Trener Paweł Janas trzymał się zasady, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Z jednym małym wyjątkiem, bo w pierwszym składzie Ugo Ukah zastąpił kontuzjowanego Wojciecha Szymanka (w meczu z Wisłą opuścił boisko w 13. minucie).
Zmian nie było, bo być nie mogło. Obecna "jedenastka" Widzewa składa się niewątpliwie z najlepszych piłkarzy, jakich Janas ma w drużynie. Wtorkowy mecz tylko potwierdził tę opinię. Dyspozycja rezerwowych (Darvydas Sernas, Dejan Miloseski i Przemysław Oziębała), których trener posłał w bój, pozostawiała bowiem bardzo wiele do życzenia.
- Chciałem, żeby ci, którzy grali mniej, dostali też szansę. Mamy przecież taką ligę, że przed czteromiesięczną przerwą mamy mecze co trzy dni. Zgodzę się natomiast ze stwierdzeniem, że zmiennicy nie spisali się najlepiej - przyznał szkoleniowiec.
Od pierwszej minuty atakowali łodzianie. Prowadzenie objąć mogli już w 3. minucie, kiedy to w sytuacji sam na sam z Jackiem Gorczycą znalazł się Krzysztof Ostrowski. Były piłkarz Legii nieczysto trafił jednak w piłkę.
Problemów nie miał z tym chwilę później Marcin Robak, gdy otrzymał futbolówkę tuż przed polem karnym. Zupełnie niepilnowany huknął jak z armaty i nie dał najmniejszych szans interweniującemu bramkarzowi.
Widzew kontrolował wydarzenia na boisku, starał się wciąż atakować, a kolejne dobre zawody w środku pola rozgrywał Łukasz Grzeszczyk. Pomocnik łodzian popisał się kilkoma świetnymi prostopadłymi podaniami, starał się zagrozić też bramce gości.
Najlepiej wyszło to jednak... Mateuszowi Sroce, który zupełnie przypadkowo pokonał Gorczycę. Piłkę z prawej strony boiska dośrodkował Adrian Budka, a ta odbiła się od nogi defensora katowickiej drużyny.
Gospodarze kilka chwil wcześniej mieli znakomitą okazję. Po zagraniu Piotra Grzelczaka niemalże pustą bramkę miał przed sobą Mindaugas Panka, ale mimo to trafił w stojącego tuż przy słupku Gorczycę!
Po przerwie mecz się wyrównał. Prowadzący różnicą dwóch goli Widzew nie atakował już tak odważnie, a największe zagrożenie stwarzał po kontratakach. Wszystko dlatego, że podopieczni Adama Nawałki coraz śmielej przedzierali się pod bramkę Macieja Mielcarza, angażując w to wielu piłkarzy.
Żadnej dogodnej okazji strzeleckiej stworzyć jednak przez dłuższy czas nie mogli, bo tego dnia defensywa łodzian funkcjonowała bardzo dobrze. Jak choćby w sytuacji, gdy Grzegorz Goncerz otrzymał piłkę z głębi pola, miał przed sobą tylko Mielcarza, ale zdołał go dogonić Ukah. Potem coś się jednak zepsuło...
W 86. minucie po dośrodkowaniu z prawej strony boiska gola strzałem głową zdobył Grzegorz Górski. Bramka kontaktowa dała nadzieję gościom, którzy rzucili się do ataku, a łodzianie popełniali proste błędy, doprowadzając kibiców do frustracji. Nic w tym dziwnego, bo fani musieli drżeć do samego końca o wynik meczu, w którym Widzew powinien wygrać różnicą kilku bramek. Wygrał minimalnie, choć zasłużenie, a horror w końcówce zafundował sobie na własne życzenie.
Widzew Łódź - GKS Katowice 2:1 (2:0)
1:0 - Robak 5'
2:0 - Sroka (sam.) 37'
2:1 - Górski 86'
Składy:
Widzew Łódź: Mielcarz - Broź, Ukah, Bieniuk, Dudu, Budka, Grzeszczyk (81' Miloseski), Panka, Ostrowski (62' Sernas), Grzelczak (86' Oziębała), Robak.
GKS Katowice: Gorczyca - Sroka, Napierała, Kamiński, Niechciał, Małkowski, Cholerzyński, Wijas (60' Nowak), Goncerz, Iwan (66' Górski), Mikulenas (63' Kaliciak).
Żółte kartki: Mielcarz (Widzew) oraz Iwan (GKS).
Widzów: 6500.
Sędzia: Wojciech Krztoń (Olsztyn).
Najlepszy piłkarz Widzewa: Piotr Grzelczak.
Najlepszy piłkarz GKS: Grzegorz Goncerz.
Piłkarz meczu: Piotr Grzelczak.