent miasta to gruz - komentuje Sokolenko. - Ciągle strzelają, ale już nie tak, jak wcześniej. Co ważne: znowu jest woda i prąd - ale nie wszędzie - mówi. - Praktycznie każde osiedle jest zniszczone. Niektóre są rozwalone do zera, w niektórych zniszczone są klatki lub wybite szyby. Czeka nas ciężka zima. Mer apeluje, by ludzie przygotowali się na chłodną zimę bez ogrzewania - relacjonuje trener.
Sokolenko kontaktował się ze znajomymi z Borodzianki. Nasz rozmówca z wielkim sentymentem wspomina okres gry w tym mieście. - Zrobiliśmy wtedy awans z 2 do 1 ligi. Ludzie przyjeżdżali na nasze mecze z pobliskich wiosek. Prezes zbudował stadion. Tam każdy znał każdego. To było malutkie miasteczko, 90 kilometrów od Kijowa, z większą fabryką produkującą maszyny rolne. Z jednym rondem, na którym stał traktor, taki jakby pomnik. Żeby obejść całe miasto, potrzeba było 20 minut – mówi.
- Dzwoniłem do znajomych. Mówią mi jedno: "Walerij, dramat". 95 procent to zgliszcza. Wszystko zrównane z ziemią - załamuje się. - Widziałem na zdjęciach blok, w którym mieszkał nasz trener. To był największy budynek w mieście, 9-piętrowy. Bomby rozerwały go na pół. Znam okolicę, bo mieszkaliśmy z zawodnikami naprzeciwko trenera, ulicę dalej. Koledzy opowiadają, że nic nie zostało, że miasto się do niczego nie nadaje. Ciekawe, czy jeszcze stadion stoi... - zawiesza głos.
Terrible photos from the destroyed #Borodianka. pic.twitter.com/grnmSkcHlJ
— NEXTA (@nexta_tv) April 5, 2022
- Spodziewają się tam najgorszego, drugiej Buczy. Jeszcze nie wiadomo, ile osób zostało zabitych, na razie trwa odgruzowywanie miasta - uzupełnia Sokolenko. - Z tego co słyszę, to w obwodzie kijowskim większość miasteczek wygląda tak, jak Bucza. Rosjanie wchodzili jak do siebie do domu. Robili, co chcieli. Irpień, Hostomel, Borodzianka - ludzie stamtąd spodziewają się najgorszego - dodaje.
Ciągłe napięcie
- Co myślę? Nie jestem w stanie określić tego słowami. Wojna wojną, ale ataki na cywilów? Mordy? Co ja mam panu powiedzieć? - pyta retorycznie.
- Starsi ludzie czują strach, dzieciaczki też. Reszta jest nastawiona na walkę, żeby Rosję pogonić. Ludzie cały czas w napięciu siedzą, czekają, co się wydarzy - opowiada.
Myśli gdzie indziej
Sokolenko przyznaje, że z trudem, ale nauczył się funkcjonować w tych strasznych czasach. - Na szczęście rodzina i większość znajomych jest u mnie albo blisko granicy z Polską - mówi. - Przez pierwsze dwa tygodnie miałem straszny "dołek" psychiczny, spać nie mogłem. Teraz jakoś ciągnę. Trenujemy, wierzymy w awans do IV ligi. Piłka nożna pozwala choć na chwilę przenieść myśli gdzie indziej, choć one i tak krążą wokół jednego tematu - kończy Walerij Sokolenko.
Hitowy mecz Polaków? Jest kilka kwestii do ustalenia
"Ha ha! Nie ma szans". Ależ odpowiedział Rosjanom